rozdział 10 - yes, I know him

210 28 7
                                    

Taki byłem głupi, myślałem, że zasługuje na szczęście, że mi się należy po tym wszystkim co już mnie spotkało, ale okazuje się, że nie. Może ja po prostu nie mogę być szczęśliwy? Może nie jest mi to pisane? Może powinienem się poddać. Tak, poddam się, już nie mam nic do stracenia. - Louis odpalił papierosa za czwartym razem, ręce cholernie mu się trzęsły, nie potrafił ich uspokoić, do tego wiadł okropny wiatr. 

Teraz żałował, że nie wziął samochodu, byłby w domu w ciągu kilku minut i może, znając jego pecha miałby gdzieś wypadek, a teraz droga zajmie mu pół godziny i jedyne co może zrobic to rzucić się pod tira.

Wspominał właśnie jeden z lepszych momentów z Harry'm, bardzo lubił ten dzień, nalezał do jego ulubionych ze Stylsem, było to dwa dni, przed tym jak El go postrzeliła. 

- Cześc! - Louis usiadł na jego łóżku z tacką, na której była miska owoców, sok pomarańczowy i ciastka. - Przyniosłem ci śniadanie. 

- Do łóżka? - usiadł zszkowany. 

- Jak widać. 

- Z jakiej to okazji?

- Zrobiłeś wczoraj kolacje, więc teraz ja chciałem zrobić coś dla ciebie, nie umiem gotować, zrobiłem kiedyś tylko jedno danie, więc to jedyne na co było mnie stać. 

- Dziękuje Loueh! - rozpromieniał się Harry i włożył kawałek kiwi do buzi. 

- Miałeś tak do mnie nie mówić Haroldzie. 

- A ty miałeś nie mówi do mnie Haroldzie, jesteśmy kwita. 

- Jeszcze nie. - powiedział Lou i rzucił w niego poduszką, Harry od razu odłożył tacę na półkę obok łóżka i oddał przyjacielowi. Oczywiście na tym się nie skończyło, bili się tak kilka minut, po czym zjedli razem śniadanie, spędzili razem popołudnie w sklepie, a wieczorem razem z Niallem, Zaynem i Liamem wybrali się do klubu. 

- Uważaj jak chodzisz kretynie! - zawołał ktoś z samochodu, pokazał mu środkowy palec i odjechał. 

Ciekawe czy Jamie zrobiłby mu takie śniadanie? Pewnie nie. - pomyślał wykrzywiając się. - Zrobiłby mu lepsze. 

Do jego domu było jeszcze co najmniej dwadzieścia minut drogi, kiedy zadzwonił jego telefon. Nawet nie wyciągnął go z tylniej kiesieni, nie chciał wiedzieć kto dzwoni, domyślał się, że to Liam albo Horan, bądź Zayn, który jest pewnie z nimi, więc na jedno wychodzi. 

Melodyjka powtarzała się już pięć razy, Louis zdenerwowany wyjął komórkę i przeczytał napis "Pięć nieodebranych połączeń od Ashton kutas." Co do kurwy? Już chciał schować telefon na jego miejsce, kiedy dostał smsa od tej samej osoby: "Odbierz ten telefon Tomlinson" 

I co jeszcze? Frytki do tego? Ale kiedy poraz szósty Ashton zadzwonił, Louis odebrał. 

- Czego chcesz Irwin?! 

- Luke chce ugody. 

- Nie mam nastroju na żarty. 

- To nie są żarty Tommo, gdzie jesteś? Luke chce spokoju dla nas wszystkich. To dobra oferta stary! Nikt nie ucierpi! 

- Nic ci do tego gdzie jestem, nie pójdę na żadną ugodę, tym bardziej... - na drugiej lini próbował dodzwonic się do niego Liam. - Nie mam czasu, miłego życia! - zakończył rozmowę i szybko oddzwonił do przyjaciela. 

- No w końcu! Zayn chce zabrać mnie do klubu, Niall też idzie, więc może ruszyłbyś się w końcu w jakieś miejsce, a nie tylko siedziesz w domu, ale chodzisz na wiczorne spacery i wracasz naćpany. 

Live fast, die young - Larry StylinsonWhere stories live. Discover now