Czuję ból w kolanie. Jest paraliżujący. Nie mogę ruszyć całą lewą nogą. Skręcam się z bólu, pogarszając tylko sprawę. Przez przypadek budzę Michaela.
-Ida? Co jest?- pyta zaspanym głosem. Nic nie mówię. Nie potrafię wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Po policzkach płyną mi łzy. Kuzyn patrzy na mnie z lekkim przerażeniem.-Pójdę po Twojego tatę.
Chcę zaprzeczyć, ale za późno. Michaela już nie ma w pokoju. Próbuję się podnieść, ale znów uderza mnie ból z jeszcze większą siłą. Drzwi otwierają się z hukiem. Tata patrzy na mnie z troską. Pyta mnie o mało ważne rzeczy, po czym delikatnie podnosi z materaca.
-Mike, otwórz drzwi- instruuje. Nie mogę się nawet poruszyć. Trzymam się kurczowo koszulki ojca, by w jakikolwiek sposób zahamować ból.-Szybciej, Michael! Musimy jechać do szpitala!
Czemu mam jechać do szpitala? Dlaczego? Co się dzieje?
-Tato...- szepczę. Patrzy na mnie smutno i całuje w czoło.
-Tak?
-Co się dzieje?
-Twoja kontuzja się chyba odnawia...
-Ale ja nie miałam kontuzji...
-Ciiii...
Zasypiam, gdy kładzie mnie na tylne siedzenie auta.
***
Gdzie jestem? Co się stało?
Otwieram leniwie oczy. Światło z lampy nade mną razi mnie niemiłosiernie. To chyba szpital... Rozglądam się po pomieszczeniu. Dlaczego te sale szpitalne są zawsze takie jasne? Chcą ludziom poprawić humor przed śmiercią? Muszą wiedzieć jedno- to nie pomaga.
-Obudziłaś się już?- pyta Michael z drugiego końca sali.
-Czemu miałabym się nie obudzić?- odpowiadam ironicznie.
-Martwiłem się... często masz te bóle?
-O tym będę rozmawiać z lekarzem.
Chłopak kiwa głową i wychodzi za drzwi. Trwam przez pewien czas w zupełnej ciszy, którą zagłusza ciche buczenie maszyny obok. Opadam głową na poduszkę i przymykam oczy. Czemu tu jestem?
-Dzień dobry- mówi męski głos przy akompaniamencie ciężkich kroków.
-Witam- odpowiadam beznamiętnie.
-Jak się czujesz?- pyta lekarz, nie spoglądając w moją stronę.
-Bywało lepiej. Co się w ogóle stało?
Wtedy starszy mężczyzna podnosi na mnie wzrok. Patrzy, patrzy, patrzy i patrzy na mnie. Patrzy, a mnie zaczyna krępować jego natarczywe spojrzenie. Znowu wraca do paru kartek, które trzyma w dłoni.
-Uszkodziła ci się rzepka w lewym kolanie. Potrzebuję twojej zgody na operację- mówi. Zamieram. Operacja? Co jest nie tak z moją rzepką?
-Ja...ja nie rozumiem.
-Musisz podpisać zgodę na operację, jeśli chcesz jeszcze kiedykolwiek chodzić.
Teraz to ja na niego patrzę. Z przerażeniem, ze zdezorientowniem, z żalem. Lecę wzrokiem na moją lewą nogę. Jest lekko uniesiona. Unieruchomiona. Ja nie mogę nie chodzić...
CZYTASZ
Ja, Śmierć ✔
ParanormalNie jestem rannym ptaszkiem. Nie jestem optymistką. Tak- nie lubię go, jej... Ciebie też nie lubię. Nie jestem tą dziewczyną w różowej sukience, która myśli, że jest lepsza od wszystkich. Nie jestem tą nastolatką w za dużej kurtce i glanach. Jestem...