Will
Uciekałem, a moje stopy deptały kości, które ze zgrzytem pękały pod moim ciężarem. Mimo, że we śnie nie powinno się czuć zmęczenia miałem wrażenie, że jeśli się zatrzymam to upadnę i nie wstanę. Odór krwi był tak bardzo realistyczny. Pomimo świadomości, że to jest tylko sen, koszmar moje serce biło w przyspieszonym rytmie. Wszędzie gdzie tylko spojrzałem widziałem krwistoczerwone oczy demona, które wpatrywały się we mnie z nienawiścią.
Cały czas tylko uciekasz, Willu Treaty - krzyczał, a jego potworny głos przyprawiał mnie o ciarki - Boisz się. Uwielbiam karmić się twoim strachem. Jest taki świeży, taki żywy!
Potknąłem się o jakiś piszczel i upadłem. Jęknąłem cicho i złapałem się za krwawiący czarną mazią łokieć.
Czuję zapach krwi - wrzeszczał dalej potwór - Twojej krwi, drogi zwiadowczyku. A to tylko preludium do kary jaka spotka cię za kradzież mojej własności!
Odruchowo dotknąłem amuletu, który wisiał na mojej szyi. Jego chłód sprawił, że oblała mnie fala spokoju, a łokieć już nie krwawił.
- Jeśli tak bardzo go pragniesz - krzyknąłem świadomy adrenaliny, która buzowała w moich żyłach - To chodź i go sobie weź!
Szyderczy śmiech demona przyprawił mnie o gęsią skórkę. Wzdrygnąłem się.
Już niedługo, zwiadowczyku. Już niedługo.
Obudziłem się zlany potem. Usiadłem na łóżku dysząc ciężko. Po dwóch minutach udało mi się uspokoić oddech. Spojrzałem za okno i ustaliłem, że jest trzecia w nocy. Zwlokłem się z łóżka dziękując w duchu wszystkim bogom za chłód podłogi. Otworzyłem drzwi i cicho niczym duch udałem się w stronę kuchni aby wypić chociaż jeden kubek kawy z miodem. Kawa pomagała mi się uspokoić, ponadto odganiała koszmary i pomagała zapomnieć o tych starych. Ku własnemu zdziwieniu ujrzałem Halta śpiącego na krześle, a na stole przed nim leżało kilka papierzysk i dwa rysiki. Westchnąłem cicho i przykryłem go kocem.
Wstawiłem wodę na kawę i już po paru chwilach przeglądałem papiery z kubkiem gorącego napoju w dłoni. Oprócz kilku pustych kartek znalazłem pięć raportów z okolicznych lenn i list od niejakiego Gilana. Przebiegłem pobieżnie wzrokiem wszystkie linijki (Gilan uskarżał się, że Halt i Horace za długo nie wysłali do niego listów) i zatrzymałem się na ostatniej, w której pytał się czy mnie znaleźli. W mojej głowie pojawił się wysoki mężczyzna z jasnymi włosami. Był ubrany w zwiadowczą pelerynę, ale w ręce trzymał miecz, zdziwiło mnie to, bo pomimo utraty pamięci wydawało mi się, że miecz nie należy do uzbrojenia zwiadowcy. Odgoniłem wspomnienie kilkakrotnym mrugnięciem i wziąłem kolejny łyk kawy. Pozwoliłem by jej ciepło rozeszło się po moich kościach i dotarło w głąb mięśni. Odłożyłem list na stół i zacząłem zastanawiać się czemu Dowódca Korpusu Zwiadowców (wiedziałem się,że nim jest ponieważ tak podpisał się w liście) interesował się zwykłym podwładnym. Próbowałem przywołać chociaż jeszcze jedno wspomnienie związane z Gilanem, ale każda próba kończyła się kolejnym bólem głowy więc przestałem. Zamiast tego wziąłem do rąk papier i rysik i nie kontrolując za bardzo tego co robię naszkicowałem mój dzisiejszy koszmar.
Góry kości i czarna krew zajmowały prawie całą powierzchnię kartki. Dorysowałem te okropne oczy demona i niewyraźny zarys jego sylwetki schowanej w mroku. Narysowałem też siebie; siedziałem u podnóża kościstego pagórka, a moje ubranie było brudne od ciemnej krwi. Zarysowałem kontury ogona i rogów. Poprawiłem każdą osobną kość, pogłębiłem oczodoły w czaszkach leżących wszędzie wokół. Zanim się zorientowałem minęła godzina. Dorysowałem cienie i ciemne kolumny, które pięły się aż po sufit. Rysowałem dalej nieświadomy tego, że Halt obudził się i przygląda mi się od dłuższej chwili. Sięgnąłem po kubek i zorientowałem się, że jest pusty. Podniosłem wzrok znad kartki i dopiero teraz zauważyłem obudzonego Halta.
CZYTASZ
Zwiadowcy - Opętany
FanfictionKolejne fanfiction o zwiadowcach. Nie zabraknie tu odrobiny magii i czarów, których brakowało w serii J. Flanagana