rozdział 4

327 57 13
                                    

Michael

- Ashton, do kurwy nędzy - krzyknąłem. - Co ty do cholery sobie wyobrażasz? Wstawaj. - Szarpnąłem jego nogi i zrzuciłem kołdrę. Blondyn rzucił mi gniewne spojrzenie, chyba próbował zabić mnie wzrokiem. - Mamy problem. Bardzo duży – wydukałem.

- Mike... - ziewnął. - Jeśli znowu mówisz o swojej erekcji, to uwierz, nie chce tego wiedzieć. Idź do toalety. - Odwrócił się do mnie plecami, a już po chwili znowu chrapał. Miałem ochotę udusić go poduszką.

Spojrzałem jeszcze raz na niebieską walizkę. Znajdował się w niej wielki miś-pingwin oraz sterta ubrań. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fakt, że nic nie należało do mnie. Zerwałem z rączki pasek z lotniska. Widniało na nim nazwisko Hemmings. Przeklinałem na siebie w myślach, dlaczego nie sprawdziłem tego cholernego paska na lotnisku. Głupi założyłem, że nikt nie ma takiej samej walizki. Musiał to być chłopak, nastolatek - świadczył o tym pluszak oraz ubrania.

Przyjrzałem się pingwinkowi. Wyglądał na dość starego, na pewno nie kupiono go ostatnio. Pod prawym skrzydełkiem zobaczyłem kilka szwów – ktoś najprawdopodobniej próbował zaszyć dziurę. Czerń, która pokrywała jego grzbiet straciła intensywność koloru. Uśmiechnąłem się mimowolnie. Był taki uroczy, wiedziałem, że dużo znaczył dla właściciela.

Włożyłem go z powrotem do walizki, którą zamknąłem. Opadłem bezsilnie na łóżko. Podciągnąłem nogi pod klatkę piersiową, zawinąłem się w małą kulkę. Ashton zabrał całą naszą kołdrę, więc nie miałem się czym przykryć. Ziewnąłem głęboko i spróbowałem nie trząść się z zimna. Postanowiłem, że nazajutrz znajdę jakiś sposób, by odnaleźć własną walizkę.

Obudziłem się dość wcześnie. Próbowałem się ruszyć, ale coś mi to uniemożliwiało. Otworzyłem najpierw jedno oko, potem drugie. Zaśmiałem się, gdy zdałem sobie sprawę, że to Ash blokuje moje ruchy. O dziwo nie było mi zimno, a no tak – zostałem przykryty kołdrą.

Ashton przytulał się do moich pleców, jedną ręką opasał mnie w talii, a prawą nogę przerzucił przez moje udo. Biło od niego przyjemne ciepło, był moim prywatnym grzejnikiem.

Poruszyłem się niespokojnie, by móc wyswobodzić się z jego objęć. Nie udało mi się to, bo blondyn wzmocnił uścisk. Odetchnąłem głęboko i spróbowałem policzyć do dziesięciu. Byłem bliski zrzucenia przyjaciela z łóżka, aby wstać i wreszcie pójść do toalety.

- Nie wierć się tak – jęknął zaspanym głosem.

- Ash, czasem zapominasz, że nie jestem Sally –palnąłem. Skarciłem siebie w myślach, że miałem taki długi język.

Sally to dziewczyna lub była dziewczyna Ashtona. Nie potrafiłem pojąć sytuacji, w której się znajdowali. Podobno zrobili od siebie krótką przerwę, ale trwała już około pół roku. Wątpiłem, że coś z tego związku jeszcze wyniknie, lecz nie chciałem martwić Asha, dla niego wciąż była ważna.

- Och, przepraszam – bąknąłem. – Nie chciałem.

- Nie ma sprawy – machnął ręką, po czym się zamyślił. – Może masz rację – odezwał się po krótkiej przerwie.

Zostawiłem go rozmarzonego na łóżku, a sam udałem się do toalety. Wziąłem krótki prysznic i wytarłem się hotelowym ręcznikiem. Szczęście, że przynajmniej to dostaliśmy. I mydełka.

W bagażu podręcznym uszykowałem sobie koszulkę na przebranie oraz bokserki. Wyszedłem z łazienki w samym ręczniku. Wygrzebałem z plecaka ubrania i je założyłem. Nie wstydziłem się być rozebranym w towarzystwie Ashtona. Znaliśmy się ponad cztery lata. Traktowałem go jak brata.

- Mówiłeś w nocy, że masz problem – zagadnął. – Nic nie pamiętam, o co ci chodziło?

- No tak. – Podrapałem się z tyłu głowy. – Moja walizka nie jest moją walizką. Pomyliliśmy bagaże.

- C-co? – zająknął się. Usiadł na brzegu łóżka i przyglądał się, jak odpinam zamek. Syknął, gdy zobaczył maskotkę. – No ładnie – stwierdził. Kiwnąłem ze smutkiem głową. Podałem mu do ręki biały pasek z nazwiskiem Hemmings.

- Tylko tyle wiem, bo w środku nic więcej nie ma – mruknąłem cicho.

- Nieźle się wkopałeś – stwierdził z przerażeniem w głosie. – Damy radę. Na pewno leciał z nami samolotem, więc jest w Melbourne.

- O ile nie pojechał dalej. – Wzruszyłem ramionami. Uśmiechnąłem się krzywo patrząc na nie swoje rzeczy. Nigdy nie przywiązywałem do tego wielkiej uwagi, ale wolałbym mieć przed oczami moje kolorowe sweterki.

*
Witam, witam.
Spodziewajcie się rozdziałów codziennie.
Więc... miłego dnia, dobranoc lub wszystkiego najlepszego, jeśli masz urodziny.

Do następnego xoxo

suitcase | muke fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz