Rozdział 14

2.6K 154 35
                                    

Stoję w miejscu, nie mogąc nabrać powietrza. Czy to wszystko jest w ogóle możliwe? Dziadek żyje? Jak? Przecież...? Nie. Teraz już wiem, że on żyje. Nic już tego nie zmieni.

Babcia. Babcia żyje. To jest dopiero jakaś magia. Nie mam pojęcia jak to się stało. To niemożliwe.

-Idziemy?- pyta bardzo żywy dziadek, machając mi ręką przed twarzą.

-A...ale... przecież babcia nie żyje- mówię na głos, wciąż nie wierząc.

-Nie, skarbie. Babcia żyje i ma się dobrze. Jak pójdziemy do niej, to wszystko ci wyjaśni.

-Nie... to są jakieś żarty- w moim umyśle wszystko pracuje na najwyższych obrotach, ale nagle wszystko przyćmiewa mój gniew. Jak mogą tak ze mnie żartować? Pewnie jeszcze Rick jest w to wmieszany!

-Ida...?

-Gdzie jest Rick? On to wymyślił, prawda? Zawiózł mnie na zły cmentarz, a teraz wymyśla jakieś bajeczki! Gdzie on jest?- pytam wściekła.

-Ida. To nie jest żart. To dobry cmentarz i Rick o tym wie. Chodź ze mną tam. Babcia już czeka- wystawia dłoń w moją stronę. Mimo sceptycznego nastawienia, chwytam ją.

***

-Już tutaj byłam- prycham, gdy stajemy przed tą samą bramą.

-Niby tak- wzdycha dziadek i zatrzymuje się trzy kroki przed wejściem.

-Na co czekamy?- pytam.

-Na kogo- poprawia mnie.

-Na kogo czekamy?

-Zobaczysz- odpowiada z uśmiechem. Stoimy teraz w ciszy, czekając na Bóg wie kogo. Zaczynam się powoli niecierpliwić, ale już po chwili czuję piękny zapach. Zmieszane lilie i herbata owocowa. Nuta mięty i najwspanialsze róże. Domowy obiad i las. Przed bramą pojawia się kobieta. Piękna, ale szpetna. Chuda, ale gruba. Prosta, ale pokrzywiona. Wysoka, ale niska. Jasna, ale ciemna. Młoda, ale stara. Nie potrafię dokładnie stwierdzić kim jest. Na pewno ma w sobie ogromną moc. Po chwili wszystko się normuje. Przede mną stoi kobieta w podeszłym wieku. Ma piękną, jasną twarz, ale liczne ślady po oparzeniach trochę ją szpecą. Nie jest już zbyt wysoka, ale za to szczupła i pochylona. Jej siwo-białe włosy połyskują w blasku księżyca.

-Witaj, moje dziecko- zwraca się swoim aksamitnym głosem do mnie.

-Kim pani jest?- pytam zdziwiona.

-Jak to? Nie poznajesz?- na jej twarzy maluje się szok.

-Nie, przykro mi.

-To ja. Babcia Loretta- gdy tylko wypowiada te słowa, czuję jak z moich oczu płyną ciepłe łzy. Łzy szczęścia i smutku. Jak byście się czuli, gdybyście mieli pewność, że dziadkowie nie żyją, a tu nagle PUF! i mówią do ciebie pełni życia?

-Babcia?- mówię cichutko, niczym trzyletnie dziecko. Kobieta rozkłada ramiona, a ja w nie wpadam z siłą, którą mogłabym na spokojnie ją przywrócić. Jednak ona mawet nie drgnęła. Cicho płaczę w jej ramię, a ona gładzi mnie po głowie.

-Chodź do środka. Nie będziemy tak stać na dworze- mówi, biorąc mnie za rękę i prowadzi w głąb cmentarza.-Joshua znajdź, proszę, Ricka. Jest nam bardzo potrzebny- zwraca się do męża. Mężczyzna kiwa głową i znika za zakrętem.

Ja, Śmierć ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz