Kiedy Louis otworzył oczy, spostrzegł, że za oknem jest jeszcze ciemno, a budzik stojący na nocnej szafce nie wybił nawet piątej nad ranem. Usiadł zaspany na skraju łóżka i przetarł rękoma twarz. Dotychczas nie cierpiał na bezsenność, nie miewał problemów z koncentracją i racjonalnym myśleniem. Coś ewidentnie w nim pękło. Postawił bose stopy na zimną posadzkę, zbyt przejęty, by zastanawiać się, czy mama sprzątnęła jego pokój po raz dziesiąty w tym miesiącu, gdy nie odnalazł miękkiego dywanu, który zwykł leżeć zaraz obok. Mając świadomość, że już nie zaśnie, narzucił na plecy szlafrok i zapaliwszy światło na korytarzu, powolnym krokiem opuścił piętro.
Kilkanaście minut później, siedział przy kuchennym stole ze szklanką pomarańczowego soku w dłoni, kreśląc paznokciami niewidzialne wzory. Był tym tak pochłonięty, że nie usłyszał nadchodzących kroków.
- Nie śpisz? - głos był zatroskany, ale i pełen ciepła. Louis nie mógł tego kontrolować, upuścił naczynie, które w sekundę rozprysnęło się na milion drobnych kawałeczków.
- Przepraszam, posprzątam to. - odrzekł cicho, próbując uniknąć niezręcznego tematu.
- Louis.. Lou. - kobieta zatrzymała go w pół kroku. - Jest w porządku, to tylko głupia szklanka. Czy coś się dzieje w pracy? Czy jest nie tak jak oczekiwałeś? - I Louis już wiedział do czego to prowadzi.
- Wręcz przeciwnie, jest dobrze, mamo. - odpowiedział prędko, zbierając kawałki szkła z lśniącej podłogi. - Po prostu...to nowe, prawda? Sama mówiłaś, że początki...
- ...bywają trudne, tak, wiem, mój synu. - przygarnęła go do uścisku, nie zważając na drobne odłamki wciąż zalegające na kafelkach. - Wiem, że będziesz tam najlepszy, po prostu potrzeba czasu. - potarła jego policzek, a on posłał jej uśmiech. Niewymuszony.
- Dzięki, mamo. Tego chyba było mi trzeba.
- Postaraj się nie obudzić dziewczynek, ledwo zmusiłam je wczoraj do położenia się wcześniej.
- Jasne, będę cicho. Żadnych szklanek do tłuczenia. - zamknął niewidzialną kłódkę na ustach, a kobieta roześmiała się cicho i zabrawszy butelkę wody mineralnej, zniknęła na schodach prowadzących na piętro.
Louis siedział jeszcze chwilę na twardym krześle, zastanawiając się jak to wszystko się potoczy. Czy będzie mógł za pół roku, usiąść w tym samym miejscu i powiedzieć, „tak, zrobiłem to"? Czy może, wtuli się w ramiona Jay, przyznając smutno, że mógł pójść jednak inną drogą? Wszystko było kwestią czasu, no i może odrobiny szczęścia, miał nadzieję.
~*~
Pojawił się w pracy nieco szybciej. Miał zaplanowane spotkanie z ordynatorem, więc bycie przed czasem dawało mu chwilę na ochłonięcie. Tak, Louis Tomlinson naprawdę się stresował, co było kolejną dziwną rzeczą, jaka pojawiła się w jego życiu odkąd przyjął tę szaloną pracę. Zazwyczaj nie dbał przesadnie o zdanie innych ludzi, ale teraz było inaczej. Tłumaczył to sobie na różne sposoby i póki nie dotarł do tego najważniejszego, wszystko szło jak z płatka. Odgarnął grzywkę, która opadała niechlujnie na jego oczy i założył błękitny strój, którego spodnie stanowczo zbyt mocno obciskały jego krągłą pupę. Nie mógł narzekać na swoje geny, ale w takich momentach wolałby się czuć bardziej...komfortowo. Odrzucając tę myśl na bok, spostrzegł, że za kilka minut powinien rozpocząć się obchód, co oznaczało nowe przygody, nowe twarze i może nowe...kłopoty. Louis lubił wyzwania, a to tylko dodawało pikanterii całej tej sprawie.
- Cześć, Ty jesteś naszym nowym lekarzem? - głos zza jego pleców całkowicie wyrwał go z zamyślenia i Louis potrzebował kilkunastu sekund, by się odwrócić i zaobserwować, że mężczyzna wcale nie jest tak stary, jak się spodziewał i nawet nie wygląda tak wrednie, jak oczekiwał.
CZYTASZ
Green Tea (larry stylinson pl)
أدب الهواةLouis jest nowy, czasem marudzi, ale kocha to bezgranicznie. Harry ma różowe paznokcie, pije zieloną herbatę z brązowym cukrem, a jego obsesją są koty. Harry jest także trudną układanką, ale kto powiedział, że Louis nie lubi wyzwań?