Rozdział 17. Szeryf Maciej zawsze na posterunku

1.3K 138 18
                                    


Błażej odkąd pamiętał, nigdy nie miał niczego na własność, mimo że był jedynakiem. Kiedyś słyszał, że jedynacy mają lepiej, zawsze stoją w centrum uwagi rodziców i są bezustannie rozpieszczani. Musiał być więc w tej kwestii jakimś wyjątkiem, bo odkąd pamiętał, nigdy nikt nie traktował go w sposób szczególny. I, żeby nie było, nigdy też takiego taktowania mu nie brakowało. Już w podstawówce potrafił wywalczyć sobie miejsce przywódcy, przez co uchodził za największego szkolnego chuligana. Telefony do rodziców stały się normalnością już w trzeciej klasie, a w czwartej zagrożono mu nawet wydaleniem. Szybko jednak zorientował się, że jest na wygranej pozycji, bo wyrzucanie uczniów ze szkół rejonowych nie było niczym prostym. Musiałby zrobić coś naprawdę bardzo złego, żeby do tego doszło. Odnalazł więc granicę i nigdy jej nie przekraczał, co oczywiście nie przeszkadzało mu w dalszym zastraszaniu młodszych uczniów. Telefony do ojca nasilały się, nauczycielki chodziły sfrustrowane, jedynek i uwag w dzienniku przybywało, ale reakcji ze strony państwa Pacuły nikt się nie doczekał.

Błażej nie był ukochanym synkiem, chociaż, jak już zostało wspomniane, był jedynym dzieckiem w domu. Nikt nigdy nie przejmował się, co Błażej robi po lekcjach (albo i w trakcie lekcji), od czasu do czasu tylko ojciec coś skomentował, ale na tym kończyły się rodzicielskie reprymendy. Żył sobie tak obok taty, ale nigdy z tatą. Mijali się w mieszkaniu, nie raz nie zamieniając ze sobą chociażby słowa.

Zawsze wiedział, że był dla ojca ciężarem. Jego życie byłoby lepsze, gdyby Błażej nigdy się nie urodził. Może wtedy mama by nie uciekła i nie zostawiła go tym samym z ogromnym problemem, jakim było wychowanie dziecka, czemu zresztą nie podołał. No i chyba nawet nie chciał podołać, bo kilkuletni Błażej obchodził go tyle samo co kot Leon, który się do nich przybłąkał. Wystarczyło tylko wrzucić mu trochę karmy do miski, nalać wody i zostawić uchylone okno, żeby w każdej chwili mógł sobie wyjść, jeżeli tego chciał. A gdy nie wracał kilka dni pod rząd, nikt się tym nie przejmował, no bo przecież to tylko kot – niech pałęta się tam, gdzie chce. Błażej momentami czuł się dokładnie jak ten chadzający swoimi ścieżkami Leon, także mógł wyjść z domu w dowolnym momencie, nie wspominając o tym nikomu i nie czekając na czyjekolwiek przyzwolenie. Dokładnie pamiętał, że kiedyś postanowił nie wrócić na noc. Chciał, żeby w końcu ktoś go dostrzegł, żeby ojciec zaczął się martwić i żeby wreszcie pokazał kilkuletniemu wówczas Błażejowi, że naprawdę coś dla niego znaczył. Zaszył się u swojego przyjaciela i całą noc przegrali w gry na Nintendo, a do domu wrócił jakoś popołudniu, całkowicie ignorując swój obowiązek pójścia do szkoły.

Czy ojciec się zainteresował? Czy chociaż odrobinę przeraziła go nieobecność swojego jedynego dziecka w domu?

– Znowu nie byłeś w szkole. Ta stara kurwa ciągle wydzwania i, jak Boga kocham, jeżeli jeszcze raz to zrobi, pożałujesz, szczylu – zawarczał tylko, grożąc mu palcem przed nosem. Ani słowem nie wspomniał o minionej nocy, możliwe że nawet nie zauważył braku dziesięcioletniego Błażeja w łóżku, czyli w miejscu, w którym nocami powinno znajdować się każde dziecko.

Ojciec go nienawidził. Błażej doskonale wiedział, że obwiniał go za odejście matki. Nic więc dziwnego, że po pewnym czasie sam Błażej zaczął czuć się winny. I chociaż nigdy tego nie pokazywał, uchodził w szkole za naprawdę trudny przypadek, wzbudzał szacunek i strach wśród rówieśników, to obok ogromnego poczucia winy zrodziła się też nienawiść do samego siebie. Przez cały czas miał gdzieś tam z tyłu głowy, że nikt go na tym świecie nie chciał, nikomu na nim nie zależało i że tak naprawdę był sam. Zaczął się więc otaczać ludźmi, a wraz z wiekiem, gdy wkręcił się do pewnej grupy i zaczął zarabiać na nie do końca legalnych rzeczach, samotność rekompensował sobie również przedmiotami.

Gówniarz | bxb | - zakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz