Epilog

659 57 56
                                        

Znowu staliśmy na moście, naokoło nas była sadzawka, a kawałek dalej dom mojej babci. Słońce powoli wschodziło. Czułam ogromną ulgę, serce trzepotało.

Przeszliśmy ostatnią próbę, pochodziliśmy i wróciliśmy do domu. Tyle mi było trzeba do szczęścia. Ten spokój, który mnie ogarnął na widok rozjaśnionego wieloma barwami nieba, odgłosy budzącego się miast oraz promienie prześwitujące między gałęziami roślin. A u boku ukochany przyjaciel, z tym,  że słowo "ukochany" nabierało nowego znaczenia.

Kot obejmował mnie ramieniem. Razem patrzyliśmy na blask jutrzenki. Z łagodnymi uśmiechami na twarzach.

Nagle dostrzegłam coś kątem oka. Cała się napięłam, gdy spostrzegłam kto to. Przygotowałam jo-jo, jako, że berło nadal spoczywało na dnie zbiornika wodnego, a blondyn wyciągnął zza pasa srebrny bat. Stanęliśmy w pozycjach umożliwiających natychmiastowe rozpoczęcie walki, gdyby zaszła taka potrzeba.

Nie zaskoczył mnie fakt iż w naszym kierunku szła Pawica, jednak co tam robił Mistrz Fu? Obok tego potwora w kobiecej skórze? I to jeszcze swobodnie z nią rozmawiając, a nawet wybuchając śmiechem co jakiś czas. Staruszek niósł w ręką sporej wielkości skrzynkę, podobną do tej w której znalazłam kolczyki. Jeszcze trzymałam ją gdzieś na dnie jakiejś szuflady.

Moje i zielonookiego ręce opadły, gdy zobaczyliśmy, że żadne z owej dwójki nie planuje nas zaatakować. Zeszliśmy na murawę i zatrzymaliśmy się naprzeciwko nich. Przyglądałam się sędziwemu strażnikowi Miraculi, podczas gdy siedemnastolatek zyskał szansę na dokładniejsze obejrzenie rysów twarzy brunetki.

-Kim jesteś?- zapytał w końcu mój partner, przerywając trwającą dłuższą chwilę ciszę. Pytanie wyraźnie zostało skierowane do naszej prześladowczyni. Zamiast odpowiedzi ciemnowłosa powiedziała bezbarwnym głosem:

-Duusu, złóż ogon. - rozbłysło ciemnoniebieskie światło, a po chwili stała przed nami kobieta z włosami upiętymi w koka i spinką Pawia na boku, jednak nie miała już maski ani długiej sukni, tylko białe spodenki oraz pasującą do nich bluzkę. Nogi odziała w delikatne sandałki, a na twarzy nie posiadała nawet śladu makijażu, w przeciwieństwie do większości kobiet w jej wieku, a na oko miała czterdziestkę. 

Uśmiechnęła się do chłopaka tajemniczo po czym odpięła spinkę. Na twarz opadła jej skośna grzywka z pofarbowanymi na czerwono końcówkami. Blondyn głośno wciągnął powietrze, a ja odniosłam wrażenie, iż skądś kojarzę Pawicę.

-Mamo?- zapytał cicho mój przyjaciel. Zamarłam.

TO BYŁA JEGO MATKA?!

JAJA SOBIE ZE MNIE ROBICIE?

Jednak brunetka jedynie potwierdziła jego przypuszczenia skinieniem głowy.

-Ale..jak? Przecież...te włosy...Nathalie...to byłaś cały czas ty? - jąkał się z oczami wielkimi jak talerze. Wnioskując po uśmiechu Mistrza Fu jako jedyna nie rozumiałam zaistniałej sytuacji.

-Wyjaśnię ci później, na osobności. Jenak teraz mistrz ma wam coś ważnego do przekazania. - spojrzeliśmy wszyscy an staruszka,czekając co powie.

-Może usiądziemy? Tamto drzewo wydaje się odpowiednie, daje sporo cienia.- pokazał rozłożystą wiśnię. Bez sprzeciwu skierowaliśmy się w tamtym kierunku, jako, że słońce zaczynało już porządnie grzać.

-A więc?- zaczęłam gdy wszyscy już wygodnie się usadowili. Nadal co chwila patrzyłam podejrzliwie na drugą posiadaczkę Miraculum w naszym gronie. Może i była matką Kota, ale nie niwelowało to wszystkiego co dotąd zrobiła.  Strażnik zaczął:

Miraculum 3-SzanghajOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz