Rozdział 9 - Will naśladuje Leona Valdeza (och, sorry nie ten fandom)

1.5K 154 56
                                    

Halt

- Ale teraz może być tylko lepiej, prawda? - zapytał Horace Malcolma, który wrócił niecałą godzinę temu

- Bądźmy dobrej myśli - odparł medyk mieszając coś w swoim tajemniczym kociołku - W końcu zjadł obiad

- Obiadem to ja bym tego nie nazwał - mruknąłem

Razem z Horacem przygotowałem dla Willa dwa razy mniejszy posiłek niż nasz, a on i tak zjadł ledwo ćwiartkę. Później opowiedziałem mu wszystko aż do powrotu do Skandii. Kiedy skończyłem Will napisał, że jest zmęczony i poszedł się położyć, a ja go nie zatrzymywałem.

- Ale kawę wypił - dodał z uśmiechem Horace

- W końcu jest zwiadowcą - odpowiedziałem mu - Każdy zwiadowca lubi kawę. A tak w ogóle to jak ci idzie z tym lekiem, Malcolm? - dodałem

- Już prawie skończyłem - odparł po dłuższej chwili jednocześnie dodając kilka kropel jakieś białej mikstury do kociołka. - Will powinien pić to dwa razy dziennie, a po mniej więcej trzech lub czterech dniach jego krzepliwość krwi powinna wrócić do normy.

- A co z resztą? No wiesz - Horace zaciął się - z tym ogonem i wymową.

Malcolm spojrzał na niego smętnie.

- Nie wiem. Nigdy nie spotkałem się z takim przypadkiem - westchnął i przelał zawartość kociołka do średniej wielkości pojemnika - Ale gdyby Will odzyskał wspomnienia mógłby mi powiedzieć dlaczego to się stało i wtedy szansa na znalezienie odtrutki zwiększyłaby się.

- Odtrutki? - zdziwiłem się

- Tak, odtrutki - medyk spojrzał na mnie jak na niedorozwiniętego, a ja zrobiłem to samo. Po kilku sekundach Malcolm wywrócił oczami - Pocisk, którym został zraniony Will był zatruty. Nigdy nie widziałem takiej dziwnej trucizny. Udało mi się usunąć ją z rany, ale ta zdążyła się rozprzestrzenić wiele dni wcześniej. Ponadto....

Wypowiedź medyka przerwał głuchy odgłos, który najprawdopodobniej spowodowany był uderzeniem czegoś o ziemię.

- To z pokoju Willa - rzuciłem i ruszyłem w tamtym kierunku

To co teraz ujrzałem wstrząsnęło mną. Will siedział na łóżku i drżał z zimna, pomimo kołdry, która był przykryty. Jego żeby szczękały głośno, a skóra była w jasnym odcieniu szarości. Na podłodze leżał pas z dwoma nożami (to pewnie on wywołał ten dźwięk). Spojrzałem na twarz Willa, która była pokryta gęsią skórką, a jego tęczówki były tak duże, że prawie nie było widać białek w jego oczach.

Po chwili do pokoju weszli Malcolm i Horace. Usłyszałem cichy okrzyk zaskoczenia tego drugiego i stanowczy głos tego pierwszego:

- Trzeba go ogrzać. I to jak najszybciej.

Kiwnąłem tylko głową i bez większego trudu podniosłem Willa. Nie musiałem być Malcolmem, aby wiedzieć, że jego skóra jest o wiele za zimna jak na ludzkie standardy. Will nie protestował kiedy go podniosłem i to chyba było w tym wszystkim najgorsze. Jeszcze kilka godzin temu wściekłby się o zwykłe szturchnięcie, a teraz nie reagował. Położyłem go przy kominku, a Malcolm przyniósł jakieś leki z magazynu.

- Podgrzej wodę, Horace - polecił Malcolm, a rycerz nie dyskutował

Wziąłem koc i okryłem nim Willa. Pomimo tego i jakieś mieszanki od Malcolma Will nadal drżał, ale przynajmniej szczękanie zębami zniknęło.

- Trzeba poczekać - mruknął Malcolm widząc moje zaniepokojone spojrzenie - Lek jeszcze nie zaczął działać.

I czekaliśmy chwile, dwie, trzy. Ja jednak cały czas miałem przeczucie, że lek nie pomoże. I rzeczywiście kiedy minęła godzina Malcolm zabrał się za robienie kolejnej mieszanki, a Will nieobecnym wzrokiem patrzył się na ścianę naprzeciwko. Chwyciłem go za ramię, a kiedy w końcu na mnie spojrzał jego spojrzenie było puste; zdawało mi się, że mnie nie widzi.

Zwiadowcy - OpętanyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz