Zaktualizował poprzedni rozdział, więc zanim przeczytasz ten MUSISZ jeszcze raz przebrnąć poprzedni, ponieważ jakaś połowa treści uległa zmianie. Cóż dużo mówić, kobieta zmienną jest.
Wróciłeś już? Doskonale! Zaczynamy!
Nie powinienem był krzyczeć, odchodzić, jednak przede wszystkim nie powinienem był iść dalej gdy słyszałem jej błagalne krzyki. Nie kiedy cierpiała. Choćbym nie wiem jak mnie zraniła zawsze powinienem być przy niej.
Jednak w akcie głupoty wyrzuciłem pierścień, a nie chciałem by poznała moją tożsamość. Nie wtedy.
Byłem taki głupi.
Jednak zachowałem na tyle rozumu by nie wracać do chwilowo wynajmowanego mieszkania,a jedynie dojść przed główne drzwi domu babci Marinett i oprzeć się plecami o ścianę. Musiałem przemyśleć sobie kilka rzeczy. Jej słowa zabolały. Zabolały tak bardzo. Nawet gdy zniknęła matka nie czułem się aż tak zraniony.
Poczułem spływające po policzku pojedyncze łzy. Trwałem w bezruchu przez bardzo długi czas, pogrążony w myślach, próbując poskładać strzaskane serce. Zastanawiałem się czy kiedykolwiek mi wybaczy, a jeśli nawet to czy również zapomni? W końcu te dwie rzeczy wbrew pozorom różniły się diametralnie. Czy będzie na mnie patrzeć tak samo? Czy nadal będziemy swobodnie żartować? Czy nadal będziemy tak dobrze współpracować? Czy jeszcze kiedykolwiek ujrzę jej uśmiech? Usłyszę miłe słowo? A może wszystko przepadło wraz z pierścieniem?
Po pewnym czasie z zaskoczeniem zauważyłem, że deszcz już nie pada. Tylko woda z mokrych włosów spływała na twarz, by zmieszać się ze słonymi łzami. Otarłem i jedne i drugie, po czym wyjąłem z kieszeni telefon. Chciałem zadzwonić po taksówkę i wrócić do mieszkania, a potem poużalać się do rana oraz wrócić najwcześniejszym samolotem do Paryża. Skoro Biedronka już nie chciała mojego towarzystwa...
Jednak przeraziłem się gdy zobaczyłem godzinę. Północ. Równo. Zadanie właśnie powinno się rozpocząć. Na kartce nie było podanego miejsca, więc najprawdopodobniej Pawica zamierzała się do nas pofatygować. A skoro ja oficjalnie odrzuciłem rolę super bohatera...
Znaczyło to, że kobieta zechce dopaść JĄ.
Natychmiast pobiegłem w kierunku sadzawki. Zobaczyłem, że siedemnastolatka idzie mostem ze zwieszoną głową, jednak nic poza tym. Wszystko wyglądało normalnie. Westchnąłem.
Jednak, jak się okazało, za wcześnie. Bo nagle z wodą poczęły dziać się dziwne rzeczy. Bez konkretnego powodu zaczęła falować. Dziewczyna stanęła i wpatrywał się w wodę, pewnie równie jak ja zaciekawiona o co chodzi.
Fale robiły się coraz większe. Brunetka złapała się barierki. Jedną ręką. Dlaczego tylko jedną? Czemu nie obiema? I wtedy do nie dotarło: w jednej trzymała mój pierścień. Ryzykowała utoniecie dla zachowania tej jednej pamiątki, jedynego wspomnienia, a ja jak dureń ją opuściłem.
Chciałem wbiec na most i jej pomóc, jednak ogromna ściana wody zagrodziła mi drogę. Chciałem przez nią przebiec jednak zatrzymała mnie. Chciałem coś zrobić, cokolwiek. Jednak pomimo usilnych starań nie dałem rady: wchodziłem do sadzawki, by podpłynąć do ukochanej, jednak zostałem wyrzucony na brzeg. Próbowałem w kilku miejscach, ale zawsze wracałem do punktu wyjścia. Dlatego patrzyłem bezsilny jak siedzi skulona, jak łapie oddechy oraz jak wpada do zbiornika.
Temu ostatniemu towarzyszył krzyk: jej i mój związany w jedno. Furia, strach, panika, przerażenie, załamanie ogarnęły mnie niczym ogień.
-Jeśli teraz mnie powstrzymasz rozszarpię cię własnymi rękami, a ciało wyrzucę do rzeki, nieważne ile by mi to zajęło!!!- wrzasnąłem, wiedząc, że Pawica jest gdzieś w pobliżu i wszystko słyszy. Może rzeczywiście się przestraszyła, a może chciała się tylko trochę nami pobawić zanim nas wykończy, ale kiedy skoczyłem do wody nic mnie nie zatrzymało.
![](https://img.wattpad.com/cover/93241072-288-k499272.jpg)
CZYTASZ
Miraculum 3-Szanghaj
FanficNiańczenie małych dzieci to trudna sztuka. A niańczenie tych dużych? Katorga. Zwłaszcza jeśli musisz upilnować niesfornego kota hasającego samopas po największym mieście w Chinach i to mając zaledwie siedemnaście lat, stalkera na karku, znikającego...