Rozdział 6.

147 16 1
                                    

Droga do pracy jest cicha, przerywana sporadycznym chichotem pochodzącym z radia. To pewnie jedna z tych audycji, które Liam zawsze słucha w swoim gabinecie. Louis nie może go tak naprawdę winić. Sam jest fanem stacji BBC i ich programów. Opiera głowę o szybę i zamyka oczy, próbując złapać jeszcze kilka chwil snu zanim dotrą do szpitala. Liam zatrzymuje się jednak na stacji paliw i kupuje dwie kawy oraz jakieś rogaliki. Jedzą w ciszy, niespecjalnie skłonni do rozmów po takim wieczorze. Są już naprawdę blisko wjazdu na parking, gdy Louis decyduje się odezwać.

- Stary, naprawdę dzięki za pomoc. Jestem Twoim dłużnikiem. Nie wiem, co mogłoby...

Liam macha tylko ręką, posyłając mu uśmiech. - Następnym razem po prostu weź ze sobą swojego chłopaka, będzie miał na Ciebie oko. - żartuje, choć Louis wie, że tylko po części.

- Z pewnością tak zrobię – śmieje się cicho, przypominając sobie, że po pierwsze tak naprawdę nie wie, kiedy Harry wyjdzie, a po drugie Harry nawet nie jest jego chłopakiem. Są w jakiejś dziwnej relacji lekarz-pacjent, osłoniętej buziakami i masą tajemnic, i co najlepsze, Louis nie chce tego tracić i jest prawie pewien, że Harry też nie. Musi jednak przestać o tym myśleć, gdy Liam parkuje w wyznaczonym przez administrację miejscu i wysiada z auta.

- Idziesz? - pyta.

- Tak, jasne, zamyśliłem się – kłamie, choć tak naprawdę nie jest gotowy na stawienie czoła rzeczywistości. Nadal czuje się okropnie winny (i nie mówcie tego Liamowi), ale żałuje, że tam pojechał. To naprawdę mogło się źle skończyć.

~*~

Na oddziale jest wyjątkowo spokojnie, to prawie pora obiadu i Louis jest wdzięczny, że imprezował z Liamem, bo w innym przypadku już dawno straciłby pracę. Przebiera się w fartuch i zerka w grafik, zdając sobie sprawę, że od 15 minut ma spotkanie ze swoimi podopiecznymi. Nie spogląda nawet do lustra zanim biegnie na drugi koniec korytarza, gdzie znajduje się pomieszczenie z krzesłami ustawionym w okrąg. Na jednym z nich, nie ma wątpliwości, siedzi Harry. Już ma łapać za klamkę, gdy przypomina sobie, że obiecał mu być tu z samego rana. Wzdycha ciężko i wchodzi do środka. Wita go gwizd Zayna i wtedy wszystkie oczy kierują się właśnie na niego.

- Okej, okej! - Louis podnosi ręce. - Przepraszam za spóźnienie – ludzie wydają się być rozbawieni, jednak on skupia się tylko na jednej osobie. Harry nawet na niego nie patrzy. Louis przełyka gulę w gardle i kontynuuje.

- Miałem rano małe kłopoty, ale to się więcej nie powtórzy – mówi poważnie. - No więc... jak się dzisiaj macie?

Po serii bezsensownych odpowiedzi, jakie otrzymuje Louis, przychodzi czas na Harry'ego i Louis z całej siły stara się nie podejść do niego i nie przytulić jego rozsypanych kawałków. Wie jednak, że z tym musi poczekać do czasu obchodu i zaciska rękę w pięść. - Harry? Chciałbyś się z nami czymś podzielić? - pyta delikatnie, gdy dostaje w odpowiedzi tylko ciszę.

- Niespecjalnie – mruczy pod nosem i może Louis drążyłby temat, ale jako lekarz psychiatrii wie doskonale, że nie powinien, nie teraz.

- Dobrze, Harry. - wzdycha ciężko – Zayn?

- Jestem team Harry – wyjaśnia chłopak, a Louis uśmiecha się delikatnie.

- Skoro nie chcecie nic mówić, ja Wam coś opowiem. To było kilka lat wstecz, kiedy moja młodsza siostra Daisy przyszła do mnie z płaczem. Miała może 7 lat i wielkie niebieskie oczy, które patrzyły na mnie jak na autorytet. Wziąłem ją na kolana i spytałem co się dzieje. Nie chciała nic powiedzieć, podobnie jak wy. Milczała, tuląc się do mojej piersi przez pół wieczora. Przez to spóźniłem się na swoją pierwszą randkę w życiu – śmieje się sam do siebie – i tak była niewypałem. Mówiąc jednak o Daisy - wtedy zrozumiałem, że człowiek czasem potrzebuje drugiej osoby, ale nie do rozmowy, czy pouczania go, jak ma żyć i jakie decyzje postępować. Każdy czasem potrzebuje poczuć obecność tej drugiej osoby, jej wsparcie i zainteresowanie. I chcę żebyście wiedzieli, że macie to wszystko we mnie, że jestem tu dla Was tak samo, jak byłem tego wieczora dla Daisy. Jesteście ważni, nie dajcie sobie wmówić, że jest inaczej - kończy przemówienie, mając nadzieje, ze Harry go słuchał. Miał to na myśli i nawet jeśli trochę bardziej dla Harry'ego niż reszty, nikt nie musi o tym wiedzieć.

Green Tea (larry stylinson pl)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz