Rozdział 14. Tchórze

1.2K 149 28
                                    

– Nie chcę nic – powiedział, wsuwając ręce w kieszenie, żeby jakoś ukryć ich drżenie. Nie mógł tak po prostu stać i patrzeć jej w oczy, obrał więc jakiś punkt nad jej głową. Wiedział, że wszystko, przez co teraz przechodziła, zawdzięczała jemu. Czuł się winny, znalazł się w tragicznym położeniu, w miejscu, z którego nie było ani jednego dobrego wyjścia. Jakiej drogi by nie wybrał, każda okazałaby się dla kogoś krzywdząca. – Przepraszam – mruknął, mając ochotę po prostu zniknąć.

Znikanie było dobre. Unikanie problemów również. Robił tak przez całe życie i oto dokąd go takie zamiatanie spraw pod dywan przywiodło.

Wychyliła się, a on momentalnie zamknął oczy, żeby zaraz poczuć siarczysty ból skaczący po policzku. Należało mu się.

– Jak mogłeś! – krzyknęła. Wyglądała okropnie. Minął tydzień, a ona zdawała się zmniejszyć o połowę, ubrania wisiały na niej, jakby była wieszakiem sklepowym. Spodnie, których kiedyś nie mogła dopiąć (pamiętał, jak mu na to narzekała), teraz prawie spadały. Patrzyła na niego zapuchniętymi od płaczu i braku snu oczami, a włosy na głowie sterczały jej w kompletnym nieładzie.

Przypominała wrak człowieka. A najgorsze, że to on był temu winny.

– Daria... – jego głos był spokojny, usypiający wręcz. To jednak jeszcze bardziej ją rozwścieczyło.

– Co z dziećmi? Jak możesz je tak zostawić?!

Przez twarz Łukasza przemknął grymas bólu. Nie potrafił odnaleźć się w tej sytuacji, nie miał pojęcia, jak powinien zareagować. Czy w ogóle ktokolwiek miałby jakieś rady? Czy ktokolwiek zastanawiał się, co robić w takich chwilach?

– Jestem ich ojcem – odparł swoim lakonicznym tonem, który teraz doprowadził ją do wściekłości. Bo przecież jak mógł być tak spokojny? Jak mógł z taką apatycznością patrzeć jej prosto w oczy po tym wszystkim, co zrobił?

– Pedałem! – parsknęła i zaśmiała się gorzko. – Mają ojca-pedała!

Skrzywił się. Wygrała. Właśnie o to chodziło.

– Dajesz teraz dupy? Nadstawiasz się? – krzyczała, ogarnięta szałem i napędzana każdą negatywną emocją odbijającą się na jego twarzy. Przynajmniej teraz chociaż coś okazywała, a Daria chciała, żeby czuł się tak samo źle jak ona. – Jak ze mną byłeś, to też robiłeś innym lachy? Pewnie teraz jesteś w swoim żywiole, co? – Zaśmiała się złośliwie. – No powiedz mi, ilu zdążyłeś obrobić, hm? Z iloma puściłeś mnie kantem...? Brakowało ci kutasa...? Byłam niewystarczająca? Obrzydzałam cię? – Pomimo początkowej furii, emocje stopniowo zaczęły z niej opadać. Uciekały jak powietrze z przekłutej opony. – Nienawidziłeś mnie? To po co...? – jej głos stawał się coraz bardziej wodnisty, a ona po chwili tak po prostu się rozpłakała. Nie wiedział, co robić, więc zadziałał impulsywnie. Od razu przyciągnął ją do siebie, przytulając mocno.

– Kocham cię – powiedział zgodnie z prawdą. Zawsze ją kochał, była dla niego naprawdę ważna. Tylko że... ta miłość była trochę inna. Duchowa, bez pociągu seksualnego. To nieprawda, że gej nie może pokochać kobiety i to nieprawda, że każdy gej w małżeństwie nienawidzi swojej żony. On zrobiłby dla Darii wiele, przez siedem lat była dla niego najważniejszą osobą w życiu. Chciał, żeby dalej nią była, ale miał już dość okłamywania siebie i jej.

– Nie łżyj! – wrzasnęła, odpychając go od siebie z mocą, o jaką nie podejrzewałoby się kobiety po porodzie. – Jak możesz jeszcze coś takiego mi mówić? Ty skurwielu! Sukinsynie! Pedale! Chamie! Gnoju!

Stał, wysłuchując całej wiązanki przekleństw. Wiedział, że miała prawo go teraz nienawidzić.

– Nie zostawię cię samej z dziećmi – powiedział, kiedy znów zaniosła się z płaczem. – Jestem ich ojcem i chcę je dalej wychowywać. One są...

Gówniarz | bxb | - zakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz