Rozdział 16

1K 66 1
                                    

Następnego dnia zaczęły się przygotowania do ślubu. Adam stwierdził, że chce, aby nasz ślub odbył się jak najszybciej. Niechętnie, ale zgodziłam się na to.

- Musimy wybrać suknię ślubną i rozesłać zaproszenia. – powiedziała mama – Do tego jeszcze dać na zapowiedzi w kościele i przygotować skromne wesele.

- Mamo, tylko proszę cię: nie szalej. – przyhamowałam ją – Ja i Adam chcemy skromną i cichą uroczystość, a nie huczne weselisko.

- Spokojnie, skarbie. – uspokoiła mnie mama – Wiem o tym. Zobaczysz, wszystko będzie idealnie.

Szczerze mówiąc, bałam się tego, co może wymyślić moja matka. Ta kobieta miała w sobie takie pokłady energii i tyle pomysłów, że nie jednego człowieka by wykończyła.

Ale ufałam jej i wierzyłam, że nie podejmie żadnej decyzji bez mojej aprobaty.

Po chwili zorientowałam się, że nigdzie nie ma Adama. Zastanawiałam się, gdzie się podziewa. Nie widziałam go od rana. Postanowiłam, że go poszukam.

Na szczęście nie musiałam szukać długo. Siedział z Mattem i tatą na kanapie w salonie i oglądali jakiś mecz. Faceci.

- Może byś się zainteresował ślubem, co ? – naskoczyłam na niego, gdy tylko weszłam do pokoju – W końcu to NASZ ślub, a nie tylko mój.

Słysząc to, Adam poderwał się z kanapy. Matt i ojciec spojrzeli na niego z rozbawieniem w oczach.

- Oj, chłopie... - powiedział mój brat – Nie wiesz, w co się pakujesz.

- A ty nie bądź taki mądry ! – tym razem naskoczyłam na Matta – Mam tu zawołać Rose ? Chyba miałeś skosić trawnik jakąś godzinę temu.

- Dobra już, dobra. – odparł wstając i wychodząc z pokoju – Nie napinaj się tak siostra, bo ci jakaś żyłka pęknie.

Nie no, ja chyba zaraz zwariuję. Istny dom wariatów.

- Kochanie, spokojnie. – zaczął Adam pochodząc do mnie powoli i próbując mnie objąć. – Wszystko mam pod kontrolą.

Odepchnęłam jego wyciągnięte ręce i powiedziałam:

- Nie kochaniuj mi tu teraz. Wszystko masz pod kontrolą, powiadasz ? A garnitur na ślub kupiony ? Nie ? Tak też myślałam. Tato, zabierz go do sklepu, bo ja zaraz zwariuję.

- Spokojnie, córeczko. – mój tata wstał powoli. Był cały czerwony na twarzy. Musiał mieć z nas niezły ubaw. Oj, ja już na niego nakapuje mamie. – Już jedziemy.

Gdy to powiedział, obaj skierowali się do drzwi.

Zaraz, zaraz....a gdzie Sean ? Szybko ruszyłam na poszukiwania kolejnego celu mojej agresji.

Gdy go znalazłam, zaczęłam się zastanawiać, dlaczego wychodzę za Adama, a nie za niego. Przecież to ideał. Siedział w kuchni razem z moją mamą, Rose i Mią i wybierał wzór zaproszenia. I czego chcieć więcej ?

Kiedy zauważył, jak się mu przypatruję, zapytał:

- Czemu tak patrzysz ?

- Zastanawiam się, czemu nie wychodzę za ciebie. – odparłam, udając powagę – Musiałam pogonić tamtych gamoni do roboty, bo siedzieli w salonie i w najlepsze oglądali jakiś durnowaty mecz.

- Aaa...no to wszystko jasne. – zaśmiał się – Chodź, pomożesz nam. W końcu to twój ślub.

- Ok. - usiadłam przy stole obok Rose. – Co jeszcze trzeba zrobić ?

- Musimy pojechać zamówić kwiaty i tort na wesele. No i oczywiście kupić ci suknię. – wtrąciła mama.

- Dobra, to lepiej się zbierajmy, bo trochę czasu nam to zajmie. – stwierdziłam i zaczęłam szykować się do wyjścia.


********


Tak jak podejrzewałam, w mieście zeszło nam ponad pół dnia. Ale większość rzeczy załatwiliśmy. Zostało jeszcze kupić suknię, bo na żadną nie mogłam się zdecydować. Wszystkie wyglądały dla mnie tak samo.

O dziwo, Sean pojechał razem z nami. I bardzo dobrze, przydało się nam męskie oko.

Kiedy wróciłyśmy do domu, nie mogłam uwierzyć w to, co zobaczyłam w kuchni. Adam, Matt i tata gotowali kolację. Nie powiem – niecodzienny widok. Mama mnie wyminęła i pocałowała tatę w usta. To samo zrobiła Rose z Mattem. Ja udałam, że się waham przed podejściem do mojego przyszłego męża. W końcu ukróciłam jego męki i delikatnie pocałowałam. On jednak miał inne plany – przyciągnął mnie do siebie i pocałował długo i bardzo namiętnie. Poczułam, że nogi mam jak z waty, a w piersi brakuje tchu. Ale się tym nie przejmowałam – było mi cudownie.

- Przepraszam, że rano cię olałem. – powiedział po chwili.

- Ja przepraszam, że na ciebie nawrzeszczałam. – wyszeptałam – I jeśli chcesz, to mogę częściej się na ciebie obrażać, żebyśmy mogli się tak godzić.

Roześmiał się i powiedział:

- Nie potrzebuję twoich fochów, żeby cię tak całować.

- Liczyłam, że to powiesz. – odparłam i ponownie przybliżyłam swoje usta do jego.

No...jeśli tak będzie wyglądać całe nasze życie, to jestem największą szczęściarą na Ziemi.


Zaćmienie księżyca (część druga ,,Pełni")Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz