Rozdział 4 - I to był ten cholerny brodacz

1.8K 168 47
                                    

Will

Od prawie dwóch tygodni szlajam się po lesie. Każdej nocy On funduje mi koszmary. Czasami widzę przebłyski z swojego życia: jakieś pół małpie pół niedźwiedzie bestie, płonący most, tego niskiego szatyna na progu śmierci, wzburzone morze i sztorm oraz płonącą gospodę. Czasami jednak są jeszcze gorsze: widzę demony, dżiny, diabliki i inne stwory, które zamierzają mnie zabić. W sumie nie różni się to dużo od jawy, bo On posłał na mnie kilka takich stworów. Dzisiaj udało mi się zabić kolejnego i poszedłem nad rzekę, aby rozłożyć obóz na noc. Rana na nodze cały czas lekko krwawiła dlatego regularnie prałem bandaże i znowu go nakładałem. Nie schroniłem się w mieście, bo bałem się, że sprowadzę potwory do miasta i pozabijają niewinną ludność.

Zaczynałem rozumieć czemu tak bardzo zależy Mu na zdobyciu amuletu. Prócz wyostrzania zmysłów pomagał czarować. Kiedy pewnej nocy odważyłem się rozpalić ognisko pomyślałem o tym jak dobrze byłoby gdyby nie dymiło (uniemożliwiłbym złapanie mnie) i wtedy BUM! nie dymiło się. Powoli uczyłem się jakiś prostszych zaklęć takich jak rozpalanie i gaszenia ogniska za pomocą myśli, kontrolowanie wody (bez przesadyzmu wielkich tsunami wywołać nie potrafię) czy naprawianie złamanych strzał. On mówił do mnie bardzo rzadko, widocznie przemawianie w mojej głowie kosztowało go sporo energii. Czasami dostawałem nagłych dawek różnych wspomnień. Kiedy pierwszy raz po przebudzeniu wystrzeliłem jedną strzałę ujrzałem w głowie polanę i kilka celów, do których strzelałem. W cieniu drzewa siedział ten siwobrody człowiek czytający jakieś papiery. Po trzydziestu sekundach wróciłem do rzeczywistości, ale przez kilka minut nadal byłem zdezorientowany. Natomiast kiedy była burza widziałem siwobrodego na skraju morza. Krzyczał coś do mnie, ale ja go nie słyszałem. Ze zdumieniem odkryłem, że kiedy wspomnienie minęło moje policzki były mokre od łez.

Tak więc moje życie było jednostajne: zabijanie potworów, zmienianie opatrunków, polowanie, jedzenie, koszmary, wspomnienia. Najchętniej oddałbym amulet Jemu i wrócił do poprzedniego życia, ale podświadomość podpowiadała mi, że muszę chronić wisiorek za wszelka cenę. Byłem przemęczony. Spałem nie więcej niż trzy-cztery godziny dziennie z obawy o koszmary. Kiedy spojrzałem na bezchmurne niebo bez trudu odczytałem godzinę: ledwie północ. Zgasiłem ognisko, torbę z opatrunkami i lekami ukryłem w krzakach i wspiąłem się na drzewo. Owinąłem ogon wokół pienia, aby nie spaść kiedy zasnę i chwyciłem łuk. Za każdym razem zachwycałem się jego wykonaniem. Łuk długi wykonany z mocnego drewna bez zbędnych rzeźbień. Niby taki zwyczajny, ale zawsze kiedy trzymałem go w dłoniach czułem się bezpiecznej.

Po niecałych dwóch godzinach koszmarów obudził mnie nieludzki ryk. Otworzyłem oczy i kontrolując strach rozejrzałem się. Jakieś dwieście metrów ode mnie stał wielki demon. Jego rubinowa skóra błyszczała lekko w świetle gwiazd, a długie na metr rogi wyglądały równie strasznie. Powolnym ruchem wyciągnąłem strzałę z kołczana i wystrzeliłem. Nie uwierzyłem w swojego pecha, bo akurat demon wybrał ten moment, aby się schylić. Strzała zamiast przebić serce trafiła w bark wywołując kolejny krzyk potwora.

- Cholera - wyszeptałem i zeskoczyłem z drzewa

Dopiero teraz dostrzegłem ogromną kuszę w prawej ręce potwora i pas w mnóstwem sztyletów zawieszony w jego tali.

Demon spojrzał na mnie czerwonymi, nienawistnymi oczami, a ja dotknąłem amuletu, który sprawił, że paraliżujący strach jakim potwory atakowały swoje ofiary nie działał na mnie.

- Oddaj! - zawołał potwór w języku demonów. Nie wiedziałem jak słyszę różnice między wspólną mową, a ich językiem. Wiedziałem za to dlaczego rozumiem ich język.

Zmieniałem się w demona. Niestety, ale taka jest prawda. Moja skóra była teraz bardziej szara, a ogon i różki nie należały do budowy człowieka. Ponadto umiałem czarować, byłem szybszy od zwykłego człowieka. I właśnie tą umiejętność postanowiłem teraz wykorzystać. Ruszyłem biegiem, robiąc dziwne zawijasy i skręty, aby spowolnić złapanie mnie. Kryłem się i zwodziłem, wybierałem rzadko używane szlaki, aby go zgubić. Kiedy w końcu mi się to udało wdrapałem się na jakieś dobrze ukryte drzewo sapiąc z bólu. Niewyspanie dawało o sobie znać. W dodatku krew zabrudziła cały bandaż i nogawkę moich spodni. Zdjąłem łuk z ramienia i przypatrywałem się drodze, na którą miałem widok. Byłem dobrze ukryty wśród gęstych liści. Postanowiłem przeczekać aż demon zrezygnuje z pościgu.

,,Ludzie rzadko patrzą w górę"

Usłyszałem głos w głowie. Jednak nie był to głos demona. Moja podświadomość podpowiadała mi, że głos należy do tego cholernego brodacza. Trzy z czterech wspomnień jakie miałem w ciągu ostatniego tygodnia dotyczyły właśnie jego.

- Cholerny brodacz - mruknąłem wyjmując strzałę z kołczanu i kładąc ją na kolanach.

I wtedy moje wyostrzone zmysły zarejestrowały jakiś ruch na skraju mojego pola widzenia. Przyjrzałem się mu lepiej i ujrzałem postać. To był ten cholerny brodacz.


Zwiadowcy - OpętanyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz