Rozdział 2

5.6K 264 42
                                    

Idzie wolnym krokiem w moją stronę. Co on tu robi? Posyła mi ten swój ironiczny uśmiech i staje naprzeciwko.

-Witaj, kuzyneczko- mówi.

-Cześć, Michael- odpowiadam, kierując się do szafki. Odwal się, ułomie.

-Aż tak pada?- pyta, parskając śmiechem. Ignoruję go. To, że jest z rodziny, stawia go u mnie tylko w jeszcze gorszym świetle. Nienawidzę Michaela Wooda. Jest okropnym człowiekiem. Nie zna czegoś takiego, jak empatia, a słowo ,,dobroć" nie ma miejsca w jego słowniku. Nigdy go nie rozumiałam... W moje 16 urodziny dotarło do mnie, że miał rację. Na świecie nie ma czegoś takiego, jak dobro. Wkurza mnie to, że on pierwszy to odkrył. Nienawidzę nie mieć racji.

-Możesz się odwalić? Nie mam humoru na jakąkolwiek dyskusje z kimkolwiek. Rozumiesz, czy mam przeliterować?- pytam. Patrzy na mnie lekko zdziwiony. No tak... zamknięta w sobie Ida w końcu mu się stawia. Świetnie.

-No, no... pokazałaś pazurki... Ida.

-Miło, że pamiętasz moje imię- prycham i otwieram, jedyną tu, czarną szafkę.-Chcesz czegoś?

-Musisz mi pomóc...

-Nie dam ci spisać historii- odpowiadam, wyjmując potrzebne książki.

-Nie o to chodzi. Możemy odstawić nasze spory na razie na bok?

-Michael...-wzdycham.-Niech Ci będzie. Ale sprężaj się, bo się spieszę.

-Moi rodzice się rozwodzą- zaczyna, a ja zaprzestaję wszelkich czynności. Powoli się do niego odwracam. Ma opuszczoną głowę, a jego ręce lekko drżą.

-Mike...

-Posłuchaj... nie liczę na litość, okej? Chcę się tylko spytać, czy na pewien czas mogę u was zamieszkać?- pyta, spoglądając mi w oczy.

-Jasne- odpowiadam, niemalże bez zastanowienia.

-Nie zadzwonisz do ta...

-Nie. Oni bez mojej zgody umieścili pięć bachorów w pokojach obok, to ja mogę wziąć ciebie jednego pod dach. I tak z tobą będą mniejsze problemy- prycham. Przez chwilę się zastanawiam, czy powinnam zrobić coś jeszcze. Wreszcie się przełamuję i lekko go przytulam.

-Myślałem, że tego nie zrobisz- szepcze mi do ucha.

-Ciii... słuchaj. Nie powiem ci, że będzie wszystko dobrze, bo nie będzie. Jednak wiem jedno... Zawsze... zawsze możesz na mnie liczyć, okej?- pytam, gładząc go po plecach.

-Tak, dziękuję- odpowiada. Odsuwamy się od siebie.-Dzięki, że nie dajesz mi fałszywej nadziei na coś, czego nie będzie. Jesteś gotowa, na dalszy bieg swojej historii.

Stoję, jak wryta. O co mu chodzi? Czyżby tata planował kolejne dziecko?! Nie...raczej nie. Może... chcą mnie wyrzucić z domu? O nie...

***

Popycham starą, metalową bramę. Powoli stawiam kroki, zanurzając się po kostki w błocie. Nie obchodzi mnie, że będę musiała potem wyczyścić buty. Wchodzę na kamienną ścieżkę prowadzącą do tej jednej, jedynej alei, która mnie interesuje. Drogę znam na pamięć. Kiedyś chodziłam tu dwa razy w ciągu doby. Rano i wieczorem. Tak, by nikt nie zauważył, że wyszłam z domu. Mijam mnóstwo różnych nagrobków i zatrzymuję się przy jednym.

Dalia Smith

Dalia Smith, znana również jako moja matka, zmarła na raka płuc. Nie dziwi mnie to zbytnio. Paliła papierosy, jak smok. Gdy dowiedziała się o chorobie mówiła, że to lekarz się pomylił. Jednak, gdy zadzwonił do niej i umówił ją na badania, prawie się popłakała. Mimo trwającej chemioterapii nie zrezygnowała z nałogu. Było nawet gorzej. Paliła jeszcze więcej, wydając na paczki pieniądze, przeznaczone na leczenie. Pomagała rakowi. Stanęła po złej stronie na tej wojnie.

-Nie mogę uwierzyć, że to zrobiłaś- mówię do niej.-Po co ci to było? By nie czuć bólu? By wreszcie się wyspać, ale 5 metrów pod ziemią? Jak mogłaś być taka głupia?!

Jak zwykle odpowiada mi cisza. Patrzę na nagrobek i zamieram. Co oni zrobili?!

-,,Przegrała walkę z rakiem"?!- czytam wściekła.-Ty nawet nie walczyłaś, więc jak mogłaś przegrać?! Po co tu w ogóle przyszłam? Nie mogłam być nawet w szpitalu w twoich ostatnich minutach życia, bo mnie tam nie chciałaś! Mogłam cię zobaczyć dopiero martwą. To było gorsze niż twoja ,,walka". Wiesz co? Leż tam sobie, na zdrowie!- krzyczę na koniec i wychodzę z cmentarza ze łzami w oczach.

***

-Ale to na pewno nie problem?- pyta po raz setny Mike.

-Michael... mówiłam ci to już nie jeden raz. TO NIE JEST PROBLEM. Teraz zabieraj swój tyłek do domu- odpowiadam zirytowana. Dobrze, że zabrał mnie spod cmentarza.

-Okej, okej...

Wchodzimy razem do głośnego domu. Wchodząc do pokoju, od razu rzuca mi się jeden szczegół. Otwieram szeroko oczy i podbiegam. Biorę do rąk moją ulubioną koszulkę, którą podarował mi mój idol... cała pocięta i w plamach z czekolady.

-KTO TO ZROBIŁ?!- krzyczę, a wszyscy milkną. Do pokoju wchodzi Kasandra, wycierając ręce o fartuszek.

-Co się stało?- pyta.

-KTO. ZNISZCZYŁ. MOJĄ. KOSZULKĘ?- pytam, próbując się uspokoić. Blondynka podchodzi bliżej i spogląda na materiał z przerażeniem.

-Eeemm...kupię Ci nową- mówi szybko, a we mnie się gotuje.

-NOWĄ?! NIE MA TAKIEJ DRUGIEJ!- krzyczę na cały dom.-Kto ją zniszczył?

-Posłuchaj... poprosiłam dzieciaki o jakąś szmatkę i przyniosły twoją koszulkę... nie zorientowałam się, co trzymam i wytarłam nią blat. Potem dzieci ją zabrały i spytała czy mogą ją pociąć...myślałam, że to szmatka, więc...im pozwoliłam- tłumaczy się, a ja nie wierzę w to, co słyszę.

-NIENAWIDZĘ CIĘ! NIENAWIDZĘ WAS WSZYSTKICH!- wołam i biegnę na górę do pokoju. Tak mocno trzaskam drzwiami, że na korytarzu spada zdjęcie. Nie obchodzi mnie to.

Po trzech godzinach się uspokajam i schodzę na dół. Zdjęcie, które spadło, ukazuje mojego ojca z macochą...och, jak mi przykro! Siadam na kanapie w salonie i włączam telewizję. Po chwili do pokoju ktoś wchodzi.

-Jak dzień minął, słoneczko?- pyta tata.

-Chujowo- odpowiadam, nie myśląc nad słowami. Patrzy na mnie zdziwiony.

-Co się stało?

-Spytaj tej dziwki i jej bachorów- mówię z pogardą.

-Ida, grzeczniej- ostrzega mnie tata, co zbywam prychnięciem.

-Bo co? ONA da mi szlaban? A może zniszczy kolejną wartościową dla mnie rzecz?

-Nataniel!- słychać przerażony krzyk macochy. Przewracam oczami, gdy tata wstaje i do niej idzie.

-Przykro mi, ale ja jej tego nie powiem. To wasza wina- mówi tata i wraca do pokoju.-Kasandra cię woła.

Wstaję i wchodzę do kuchni. Moje oczy zachodzą łzami, gdy widzę moją jedyną pamiątkę po babci, całkowicie zniszczoną.

~~~~~~~~•••~~~~~~~~

PessimisticChocolate

Ja, Śmierć ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz