rozdział 22

237 48 18
                                    

Michael

- Obawiam się, że nie możesz lecieć chory. - Szatański uśmieszek wdarł się na moje usta.

- Mike, nie przesadzaj. To tylko przeziębienie. - Wzruszył ramionami wracając do pakowania swojej walizki.

Była dziesiąta, przynajmniej tak wskazywał zegar na ścianie. O siedemnastej wylatywaliśmy.

- Powinieneś iść do lekarza, cokolwiek. - Tak naprawdę chciałem zostać z blondynem jeszcze kilka dni. Moglibyśmy jeszcze tyle zrobić.

Ale Luke chciał już wracać do domu. I nie dziwiłem mu się. Ja także chciałbym znaleźć się w swoich czterech ścianach.

Pożegnałem się z niebieskookim. Umówiliśmy się, że wszyscy razem taksówką pojedziemy na lotnisko. Poszedłem do swojego hotelu, w którym dawno nie gościłem.

Spotkałem Caluma na korytarzu, on także musiał wracać spakować się do siebie. Posłał mi słaby uśmiech, który odwzajemniłem.

Ashton siedział na wielkim łóżku trzymając kilka ubrań w rękach. Wyglądał na zagubionego.

- Ja się poddaje - wyszeptał. - Nie mogę zapiąć tej cholerne torby! Nie wiem jakim cudem spakowałem się w tą stronę. Nic mi się nie mieści! - Położył glowę na kolanach. Z jego ust wydobyło się głośne westchnięcie. Już wiem, czemu Calum stąd uciekł.

- Zachowujesz się jak baba. Upchnij na siłę i usiądź na wierzchu. Dasz radę - poleciłem, sam zabierając swoje rzeczy.

- Co jest w ogóle między tobą a Lukiem? - zapytał po pewnym czasie.

- A co ma być? - mruknąłem. - Co jest między tobą a Calumem? - zmieniłem temat.

Co było między mną a Lukiem? Nie wiedziałem.

- Nie spuszczasz go nawet na chwilę - zignorował moje pytanie. - Och, Mike, nie udawaj. Zakochałeś się - zachichotał.

Może.

- Jak ty w Calumie. - Puściłem mu oczko. - Wybierzmy się na poczwórną randkę w Sydney - zaśmiałem się.

- To dobry pomysł.

- Ale ja żartowałem... - speszyłem się. Nie wziąłem tego na poważnie. Chociaż może powinienem iść z Lukiem na randkę? Ash ma rację. To dobry pomysł.

Widząc, jak mój przyjaciel męczy się z zapięciem swojego bagażu, zdecydowałem się mu pomóc.
Po godzinie opadliśmy na łóżko bez sił. On naprawdę nie potrafił się spakować, wszystko musiałem zrobić sam. Dlatego nie wiedziałem, czym się zmęczył.

- To chyba nie jest to - szepnął. Uniosłem się na łokciu, by móc spojrzeć w jego oczy.

- O czym mówisz?

- O Calumie. Staram się, nawet bardzo, ale nie mam pewności, że ja mu także... no wiesz. - Odetchnął. - On czuje do mnie tylko pociąg seksualny, a ja... Masz rację. Jestem w nim zakochany. Zakochany na zabój - zaśmiał się smutno.

- Cashton i tak zmierza w dobrym kierunku. Powiedz, co czujesz, jak ja - wypaliłem zanim zdążyłem się powstrzymać.

- Cashton? Jak ty? - Złączył brwi i rzucił mi zdezorientowane spojrzenie. Wkopałem się, bo wiedziałem, że Ash by mnie nie wypuścił z tego pokoju, gdybym mu wszystkiego nie wyjaśnił.

- Cashton to Calum i ty, połączenie waszych imion. Naprawdę to tak trudno zrozumieć? - Wywróciłem oczami na wspomnienie, że Luke też nie zrozumiał za pierwszym razem.

- Brzmi jak kasztan - wtrącił, a ja zaniosłem się głośnym śmiechem. - Dobra, nie zmieniam tematu. Jak ty? - powtórzył swoje pytanie.

- Powiedziałem-Luke'owi-że-go-kocham - wymamrotałem pod nosem na jednym wydechu, ale wiedziałem, że blondyn mnie zrozumiał. Spuściłem głowę, by uniknąć wesołego spojrzenia mojego przyjaciela. Chciałem syknąć "co się szczerzysz", ale uznałem, że to nie miłe i w porę ugryzłem sie w język.

- Wow - opuściło jego usta. - Szybki jesteś. Jesteś pewny? Znacie się dopiero ponad tydzień.

- Te dni to tylko liczby. Ja tak naprawdę czuję, że znam go od zawsze. On... Tak, Ash, to jest to. Jestem na miliony procent pewny.

Poklepał mnie po plecach.
- Gratulacje.
Posłałem mu szeroki uśmiech.

*
Usiadłem przy stoliku w niewielkiej kafejce. Brunetka z milionem warkoczyków na głowie przyniosła mi kawę i opadła na krzesło obok.

- Wykańcza mnie ta praca, mój szef jest denerwujący - jęknęła. - Dlatego chciałam ci powiedzieć, że ją rzucam. Wracam do Sydney, Mike.

Zakrztusiłem się i wyplułem napój na stolik. Nie widziałem Reny od roku, a teraz miałbym ją znowu przy sobie. Tak strasznie za nią tęskniłem. Wytarłem szybko plamę chusteczkami.

- Ja przyszedłem się pożegnać, a teraz już nie muszę - zaśmiałem się. - Kiedy?

- Za około miesiąc zapukam do twojego domu. Lepiej miej otwarte drzwi, bo nie będę czekać, aż mi otworzysz. - Puściła mi oczko. Wszystko wraca do normy.

- Zawsze mile widziana.

- Wiem, Mike, wiem. Tylko posprzątaj swój pokój.

- Nie dla ciebie - prychnąłem. - Nie będę niczego dla ciebie robił.

- Jasne, masz przecież tego słodkiego blondyna.

Mało brakowało, a kolejny łyk kawy znalazłby się na stoliku.
- To aż tak widać?

- Zauważyłam was na festiwalu, nie chciałam przerywać tego gruchotania gołąbków. - Zgromiłem ją niezbyt przyjaznym spojrzeniem. - Nie martw się, nie mam nic przeciwko. Ale nie zapomnij o swojej przyjaciółce.

- Nigdy nie zapomniałem.

A potem trwaliśmy w czysto przyjacielskim uścisku. Kochałem ją całym sercem jak siostrę. Poniekąd nią była.

*
Nie udało się nam kupić miejsc w samolocie obok siebie. O dziwo, Luke wolał siedzieć z Calumem. Trochę mnie to zabolało, ale gdy tylko zająłem fotel z przodu dostałem SMS'a.

od Lukey:
Już tęsknię.

Usmiechnąłem się i odwróciłem w stronę blondyna. Siedział kilka rzędów za nami.
Wyszeptałem "spotkajmy się", na co Luke kiwnął głową. Ucieszyłem się, że na szczęście potrafił czytać z ruchu warg.
Mrugnąłem jeszcze do niego i usiadłem z powrotem na miejscu. To był najdłuższy lot w moim życiu. Przez cały czas czułem na sobie spojrzenie niebieskookiego. Albo mi się wydawało.

Całe dwie godziny przegadałem z Ashem. Straciłem tak dużo przez ten tydzień. Potem oglądaliśmy jakieś głupie filmiki z kotami w roli głównej. Brakowało mi także takiego spędzania czasu.

Ale od dzisiaj nie będzie brakowało mi niczego. Będę miał Ashtona, Luke'a, a nawet Renę. Wszystkie ważne osoby.

*
Myślę, że pojawią się jeszcze 3 rozdziały i takie jakby bonusy, chyba tak to będę mogła nazwać.

Ustawiłam suitcase jako powieść 'dla dorosłych' ze względu na przyszłe kasowanie ff przez watt. I tak myślę, że to nic nie da.

Siedzę właśnie z gorączką i katarem, moimi przyjaciółmi, a wena wynosi równe zero. Jak przestanie mnie boleć głowa, to zacznę pisać nowy rozdział. Nie obiecuję, że pojawi się jutro.

Trzymajcie się, zdrowia wszystkim x

suitcase | muke fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz