Rozdział 1

1.9K 99 0
                                    

- Musimy coś z tym zrobić. – powiedziała po chwili ciszy moja mama – Tak nie może być. Wampiry nie pojawiały się w Portland od ponad trzydziestu lat. Aż do teraz.

- Najpierw będziemy musieli ustalić, kto za tym stoi. – wtrącił tata – I oczywiście dowiedzieć się, dlaczego. Jestem przekonany, że to nie jest przypadek.

- Ja też tak sądzę. – odpowiedziałam.

Wampiry zazwyczaj nie wychodziły z ukrycia, żyły w cieniu. Tak jak i wilkołaki, oni również nie chciały, aby o ich istnieniu dowiedzieli się ludzie. Musieli mieć jakiś powód, by zacząć otwarcie polować, i to ważny powód.

- Poszukam w Internecie, czy takie ataki zdarzały się ostatnio gdzieś poza Portland. – rzuciłam.

- Czekaj, pomogę ci. – zaofiarowała się Rose i razem ruszyłyśmy do mojego pokoju.

Szybko uruchomiłam laptopa i kliknęłam na ikonę przeglądarki.

- Wiemy chociaż czego dokładnie szukamy ? Nie możemy przecież wpisać hasła „ataki wampirów", bo wyskoczą nam same bzdety. – Rose usiadła na krześle obok mnie.

- Musimy sprawdzić, czy w mieście i jego okolicach nie miały ostatnio miejsca jakieś dziwne ataki: rabunki, morderstwa itd. Wszystko jest ważne.

- Coś czuję, że zajmie nam to pół nocy. Lepiej zaparzę nam kawę.

- Ok. – uśmiechnęłam się do niej.


********


Szukanie informacji rzeczywiście zajęło nam dużo czasu. Położyłyśmy się, gdy już świtało, ale na szczęście nasze poszukiwania były owocne.

- Tata miał rację. – zaczęłam rano przy śniadaniu – Poszukałyśmy wczoraj z Rose informacji o podobnych atakach w całym stanie i znalazłyśmy całkiem sporo na ten temat. W samym Portland miały jeszcze miejsca trzy takie napady, wszystkie nie wcześniej niż trzy tygodnie temu. A poza tym cztery w Salem, pięć w Astorii i dwa w Ontario. Wszystkie ofiary utrzymują, ze zostały zaatakowane przez wampira – świadczą o tym ślady na szyi.

- A co na to policja ? – spytał Matt.

- Twierdzą, że to grupa jakichś fanatyków, którzy uważają się za wampiry i atakują niewinnych ludzi.

- My wiemy, że to nie fanatycy, tylko wampiry z krwi i kości. Pozostaje teraz pytanie, co dalej. – rzucił tata.

- Myślę, że najpierw powinniśmy porozmawiać z tą dziewczyną, która została ostatnio zaatakowana. – odparłam.

- Wiemy jak ona się nazywa ? – zadała pytanie mama.

- Jenny Oaks. Leży w Providence Milwaukie Hospital. Trąbią o tym w necie. – zabrała głos Rose.

- Szybkie jesteście. – powiedział ze śmiechem Matt – Pozostaje kwestia, które z nas pojedzie porozmawiać z tą dziewczyną.

- Ja mogę pojechać. – zaofiarowałam się - Zobaczę, czy w ogóle uda mi się z nią porozmawiać, pewnie wciąż jest w szoku. W końcu nie co dzień przeżywa się atak wampira.

- Dobry pomysł. – poparł mnie tata – Tylko postaraj się być delikatna.

- To w takim razie zawiozę cię. – dodał Matt.

- Ok. Potem dam znać, jak mi poszło.

Ruszyłam z Mattem do samochodu. Na dworze było ciepło, ale pochmurno i kropił deszcz. Podbiegłam do auta i szybko wsiadłam.

Po dwudziestu minutach drogi byliśmy na miejscu.

- Poczekaj tu na mnie, dobrze ? - powiedziałam do brata.

- Na pewno nie chcesz, żebym poszedł z tobą ?

- Nie, myślę, że to nie jest dobry pomysł. Nie chcę przestraszyć tej dziewczyny.

- W sumie racja. Dobra, poczekam tutaj.

Kiwnęłam mu głową i ruszyłam do szpitala. Gdy weszłam do środka, skierowałam się do biurka pielęgniarek. Siedziała przy nim jakaś kobieta, na oko po pięćdziesiątce, z czarnymi włosami upiętymi w ciasny kok.

- Przepraszam, w której sali znajdę Jenny Oaks ? – zagadnęłam.

- A pani jest kimś z rodziny ? – spytała, przyglądając mi się zza okularów w ciemnych oprawkach.

- Tak, jestem jej kuzynką. – skłamałam. Inaczej w życiu nie dowiedziałabym się, gdzie ona leży.

- Do końca korytarza, a potem w prawo, drugie drzwi po lewej. Sala numer 26. – odpowiedziała mi kobieta.

- Dziękuję bardzo. – uśmiechnęłam się do niej i ruszyłam we wskazanym kierunku.

Zapukałam do drzwi i weszłam, gdy odpowiedziało mi ciche „proszę". Na łóżku leżała Jenny. Była dość ładną i zgrabną dziewczyną, z blond włosami sięgającymi jej do ramion. Na szyi miała opatrunek, zapewne przykrywający ślady po ugryzieniu. Poza tym lewą nogę miała w gipsie, a na jej ramionach zauważyłam siniaki.

- Cześć. – zagadnęłam, posyłając jej blady uśmiech – Nie znasz mnie, ja ciebie z resztą też nie, ale chciałam chwilę z tobą porozmawiać.

- Okej... - powiedziała z wahaniem – A o czym ?

- O tym ataku.

- Naprawdę, nie chcę do tego wracać. Nikt i tak mi nie wierzy. Myślą, że wystąpił u mnie szok pourazowy i gadam bzdury. Ale ja wiem, co widziałam.

- Spokojnie, ja ci wierzę.

- Serio ? – Jenny wybałuszyła na mnie oczy – Nie nabijasz się teraz ze mnie ?

- Nie. Jestem śmiertelnie poważna.

- Dobra, to co chcesz wiedzieć ?

- Pamiętasz może, jak wyglądał ten facet ? Miał jakieś znaki szczególne, mówił w dziwny sposób ?

- Pamiętam, że był wysoki – miał gdzieś z metr dziewięćdziesiąt wzrostu, kasztanowe włosy, związane w mały kucyk na karku i był dobrze zbudowany. Był ubrany w jeansy i skórzaną kurkę, a na nogach miał glany. – tu się zamyśliła – Na nadgarstku miał tatuaż, chyba orła w locie. I mówił jakoś dziwnie, jakby się urwał z dziewiętnastego wieku czy coś.

- Dzięki, bardzo mi pomogłaś. – powiedziałam i uścisnęłam ją za rękę.

- Nie ma za co. Mam nadzieję, że ktoś dorwie tego gnoja.

- Spokojna głowa. – powiedziałam i wyszłam z jej sali.

Zawsze to jakiś punkt zaczepienia. Przynajmniej wiedzieliśmy, jak ten typ wygląda. Przed nami trudniejsza część zadania – jakoś musimy go wytropić.


------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


Hej, mam nadzieję, że spodoba Wam się ta książka :-) Oczywiście liczę na Wasze głosy i komentarze ;-).


Zaćmienie księżyca (część druga ,,Pełni")Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz