rozdział 8 - we are family

248 29 3
                                    

Minęło trzy dni od rozmowy Louisa i Harry'ego, przez ten czas każdy z nich nie wychodził ze swoich domów, rzadko kiedy w ogóle ruszali się z pokoji. Jedynie po jedzenie, którego zabierali pełne ręce, do tego kilka puszek napoju i wracali do swoich jaskiń.

U Harry'ego:

- Harry otwórz drzwi! - ryknął Zayn bijąc w drzwi coraz mocniej, został już tam nawet ślad po jego ręcę. - Do cholery Styles zaraz wejdę tam czy tego kurwa chcesz czy nie.

- Pierdol się.

- Stary to była twoja decyzja! To ty odrzuciłeś Louisa, ty go zostawiłeś do cholery, nie on ciebie. On by ci pomógł, gdybyś tylko spędził z nim czas pamiętałbyś go! Teraz siedzisz tutaj sam, ale to nie jest jego wina, ani moja, ani Liama, ani Nialla, to jest twoja wina! Weź się w garść!

Miarka się przebrała. Zayn od tych trzech dni krzyczał do niego różne rzeczy, ale tym razem coś w Harry'm pękło, to było za dużo. Na za dużo sobie pozwolił. Harry nie przeczył, że wszystko co teraz usłyszał było kłamstwem, ale nie koniecznie chciał to słyszeć z ust jego podobno najlepszego przyjaciela.

- Myślisz, że nie wiem? - krzyknął otwierając drzwi, które uderzyły o szafkę z hukiem. - Tak myślisz, hm? Pieprz się Zayn! To była moja decyzja i będę ponosił jej konsekwencje.

- Harry...

- Nie pamiętam go okej? Chciałbym, ale pamiętam, nie umiem sobie przypomniec, nie umiem...

- Więc dlaczego nie pozwoliłeś mu sobie pomóc?

- To boli Zayn, tak cholernie.

- Wiem stary, ale teraz to niby nie boli? Boli cię nawet bardziej.

- Nie Zayn, nie rozumiesz, masz Liama. On jest...jesteście...jak z bajki, rozumiesz? Idealni, on cię kocha...kocha cię taką miłością jakiej nigdy nie widziałem. Zrobi dla ciebie wszystko, dosłownie. Kiedy tu był, ja, ja widziałem jak on na ciebie patrzy. To tak jakby patrzył na swój calutki świat, jakby nic więcej się dla niego nie liczyło. Czuje, że Louis mógłby być kimś takim dla mnie, ale ja nie mógłbym być kimś takim dla niego. 

U Louisa:

- Nie włącza ci się jakiś macierzyński tik? 

- O czym ty pierdolisz Niall? 

- No wiesz, kiedy matka czeka na dziecko, nie wie co się z nim...

- Zamknij się, po prostu siedź cicho. 

Louis postanowił w końcu wyjść z pokoju, ale nie zamienił z przyjaciółmi ani słowa, po prostu wsiadł w samochód i tyle go widzieli. 

- Jeśli on znowu..Niall

- Wiesz, że by nie mógł. 

- To jest chwila Niall, chwila zawahania i do tego wróci, do wszystkiego. 

Kiedy Liam poznał Louisa ten był jak wrak człowieka. Ranił się w każdy możliwy sposób, ranił swoją duszę i swoje ciało. Zaczęło się od samookaleczania, a skończyło na zapaści. Louis przedawkował, kiedy jego młodsza siostra popełniła samobójstwo. Zawsze wszystkim wciska kit o dobrej, szczęśliwej rodzince...gówno prawda. Na szczęście jego matka zmądrzała, a Louis teraz jej pomaga, jej i rodzeństwu. Liam można powiedzieć naprawił jego życie, pokazał mu inną stronę. Nie od razu oczywiście ściągnął go do gangów, wszystko działo się stopniowo, był Luke, potem Nialla, to wszystko było takie skomplikowane. 

Liam i Louis kiedyś bardzo przyjaźnili się z Luke'm, ale wtedy pojawił się Niall. Luke wciskał w niego dragi jak tylko potrafił, Horan cały czas chodzil nieświadomy. Dlaczego? Nie czuł tego co czuł do niego Luke. Li i Tommo wmówili raz Hemmingsowi, że podali już jego miłości narkotyk, gdzie to wcale nie miało miejsca i powiedzieli Horanowi co działo się z nim przez ostatnie kilka tygodni. Z początku nie rozumiał, albo nie chciał zrozumieć, podobał mu się ten stan, pamiętał wszystko. Od momentu wielkiej kłótni z Luke'm, kiedy powiedział mu, że ich związek nie miałby przyszłości, gdyż on nie odwzajemnia jego uczuć, do teraz, ale nie miał pojęcia jak się tu znalazł, jak pogodził się z chłopakiem i dlaczego zaczął brać. Kiedy już wszystko do niego dotarło, razem podjęli decyzję. Odeszli. Zaczęli działać na własną rękę. 

Live fast, die young - Larry StylinsonWhere stories live. Discover now