Rozdział 13 - Konfrontacja

1.7K 145 95
                                    

Will

Usłyszałem potworny ryk i obudziłem się. Na początku pomyślałem, że to dochodzi z mojego koszmaru, z którego jeszcze nie zdążyłem się jeszcze otrząsnąć, ale znowu go usłyszałem i nabrałem pewności, że nie jest to moje słuchowe urojenie. Ryk był nieludzko przerażający i miałem wrażenie, że gdzieś go już kiedyś słyszałem. I wtedy dostałem olśnienia: to był demon.

Z prędkością światła wyskoczyłem się z łóżka i tylko ogon, który zaczepił się o krawędź stolika uratował mnie przed upadkiem. Zakląłem i spojrzałem za okno, ale niczego nie zauważyłem, pewnie demon znajdował się z drugiej strony chatki. Mój wzrok padł na broń leżącą na stole. W pierwszych odruchu chciałem wziąć łuk i strzały, ale uświadomiłem sobie, że jestem zbyt osłabiony żeby chociażby naciągnąć cięciwę. Już zamierzałem wyjść z pokoju, ale chwyciłem jeszcze pochwę z dwoma nożami i zapiąłem ją w pasie. W walce z demonem na niewiele by się przydała, ale jej ciężar dodał mi trochę odwagi i przypomniał o starych dobrych czasach kiedy byłem zwyczajnym zwiadowcą i tłumiłem jakieś tam błahe bunty. Westchnąłem i energicznie (o ile można energicznie kuśtykać) ruszyłem do wyjścia z budynku. Wyszedłem na ganek i moim oczom ukazał się przerażający widok.

Halt leżał na ziemi jak sparaliżowany. Lekko krwawił z lewego ramienia, a obok niego leżało kilka połamanych strzał. Niedaleko zwiadowcy stał Malcolm z sztyletem w dłoni, ale on również został potraktowany paraliżującym strachem. Poczułem jak amulet na mojej piersi robi się coraz cieplejszy dzięki czemu chronił mnie przed działaniem magicznego strachu. Jednak ten prawdziwy ogarniał mnie coraz bardziej i spowodował, że lekko drżały mi kolana. Wziąłem głęboki oddech, zeskoczyłem z ganku i dopiero teraz odważyłem się spojrzeć na demona.

Był wyższy niż jakikolwiek potwór, którego kiedykolwiek widziałem, miał ponad cztery metry wzrostu. W porannym słońcu jego skóra błyszczała niczym złoto, a rogi emanowały poświatą w tym samym kolorze. Był człekokształtny i dobrze umięśniony. Jego ogon był co najmniej trzy razy większy ode mnie i porośnięty był niewielkimi igiełkami, a jego końcówka zakończona kolcem, z którego ściekała czerwona krew. Dopiero teraz dostrzegłem, że trzymał coś w prawej pięści. A raczej kogoś.

- Zostaw go! - krzyknąłem w języku demonów, chociaż tym razem byłem pewny, że jeśli bym chciał mógłbym powiedzieć to we wspólnej mowie

Demon odwrócił się w moją stronę i wbił we mnie te swoje czarne, bezlitosne ślepia. Były ciemniejsze od mroku, ciemniejsze od nocy, ciemniejsze od wszystkiego co tylko istnieje.

- Kogo ja tu widzę? - krzyknął, a jego twarz wykrzywiła się w grymasie, który przypominał upiorny uśmiech - Will Treaty postanowił w końcu opuścić kryjówkę! Mysz wyszła z norki i przyszła prosto do paszczy lwa!

Kątem oka zauważyłem, że na dźwięk mojego imienia Halt i Malcolm drgnęli.  Widocznie wcześniej nie zauważyli mojej obecności. Mieli jednak za mało kontroli nad własnym ciałem żeby odwrócić głowy w moją stronę. Wpadłem na pomysł, postanowiłem odwracać uwagę demona tak długo aż moi przyjaciele znowu będą mogli się ruszać i uciekną w bezpieczne miejsce. Zerknąłem na zaciśniętą pięść demona i dodałem jeszcze jeden podpunkt do mojego planu: Uwolnić Horace.

- Jesteś aż tak słaby, że musisz wyżywać się na zwykłych śmiertelnikach? - wykrzyknąłem pogardliwie, a na twarzy demona pojawił się gniewny grymas. Najwyraźniej wyzwiska działają lepiej niż czcze groźby - Wypuść go, przecież to na mnie chcesz się wyżyć!

Demon uśmiechnął się złośliwie.

- Skoro tak bardzo tego pragniesz. - powiedział i otworzył dłoń.

Zwiadowcy - OpętanyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz