BEEPP!!BEEPP!!
Coś strasznie głośnego mnie obudziło, że aż spadłam z łóżka. Podniosłam głowe z kłębem kłaków na twarzy. Wzięłam ręką włosy do tył i spojrzałam na zegarek. Była 7:30. Szerzej otworzyłam oczy, z szybkością światła wyskoczyłam z mojego kokonu zwanego kocem i pognałam do szafy. Ubrałam koszulke z kotem z Cheshire, luźne szorty do kolan i granatowe tenisówki. Pognałam do rury na niższe piętro. Tam pobiegłam do łazienki i uczesałam włosy. Wzięłam plecak z książkami i pobiegłam do zjeżdżalni. Weszłam szybko do kuchni. Włożyłam tosty do tostera, popatrzałam na zegarek: 7:50. Kurcze, nie chce się spóźnić pierwszego dnia. Zaczęłam panikować. Nagle powolnym krokiem weszła zaspana Lin z kawą w ręku. Dziewczyna zmarszczyła brwi.
- co tu robisz tak wcześnie? - zapytała.
- zaraz się na lekcje spóźnimy.- powiedziałam zmieszana sytuacją. Lin spojrzała na zegarek.
-jest dopiero 8:00 a my mamy na 9:00...nie rozumiem- powiedziała.
- SERIO?! MOŻE BY MI KTOŚ MÓGŁ POWIEDZIEĆ O TYM WCZEŚNIEJ!- powiedziałam troche zła - jestem taka zmęczona! -dodałam troche ciszej, lekko się śmiejąc.
- Mówiliśmy o tym wczoraj...-powiedziała dziewczyna popijając kawe.
- Serio...?- powiedziałam troche zawstydzona. Zaczeliśmy się śmiać. Wzięłam tosty i poszłam na kanape. Włączyłam telewizje.
- a tak wogóle to co mamy pierwsze?- zapytałam.
-ocena mocy. No wiesz...- zamyśliła się. Jak to zwykle ze mną bywa, zaczęłam panikować.- poziom i rodzaj mocy. Fajne jest to że dzieciaki które jeszcze nie umią używać mocy mogą się tu nauczy.-odetchnęłam z ulgą- choć przyznaje że jest tu sporo dupków, którzy wyśmiewują nie umiących.-westchnęła z irytacją- współczuje Banner'owi, na niego się szczególnie uwzieli, nie dość że jest kujonem to jeszcze jest chuderlawy i nie umie kożystać z mocy. Wiesz...bardziej się smuci niż denerwuje.- nie wiedziałam że ma aż tak źle. Troche mu współczuje, też zawsze stałam na uboczu ale nigdy mi nie dokuczali.
- no dzidzia, musimy się już zbierać..-powiedziała córka Hawkeye'a wstając. Dołączyłam do niej. Wyszliśmy przed dom zamykając drzwi.
- hej, dziewczyny!- zawołał ktoś z tył. Odwróciłam się był to nie kto inny jak Sim.
- hejka , Sim.- powiedziałyśmy z uśmiechem. Poszliśmy razem z nim do sali mocy. Szliśmy chwile gdy doszliśmy do dużego "stadionu". Zastanawiałam się skąd mają tyle kasy. Przy stadionie czekał Banner, gadając z jakąś dziewczyną. Była ona ciemno skóra z ciemnymi oczami i włosami. Poszliśmy do niego. Borys jak zwykle powitał nas z uśmiechem.
- hej, poznajcie Samante. Jej tata to falcon.-przectawił dziewczynę.
- co tak oficjalnie? mówcie mi po prostu Sam.- zmieszała się z uśmiechem.
- cześć, jestem Lin a mój tata to Hawkeye - przectawiła się moja przyjaciółka z uśmiechem podając jej rękę, którą Sam potrząsnęła.
- Sim, następny kapitan Ameryka - zaśmiał się blondyn. Chyba czas na mnie.
- Lulu, córka Loki'ego.- przectawiłam się z uśmiechem by jej nie przestraszć.
- tego Loki'ego?-powiedziała a ja zaśmiałam się. Czemu wszyscy tak reakują? Pokiwałam głową śmiejąc się.
- i wyprzedzają pytanie: chce być superbohaterem i dla tego tu jestem.- powiedziałam lekko się śmiejąc.
- aha...spoko - zwróciła się w stronę Borysa- a i dzięki za naprawienie skszydeł, tata by się wściekł gdyby się dowiedział że je popsółam.- powiedziała wskazując na plecak.
- nie ma sprawy, a...- nie dokończył ponieważ dzieciaki zaczęły wchodzić na stadion. Dołączyliśmy do nich. Wśrodku było jak na stadionie tylko były tam wiele różnych dziwnych rzeczy typu ultra wielkie ciężarki albo ruchome manekiny do strzelania. Ustawiliśmy się przed podwyrzszeniem na którym stali: profesor X, Hawkeye i Doctor Strange.
- proszę o cisze, stworki! - powiedział głośno Clint.
- HEJ,TATO!- krzyknęła Lin. Wszyscy lekko się przycisili.
- Witajcie na spawdzeniu mocy! Potworki które nie mają supermocy ani innych super machin, mają zajęcia umiejętnościowe, Proszę za mną!- zszedł z podwyrzszenia i machną ręką z uśmiechem. Połowa uczniów poszła za nim, w tym Lin.
- tak więc, najpierw wszyscy pójdą za mną, po spotkaniu ze mną idziecie do doctora Strange'a. Wszyscy zrozumieli? Tak? To wspaniale.- powiedział profesor i zjechał wózkiem z podestu. Cała grupa poszła za nim pomrukując. Chyba wszyscy oczekiwali że zrobią rozwałke czy coś, facet ich pochwali i sobie pójdą. Na końcu stał coś w stylu mini gabinetu zakrytego na około drewnem. Wszyscy zaczeli się przepychać. Zgubiłam znajomych, stanęłam pomiędzy niewiadomo kim. Na szczęście byłam niedaleko początku. Kolejka przesuwała się aż w końcu nastała moja kolej. No to idziemy...