Rozdział 12

982 67 1
                                    

- Chodź ze mną do domu. Powiesz moim rodzicom, to co mi. – powiedziałam po chwili i chciałam złapać ją za rękę.

- Nie ! – wyrwała mi się z przestrachem w oczach.

- Dlaczego nie ?

- Bo się boję. To wilkołaki. A jeśli pomyślą, że jestem szpiegiem i postanowią mnie zabić ?

- To moja rodzina. – odparłam pobłażliwie – Oni na pewno cię nie skrzywdzą. A nawet gdyby chcieli, to na to nie pozwolę, dobrze ?

Dziewczyna zastanawiała się przez chwilę po czym powiedziała:

- Skoro tak, no to dobrze. Chodźmy.

Gdy tylko przekroczyłam próg domu, Adam naskoczył na mnie, wściekły:

- Gdzieś ty była ?! Idziesz otworzyć drzwi, po czym wychodzisz bez słowa wyjaśnienia ! – spojrzał zdziwiony na Lauren i kontynuował – A to kto ?

Dziewczyna schowała się za mną i z przestrachem patrzyła na mojego chłopaka.

- Zaraz wam powiem, tylko daj mi wejść do domu. – odpowiedziałam zrezygnowana.

Kiedy ja, Lauren i Adam weszliśmy do pokoju, wszyscy spojrzeli na nas ze zdziwieniem na twarzach.

- Kto to ? – zapytała mama.

W skrócie wyjaśniłyśmy zebranym, kim jest Lauren. Kiedy skończyłyśmy, wszyscy patrzyli na nas oniemieli, ale i z nadzieją malującą się na ich twarzach.

- A gdzie są teraz twoi przyjaciele ? – spytał tata dziewczynę.

- Rozproszyliśmy się po mieście. Nie chcieliśmy zwracać na siebie niczyjej uwagi. – odpowiedziała mu.

- Ile was jest ? – tym razem głos zabrał Matt.

- Dwadzieścia osób oprócz mnie. Wiem, że możemy wydać wam się nieprzydatni, ale umiemy walczyć. Łowcy nie wybierali przypadkowych osób. Oprócz mnie jest jeszcze parę dzieci byłych łowców. Poza tym gangsterzy albo kryminaliści. Krótko mówiąc ludzie, za którymi nikt nie będzie tęsknił ani specjalnie szukał.

- Mamy rozumieć, że umiecie walczyć ? – zadał pytanie Sean.

- Tak. Może nie jesteśmy tak silni, jak wy czy wampiry, ale na pewno jesteśmy mocniejsi niż zwykli ludzie. – Lauren westchnęła i kontynuowała – Wiem, że to może wydać się wam dziwne, że chcemy pomóc. Ale zrozumcie, oni zrobili nam to wbrew naszej woli. My się na to nie pisaliśmy. Połowa ludzi nigdy wcześniej nie wierzyła w wilkołaki, a teraz stali się jednymi z nich, przynajmniej po części. Wy chcecie się obronić, a my zemścić. Dlaczego nie połączyć sił? Razem mamy większe szanse niż w pojedynkę.

Gdy Lauren skończyła, w pokoju zapadła cisza. Wszyscy spojrzeli po sobie.

- Ona ma rację. – zaczął mój ojciec – Każda pomoc się przyda. Jak szybko możesz skontaktować się z resztą ?

- Umówiliśmy się, że do nich zadzwonię i powiem, co i jak. – odpowiedziała.

- W porządku. W takim razie dzwoń. Niech przyjadą tu jak najszybciej.


********


Po niespełna dwóch godzinach, zjawili się wszyscy z grupy Lauren. Byli to kobiety i mężczyźni, w różnym wieku. Najmłodsza z nich miała na oko piętnaście lat, a najstarszy był mężczyzna dobrze po czterdziestce.

Jedno jest pewne – nie chciałabym spotkać ich po zmroku. Nawet gdyby Lauren nie powiedziała nam, że to głównie gangsterzy, sama zorientowałabym się przy pierwszej styczności z nimi.

- A więc.... – zaczął niepewnie Bill – Doceniamy to, że chcecie nam pomóc i jesteśmy wam za to ogromnie wdzięczni.

- W końcu wszyscy chcemy tego samego. – odezwał się jeden z mężczyzn – Pozbyć się łowców.


********


Ponieważ nie było czasu do stracenia, jeszcze tego samego wieczora poszliśmy na naszą polanę, by poćwiczyć.

Nasi nowi sprzymierzeńcy nie byli tak silni jak wilkołaki czy ja, ale na pewno przewyższali siłą zwykłych ludzi.

Oczywiście ja znowu byłam w parze z Adamem – odkąd zjawiła się Lauren ze swoją grupą, on nie odstępował mnie na krok. Z jednej strony było to słodkie, ale z drugiej to byłam na niego wściekła. Traktował mnie jak porcelanową lalkę, a ja umiałam się świetnie bronić. Na swoje nieszczęście, przekonał się o tym nie raz tego wieczora. Walczyłam z nim tak, jakby naprawdę był moim przeciwnikiem. I sprawiało mi to dziwną satysfakcję – w końcu nie wiadomo, kiedy znowu będę mogła go bezkarnie sprać.

- Żyjesz ? – zapytałam, gdy Bill ogłosił, że na dziś koniec i zaczęliśmy zbierać się do domu.

- Tak, ale trochę mnie poobijałaś. – poskarżył się.

- Należało ci się po twoich ostatnich akcjach. – odparłam z wyrzutem.

- Wiedziałem, że zadzieranie z tobą to nie jest dobry pomysł. – uśmiechnął się.

- Teraz masz nauczkę. – stanęłam na palcach i krótko go pocałowałam. Chciał mnie przyciągnąć do siebie, ale wyślizgnęłam się z jego objęć.

- Ej ! – jęknął zawiedziony.

- W domu. – rzuciłam i ruszyłam, by dogonić Matta i Rose.

- Jak tam ? – zagadnął mój brat.

- Nie narzekam, a u was ?

- W porządku. Widziałem, jak dałaś wycisk Adamowi. – powiedział ze śmiechem – Aż mi się żali chłopaczyny zrobiło.

- Oj nie przesadzaj. – odparłam z przekąsem – Na wilkołakach szybko się goi.

- Nie o to mi chodzi. Bardziej ucierpiało jego ego, niż on sam. – zaśmiał się – Dostał wycisk od własnej dziewczyny.

- No tak....Potem mu to wynagrodzę. – spojrzałam na Matta i Rose.

- Bez szczegółów proszę. – rzucił z udawanym przerażeniem.

Resztę drogi do domu pokonaliśmy śmiejąc się i przekomarzając.



-------------------------------------------------------------------------------------------------


Powoli zbliżamy się do końca :-)


Co myślicie o opowiadaniu do tej pory ? Piszcie w komentarzach albo gwiazdkujcie ;-).


Zaćmienie księżyca (część druga ,,Pełni")Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz