Rozdział 1

433 29 1
                                    

Siedziałam przy stole, wyglądając przez okno. To okropne. Kolejny dzień mojego strasznego życia. Przyzwyczaiłam się już do strat. Dla mnie to chyba codzienność.
Dziś Dzień Wyboru. Czyli Dzień Pożegnaj Się Z Dawnym Życiem. Ten dzień daje nam możliwość zmienienia swojej przyszłości na lepsze. Można zostać wybranym na rycerza, kuriera, albo prawnika. Brzmi świetnie? Może i tak. Rzadko jednak wspomina się o ukrytym haku. Oprócz świetlanej przyszłości jako najlepszy rycerz w królestwie, czeka też gospodarstwo rolne.

Przed moją twarzą pojawiło się czerwone jabłko, które przysłoniło mi obraz mojej zadumy.
- Może jakiś owoc? - zaśmiał się Chris.
- Nie chcę - powiedziałam.
Jak można cokolwiek przełknąć, kiedy ma się gulę w gardle, a żołądek jakimś sposobem zawiązał się w supeł? Od kilku dni odczuwam tylko ból, rozpacz, ciekawość i strach. Tak, ciekawość. Wbrew tym wszystkim "złym" uczuciom pojawiła się też ciekawość, bo jednak mam wrodzony talent wtykania nosa we wszystkie sprawy. A jeśli już chodzi o mnie, to jej poziom wzrasta o kilka szczebli. Co ja poradzę, że lubię się po prostu dowiadywać? Fakt, może czasem ładuję się przez to w kłopoty, ale to nowe wyzwania. Nowe wyzwania to nowe doświadczenia. Nowe doświadczenia nas umacniają.
- Musisz.
- Nie chcę - warknęłam.
Christianie, chłopaku od siedmiu boleści i mój ulubieńcu, jak ty możesz myśleć o jedzeniu w takim momencie. W takim dniu. Od zawsze wiedziałam, że jesteś inny, ale żeby być takim optymistą? To już jest choroba.
Chłopak wcisnął mi jabłko do dłoni, a dłoń podniósł do moich ust. Otworzyłam je, ale zanim zdążyłam coś powiedzieć, owoc trafił w moje zęby.
- Co robisz?! - wyjęłam jabłko, które zdążyło wbić mi się w siekacze i krzyknęłam.
- Polizałaś. Musisz zjeść - powiedział z wielkim uśmiechem na twarzy.
Ciekawe po kim to odziedziczył? Jasne, że po mnie. Doprawdy irytujące.

Ledwo zdążyłam doprowadzić jabłko do stanu ogryzka, kiedy to do pomieszczenia wpadła nasza opiekunka. Zmierzyła każdego sceptycznym wzrokiem. Kiedy zatrzymała się na mnie, wiedziałam co się święci.
- Diana! Nie możesz stawić się przed baronem ubrana jak chłopak!
Chwyciła mnie za łokieć i poprowadziła na górę, do mojego pokoiku. Posadziła mnie na krześle i zaczęła rozczesywać włosy. Zebrała kosmyki najbliżej twarzy i zaplotła je z tyłu w warkoczyk.
Podała mi kawał materiału. Suknia. Kiedy ostatni raz miałam na sobie ten typ stroju? Dawno.

Zeszłam na dół odziana w lnianą suknię. Obcasy moich trzewików postukiwały o posadzkę, co zwróciło uwagę pozostałych.
- Wyglądasz jak... - powiedział Tristan. Uniosłam pytająco brew. - Jak dziewczyna.
- Co za odkrycie.
Przewróciłam oczami i odgarnęłam włosy do tyłu. Po pomieszczeniu przeszło parsknięcie.
- Ładnie - podsumował.
Usiadłam do stołu, cały czas mierząc go wzrokiem. To był dla mnie nowy rodzaj komplementu. Zwykle były to mocne klepnięcia w plecy, albo potargane włosy. Zresztą, czego mogłam się spodziewać? Komplement za udaną akcję? "Dobrze kradniesz." Jak to brzmi?

Spojrzałam na twarze chłopców. Będzie mi brakować ich wszystkich i każdego z osobna. Będzie mi brakować wszystkich śmiechów, wszystkich siniaków, wszystkich dni, które z nimi spędziłam. Będzie mi brakować, oj jak strasznie będzie mi brakować, Tristana jako starszego brata. I Hectora, który tak bardzo przypominał mi tatę. Nawet Georga, który niezbyt przypadł mi do gustu. Moje oczy napotkały brudne tęczówki Chrisa, uśmiechnęłam się powstrzymując łzę. Tak bardzo będę tęsknić.

Drzwi do gabinetu barona stały przed nami otworem. Chłopcy wyglądali jak szczeniaki, które boją się podejść do konia. Chociaż nie, szczeniaki są odważniejsze, bo kieruje nimi ciekawość. Westchnęłam i wkroczyłam do gabinetu trochę niepewnym krokiem. Ukłoniłam się starcowi siedzącemu za biurkiem.
Baron Arald miał już swoje lata. Obejmował to stanowisko od kilkudziesięciu lat. Każdy wiedział, że nie zabawi tu już długo.
Drzwi się zamknęły i wiedziałam, że nie ma już odwrotu. Ahoj przygodo!


Ja zwiadowcaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz