Jest środek nocy, gdy Harry zwleka się z łóżka i drepcze po zimnej podłodze. Nie wybrali jeszcze z Louisem wszystkich dywanów, wciąż mają czas, by to zrobić lub dosłownie - nie mają go. Harry obiecuje sobie w duchu, by zamówić je przez Internet z darmową przesyłką, o której wiele słyszał od Lottie. Wchodzi do błękitnego pokoiku, który oklejony świecącymi gwiazdkami, oddaje przyjemną atmosferę wnętrza. W kącie świeci się mała lampka z dinozaurem, a Harry uśmiecha się na ten widok, bo pamięta dokładnie dzień, w którym kupili ją z Louisem. Staje nad łóżeczkiem i zaciska dłonie na jednej z barierek. To, jak ulotna chwila, którą chciałbyś zatrzymać jak najdłużej.
- Wiedziałem, że Cię tu znajdę... - słyszy przyjemny pomruk, a chwilę później ciepłe ciało otula go od tyłu. Już nawet nie wzdryga się na ten dotyk. Przynajmniej wie, że idą w dobrą stronę.
- Musiałem sprawdzić, co u niego... - próbuje tłumaczyć, ale Louis zacieśnia uścisk i to wszystko, co się teraz liczy.
- Jest taki spokojny...
- To prawda, jest.
- I nie mogę uwierzyć, że to już 3 miesiące odkąd... - smuci się Harry, a Louis odwraca go przodem do siebie.
- Posłuchaj, Debbie chorowała, a my nie mogliśmy nic na to poradzić. To cud, że Jamie żyje. Pamiętasz co mówił lekarz?
Harry skina głową, ocierając łzę.
- Po prostu... nie sądziłem, że będzie mi jej tak brakować. I Rosie... wciąż zadaje pytania, gdy wychodzisz do pracy...
- Pewnego dnia zrozumie, obiecuję. I pewnego dnia to wszystko będzie tego warte.
- Tak? - pyta wahającym tonem.
- Tak, usiądziemy wszyscy razem na werandzie, Jamie na Twoich kolanach, a Rose obok mnie na huśtawce, będziemy oglądać zachód słońca i wspominać dobre chwile. Wtedy opowiesz im o ich matce, o tym, jak wiele zrobiła, by dać im najlepsze życie, opowiesz im, dlaczego tak się stało, a oni trochę zrozumieją, trochę nie. Powtórzymy to wszystko rok później i dwa lata, i nawet wtedy, gdy Rose będzie szła na studia... Będziemy pamiętać o Debbie, bo to ona dała nam tę rodzinę i zawsze będzie jej symbolem. - Louis kończy ciepło, a Harry nie powstrzymuje już łez. Nie mówi nic, tylko całuje miękko swojego chłopaka. Ten z kolei wie, że to wystarczająca odpowiedź na jego propozycję. Pozwala sobie wziąć Harry'ego na ręce i zanieść do ich sypialni, gdzie przez resztę nocy śpią splątani ze sobą niczym kotwica i sznur. Nierozerwalnie.
Ranek jest bardziej szalony. Louis zasypia do pracy przez co śniadanie, które przygotował mu Harry staje pod znakiem zapytania.
- Kochanie, przepraszam, możesz to dla mnie zapakować? Nie zdążę na moją zmianę! - jęczy, widząc niezadowolone spojrzenie chłopaka.
- Tak, to moja wina, że zaspałeś, źle nastawi... - nie udaje mu się dokończyć, bo Louis zamyka jego usta pocałunkiem.
- Ani słowa, mamy poniedziałek, a to jest wystarczające wytłumaczenie.
Harry śmieje się, ale nie dlatego, że tak trzeba, a dlatego że naprawdę kocha tego idiotę.
Kiedy żegna się z Louisem i postanawia przyrządzić sobie zieloną herbatę, słyszy płacz z pokoju Rosie. Zastaje córkę siedzącą na skraju łóżka i wycierającą mokre policzki. Jej włosy są w nieładzie po spaniu i to jedna z tych rzeczy, która może nie biologicznie, ale łączy ją z Louisem.
- Co się dzieje, Skarbie? - pyta i jest cierpliwy. - Miałaś zły sen?
Rosie kiwa głową, na co Harry przyciąga ją do uścisku.
CZYTASZ
Green Tea (larry stylinson pl)
FanfictionLouis jest nowy, czasem marudzi, ale kocha to bezgranicznie. Harry ma różowe paznokcie, pije zieloną herbatę z brązowym cukrem, a jego obsesją są koty. Harry jest także trudną układanką, ale kto powiedział, że Louis nie lubi wyzwań?