rozdział 21

219 49 44
                                    

Luke

- Lu, mogę cię o coś spytać?

Bawiłem się palcami swojej dłoni. Strzykałem kośćmi, robiłem po prostu wszystko, by nie musieć spojrzeć na czerwonowłosego. Wiedziałem z dokładnością do słowa, o co spyta. Zawsze pytają.

Nie czułem się jeszcze na siłach. Moja gorączka ustała, ale dalej byłem osłabiony. Wywnioskowałem, że to przeziębienie. Może powinienem pójść do lekarza?

- Um... Ta, jasne, cokolwiek. Pytaj.

- Co ci się śniło? - powiedzial spokojnym, ostrożnym głosem.

Śniło mi się to, co zawsze. Każdej nocy.

Znowu ten chichot. Znowu stukanie obcasów. Znowu skrzypnięcie drzwi. Znowu to samo powitanie i 'słodkie' określenie. Słoneczko. Byłem jej sloneczkiem, chociaż bardziej czułem się jak wygasła gwiazda gotowa na unicestwienie. Super nowa.

Usiadła na skraju łóżka.
- Ja nie chcę! Nie. Nie, nie, nie, nie, nie - krzyczałem, a wręcz darłem się w niebogłosy. - Zostaw mnie w spokoju! Powiem mamie...

Zaśmiała się ochrypłym głosem.
- Wiesz co się dzieje z niegrzecznymi dziećmi? - Uśmiechnęła się krzywo. - Muszą być ukarane - mruknęła do mojego ucha. - Ciocia Erynie się tobą zajmie.

Jej głos był jak trucizna. Wypełniał mnie od środka śmiercią. Bo mimo, że miałem dziesięć lat, byłem martwy w środku. Umarłem dawno temu, moje serce przestało bić.

Zemdlałem, ale tym razem stało się coś innego. nie potrafiłem się obudzić. Nie mogłem złapać powietrza. Mój oddech stawał się coraz cięższy, wolniejszy, w końcu go zabrakło. Leżałem na łóżku bez ruchu. A może już nie leżałem? Nie czułem swojego ciała. Nie czułem nic.

Gdzieś w oddali krzyczeli. Nie, poprawka. Jedna kobieta krzyczała. A ta druga zaśmiała się niezrównażonym tonem. Była szalona, psychiczna.

Ja też byłem psychiczny. To wszystko moja wina.

- Nic mi się nie śniło, Mike - skłamałem i bardzo mnie to bolało. Ale nie mogłem mu tego powiedzieć. Nikt tego nie mógł wiedzieć. Dlaczego nagle wszyscy wiedzą? Dlaczego mnie nie rozumieją? Dlaczego to moja wina? Dlaczego to wszystko przytrafiło się  m n i e? Szalałem, byłem szalony.

- Lu... Kto to Erynie? - Złapał moje ramię.

Zadrżałem. Zadrżałem nie pod wpływem jego dotyku - drżałem, gdy tylko ktoś wspomniał jej imię.
Nie chciałem odpowiadać.

- Nie wiem - szepnąłem cicho. Spuściłem głowę i nie zamierzałem jej podnosić. Dlaczego kłamałem?

- Luke - rzucił miękko. Oparł głowę koło mojej szyi. Oddychał głęboko, chuchając przy tym gorącym powietrzem. - Wiem, że to dla ciebie może być trudne, no ale hej! Jestem tu dla ciebie. Możesz mi powiedzieć.

- Ja nie wiem... nie wiem czy potrafię - zaszlochałem.

Objął mnie ramieniem. Nie chciał mnie poganiać, zmuszać. Domyśliłem się tego. Mikey miał za dobre serce.
Byłem tylko jednym wielkim, niesłychająco mocno uciążliwym problemem.

- To śni mi się codziennie. Nie da się żyć, gdy wspomnienia co noc wracają. Nie mogę żyć tak dłużej - głos mi się załamał.

- Erynie to... - zaczął.

- Moja niania, Michael - dokończyłem za niego. Zachlipałem cicho.

Przycisnął mnie bliżej siebie. Mimowolnie położyłem głowę w zgięciu jego szyi. Wciągnąłem zapach truskawkowego żelu do mycia.

- Gdybyś nie żył, ja także bym umarł - prychnął. Odsunąłem sie i spojrzałem w jego zielone tęczówki próbując odczytać jakiekolwiek emocje Michaela. - Tak się składa, że wziąłeś moje serce. Porwałeś, wyrwałeś, ukradłeś - zaśmiał się. - Może nie znamy się długo, ale ciągle o tobie myślę. Nie potrafię cię wyrzucić. Uzależniłem się od twojej obecności. Kurwa, uzależniłem się od ciebie. Od tego, jak się uśmiechasz, jak spuszczasz zawstydzony głowę, jak się śmiejesz, jak patrzysz na mnie z góry, bo cholera, jesteś wieżowcem. Uwielbiam czuć twoją dłoń na mojej, twoje miękkie wargi. Intryguje mnie to, że ciągle jesteś zimny. Chociaż teraz masz gorączkę - uśmiechnął się, ale wyszedł grymas. Trochę się trząsł z emocji, jakie mu towarzyszyły. Odgarnąłem włosy z jego bladego czoła. - Nie możesz, kurwa, umrzeć. Może jestem chory, ale cie kurwa kocham.

Słyszałem te dwa słowa często - od mamy, Caluma, wcześniej od Rose. Dlaczego teraz poczułem się dziwnie? Może to dlatego, że te dwa słowa z ust Michaela przybrały inne znaczenie. Cholernie mi się to spodobało. Chciałbym słyszeć to codziennie budząc się oraz zasypiając.

- Ja też cię kurwa kocham - zachichotałem, opierając rękawem łzy wzruszenia.

- Nie przeklinaj - szepnął czerwonowłosy w moje usta. Nie mogłem przestać się szczerzyć.

Pocałował mnie wolno, spokojnie, z wielką namiętnością. Tego mi brakowało - miłości. Pierwszy raz od dawna poczułem, że może wszystko się ułoży.

*
Rozdział krótki, ale naprawdę nie mam czasu, a poza tym muszę wam coś przekazać.

Chciałam tylko powiedzieć że całe moje życie ssie.

Planują usunąć wszystkie ff, które zawierają w sobie kazirodzctwo, pedofilię, seks z nieletnimi, depresję, samookaleczanie, anoreksję, gwałt.
Oraz te, które mają w sobie sceny +18 bez zaznaczonego "dla dorosłych".
Chociaż nie jest to do końca potwierdzone.

Idąc tym tropem - suitcase także zostanie usunięte.

Boję się zaczynać kolejne ff.

Rozdziały raczej będą pojawiać się co 2 dni, bo jak wspominałam, mam w głowie kolejne ff. Jeszcze raz przepraszam, że dzisiaj tak krótko.

Módlcie się ze mną za watt.

trzymajcie się czy coś. pa x

suitcase | muke fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz