Chłodny wiatr owiał jego policzki, a on dopiero zaczął sobie uzmysławiać, co takiego właśnie robił. Nie miał pojęcia, dlaczego tu stał, narażając się swoją twarzą dla jakiegoś dzieciaka, którego przecież nawet dobrze nie znał. I co najważniejsze: dla dzieciaka, który go okradł.
Zdecydowanie zbyt wiele dzisiaj wypił. Zastanowił się jeszcze, czy ma jakąś szansę na wybrnięcie z tego. Kiedy jednak goryl odwrócił się do niego przodem, wiedział już, że nie. Momentalnie przed oczami stanęły mu te wszystkie razy, gdy jako nastolatek wszczynał bójki, a Łukasz zawsze stawał w jego obronie. Nigdy nie umiał się bić, umiał za to dobrze kłapać dziobem, za co nie raz chciano mu przyłożyć. Łukasz był o wiele spokojniejszy, wolał milczeć, niż powiedzieć coś głupiego. Potrafił też na szczęście dobrze walnąć, bo od dwunastego roku życia trenował boks. Niezbyt za tym przepadał, jednak zawsze ratował tyłek Macieja. Wyszyński czuł się przy nim bezpiecznie. Na tyle bezpiecznie, by zaczepiać dużo większych i groźniej wyglądających osobników niż on sam.
Niestety, teraz Maciej nie miał siedemnastu lat, a obok niego nie stał Łukasz, gotowy go zawsze obronić. Był sam w jakimś zaułku z ogromnym mięśniakiem i wątpliwym sojusznikiem w postaci Filipa. To z pewnością dobrze nie rokowało.
– A ty tu czego, hę? – odezwał się Goryl, ledwo co stojąc na nogach. Może jest jakaś szansa, przebiegło przez maciejowe myśli, uspokajając go odrobinę.
– Niczego. Przechodziłem – odpowiedział niezwykle spokojnym tonem, zupełnie jakby chwilę temu nie prowadził w swojej głowie zaciekłej batalii, bilansu strat i analizy szans na ujście z życiem albo przynajmniej z nienaruszoną twarzą.
Gdzieś tam zza Goryla dostrzegł zaskoczoną minę Filipa popatrującego na niego ze zdezorientowaniem. Tak, ja też nie wiem, co robię, odpowiedział mu w myślach Maciej, chowając papierosy do kieszeni, kiedy Błażej zrobił krok w jego stronę.
– Problem masz? – wybełkotał. Z pewnością sporo wypił, znacznie więcej niż trzymający się prosto na nogach, niesepleniący i w tym momencie w miarę logicznie myślący Maciej.
– Nie, myślę, że nie mam żadnego problemu – odpowiedział z uniesioną brwią. – Ale spróbuj go jeszcze raz uderzyć, to wylądujesz na ziemi – brzmiał naprawdę pewnie i jakoś tak lekko, a posyłane mu co rusz od Filipa niedowierzające spojrzenia tylko dodatkowo napędzały jego nowo odkrytą, heroiczną postawę. Jakoś nigdy wcześniej nie miał ochoty na ratowanie słodkich, trochę może za bardzo irytujących gejków z opresji. Tym razem jednak mógł się pobawić w bohatera, skoro Goryl już teraz chwiał się to w jedną, to w drugą stronę, nie potrafiąc znaleźć punktu przyczepności do podłoża.
– Bo co, kurwa?! – fuknął Błażej, podchodząc bardzo blisko Macieja, który momentalnie wyczuł od niego ostry zapach alkoholu pomieszany z duszącym smrodem potu i papierosów. – Grozisz mi? A wpierdol to chcesz? Mordę ci obić, pedale jebany? – Pchnął go lekko w pierś, ale Maciej jeszcze nie zareagował. Kątem oka widział przyglądającego im się w milczeniu Filipa. Nic nie robił, nic nie mówił, tylko stał i obserwował.
– Sam jesteś pedałem i wyzywasz innych od pedałów? – zapytał Maciej, utrzymując swój stoicki spokój w głosie. Właściwie to nawet dobrze się bawił, temu nie mógł zaprzeczyć.
– Zamknij ryj! – krzyknął i zamachnął się. Zrobił to jednak tak gwałtownie, że zachwiał się przy tym, więc Maciej nie miał żadnych problemów, aby się uchylić. Sam szybko ścisnął dłoń w pięść i posłał ją celnie w brzuch Błażeja. Drugi cios, znacznie mocniejszy, dosięgnął już twarzy Pacuły, który w ogóle się tego nie spodziewał. Jego głowa odskoczyła, a ciało jeszcze zafalowało, jakby w poszukiwaniu równowagi. Niestety, nie odnalazło jej. Runęło na ziemię niczym ogromny wór ziemniaków i już się nie podniosło.
![](https://img.wattpad.com/cover/95473409-288-k650639.jpg)
CZYTASZ
Gówniarz | bxb | - zakończone
RomanceW dzisiejszym świecie nie ma miejsca na starość. Starość to przereklamowany końcowy etap rozwoju i dojrzewania, który najchętniej każdy by pominął. Nie ma na nią miejsca również w gejowskim kręgu imprez, randek i flirtów. Nic więc dziwnego, że Macie...