28. Pęka i rozpada się na kawałki

942 121 4
                                    

Pęka i rozpada się na kawałki

Ciapek był świetnym psem. I chociaż Filip całkiem lubił zwierzęta, to jakoś nigdy nie podzielał tego wszechobecnego rozckliwiania się nad czworonogami. Musiał jednak przyznać, że Ciapek był najlepszym psem, jakiego Maciej mógłby potrącić. Chociaż brzydki, chociaż zezowaty, z rzadką sierścią, kościstym zadkiem – i można tak wymieniać w nieskończoność – to zdecydowanie nadrabiał charakterem.

Gabrysia i Kuba wyglądali na zachwyconych, gdy tylko w progu mieszkania stanął Ciapek. Zamerdał ogonem, powąchał dzieci, a później dał im się wymacać po całym ciele, wciąż nie zaprzestając merdania ogonem. Filip patrzył na to zdziwiony, bo on jako pies raczej nie dałby się tak ciągnąć za uszy czy wpychać sobie rąk do pyska. W pewnym momencie chciał nawet zainterweniować; przecież Ciapek to tylko zwierzę, a dzieci to tylko dzieci – może wyniknąć z tego coś naprawdę nieprzyjemnego i żadna ze stron nie byłaby winna. Ale jednak, gdy tylko Hania przerwała maltretowanie głowy psa, Ciapek nadstawił się, prosząc o jeszcze.

Filip uśmiechnął się pod nosem. Nie, żeby jakoś bardzo go ten widok rozczulił, ale jednak całkiem przyjemnie było popatrzeć na tę zadowoloną trójkę. W szczególności, że siostra w dręczeniu psa używała obu rąk – zazwyczaj unikała angażowania prawej, niefunkcjonującej poprawnie po udarze. Ciapek na kilka chwil pozwolił jej zapomnieć o trudnościach w poruszaniu się, a Filip doszedł do wniosku, że zabranie ze sobą zwierzęcia to najlepsza decyzja z możliwych. Przynajmniej zyska trochę czasu, ogarnie mieszkanie, ugotuje obiad i niedługo będzie mógł już wrócić do Macieja.

– O fu, obślinił mnie! – dobiegło do niego, kiedy był już w kuchni. Z lekkim uśmiechem sięgnął po swój telefon, aby poinformować Macieja, że Ciapek był z nim. Wyszyński może i by się nie przyznał, ale lubił tego swojego Ciapka chyba nawet bardziej niż to do siebie dopuszczał. Niech się więc pan biznesmen nie martwi i spokojnie zarabia na rodzinę.

***

Nigdy nie pochwalał wożenia psów komunikacją miejską, ale po raz pierwszy znalazł się po drugiej stronie barykady. Ludzie w autobusach nie lubią ludzi ze zwierzętami, a ludzie ze zwierzętami nie lubią ludzi w autobusach – proste jak budowa cepa. Bo ci ludzie w autobusach nie dość, że cholernie naburmuszeni, gdy (nie daj Boże!) pies chociażby na nich spojrzy, to jeszcze krzywią się, jakby co najmniej wprowadzono do pojazdu taczkę łajna, a nie najnormalniejszego pod słońcem psa. Jeszcze niedawno Filip sam taki był i pałał niechęcią do podróżujących z nim obcych kundlów. Śmierdziały, ocierały się przypadkiem o innych, zostawiając na ubraniach sierść, popiskiwały, dyszały... Czegoś takiego nie dało się lubić. Sytuacja uległa zmianie dopiero wtedy, gdy Filip musiał odbyć taką podróż z Ciapkiem. Prawie zabił gderającą starszą babcię, siedzącą na drugim końcu pojazdu, ale nieomieszkującą rzucić kilkoma komentarzami o Ciapku. Bo kto to widział, psy wozić. Ludziom się w dupach przewraca. Cudem udało mu się przejechać całą drogę, nie robiąc nikomu krzywdy. Żeby jednak jakoś wytrwać w tym cierpieniu, napisał Maciejowi długiego SMS-a traktującego o starych, niewyżytych babach, którym przeszkadza wszystko, tylko nie ksiądz w kościele.

Poczekał chwilę na odpowiedź, ale żadna nie nadeszła. Zerknął jeszcze na zegarek, upewniając się, że przecież Maciej powinien już skończyć pracę. Nim jednak zdążył poddać to głębszemu przemyśleniu, autobus zatrzymał się na przystanku niedaleko apartamentowca Wyszyńskiego. Zostawiając stare, okropnie irytujące baby w spokoju, wysiadł z pojazdu i wolnym krokiem ruszył w kierunku mieszkania. Dzień był trochę chłodniejszy niż wczorajszy, niebo przykrywały chmury, a mocny wiatr przypominał wszystkim o zbliżającej się jesieni, tak samo jak powoli brązowiejące liście drzew. Filip, przemierzający chodnik wolnym krokiem, doszedł do wniosku, że lubił jesień. W szczególności lubił okres września i października, kiedy to na zewnątrz panowały całkiem przystępne temperatury, a deszcze nie były jeszcze tak częstym zjawiskiem jak w listopadzie. Kiedy więc wreszcie jesień nie oznaczała dla niego głównie powrotu do szkoły, mógł z ręką na sercu przyznać, że to jedna z jego ulubionych pór roku.

Gówniarz | bxb | - zakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz