Rozdział 13

168 21 4
                                    

- Gdzie się podziewałaś?
Zatrzymałam się w pół kroku i stanęłam jak wryta.
- Myślałam, że jeszcze śpisz.
Zmrużyłam oczy. Will znów siedział zasypany papierami. Kiedy on... Właśnie coś mi zaświtało.
- Widziałam barkę przewożącą żołnierzy.
Dosiadłam się do stołu. Chwyciłam jabłko i wzięłam sporego gryza. Nic nie jadłam od wczorajszego popołudnia.
Will zmarszczył brwi i spojrzał na mnie, żeby sprawdzić czy sobie nie żartuję.
- Poważnie.
Zwiadowca wbił wzrok w przeciwległą ścianę i zamyślił się na chwilę.
- Pewnie posiłki do sąsiedniego lenna.
- Też tak pomyślałam.
Odchyliłam się na krześle i zamknęłam oczy. Rozkoszowałam się smakiem słodko-kwaśnego owocu do momentu kiedy został z niego ogryzek.
- Co dziś robimy? - spytałam, podrywając się na nogi.
Zwiadowca zmierzył mnie wzrokiem i prychnął. Iskierki w jego oczach zdradzały rozbawienie.
- To co zawsze. Czemu jesteś taka rozemocjonowana?
- Bo wczoraj nic nie robiłam - jęknęłam.
Will uniósł brew.
- Latałaś po wiosce przez pół dnia.
- To się nie liczy. To nie to samo. A poza tym, to było bezsensowne.
Will przytaknął i dopił kawę. W tym samym momencie ze stajni dobiegło donośne rżenie. Rusty domagał się porannej przejażdżki.
- Gdzie byłaś skoro twój koń...?
- Chciałam zobaczyć wschód słońca.
- To czemu nie pojechałaś konno?
Już chciałam powiedzieć, że pokłociłam się z karym, ale w porę ugryzłam się w język. Teoretycznie jest to możliwe, ale nie wiem czy nauczyciel mi uwierzy.
- Nie wiem. Wezmę go wieczorem. - Machnęłam ręką. - Niech się nauczy cierpliwości.

Weszłam do domu za Willem, jęcząc w niebogłosy. Nie, nie spadłam z drzewa. Nie, nie spadłam z konia. Nie, trening nie był wykańczający.
- Czemu? - spytałam z jękiem.
Will zdjął z ramion płaszcz i rzucił go na fotel. Podszedł do kuchni i nastawił wodę, po czym spojrzał na mnie poważnie.
- Twój koń domaga się ruchu. Jest młody. On tego potrzebuje.
Przewróciłam oczami.
- Jest nadpobudliwy? - Próbowałam się wytłumaczyć.
Nauczyciel pokręcił głową i uniósł brew.
- Jeszcze kilka godzin temu marudziłaś, że nic nie robiłaś, a teraz... cóż, jest zupełnie odwrotnie.
Wzięłam głęboki oddech i przetarłam oczy.
Jak to skończyć?
- Jest późno. Zaraz się ściemni. Jestem zmęczona...
- Dodatkowa aktywność tylko cię uodporni na zmęczenie.
Rzuciłam mu spojrzenie w stylu "dziękuję" i "naprawdę", i jęknęłam po raz kolejny.
Will wskazał palcem drzwi, a potem odwrócił się, aby zająć się parzeniem kawy.
- Nałogowiec - mruknęłam.
Poprawiłam płaszcz i złapałam klamkę.
- Mów głośniej.
- Wracam za chwilę - oznajmiłam.

Szczerze to przejażdżka zamiast pogorszyć - poprawiła mi humor. Rusty nie rzucał kąśliwymi uwagami i nawet nie próbował mnie drażnić. Zamiast tego oboje wyśmiewaliśmy Lukasa Hardsona.
- Nie przejmuj się młokosem - powiedział mój wierzchowiec. - Jesteś od niego lepsza.
Parsknęłam i przechyliłam głowę w bok, aby móc spojrzeć konikowi w oko.
- No proszę...
-  Oczywiście lepszy jestem ja, ale ty ujdziesz w tłumie.
Stanęłam w strzemionach i sięgnęłam ręką do potylicy Rusty'ego. Potargałam, wystarczająco już skołtunione  włosy, a potem szelest liści ściągnął mnie na siodło.
Rusty również wyczuł czyjąś obecność. Nastawił uszu i chciał się zatrzymać, ale mu na to nie pozwoliłam. Stuknęłam go lekko piętami. Gdyby to był jakiś szpieg i gdybym się zatrzymała, od razu wiedziałby, że go zauważyłam. W tym wypadku - usłyszałam.
Hałas powtórzył się.
Rozejrzałam się na boki, starając się nie poruszyć głową. Dawno zapadł zmierzch, więc nie zobaczyłam nic oprócz ciemnych i ciemniejszych plam. Cóż, trochę za długo zabawiliśmy w tym lesie.
Szelest i trzask gałęzi dało się słyszeć bliżej. Do tego doszło chrząknięcie. A może przekleństwo?
Jeśli ten szpieg robi wokół siebie tyle zamieszania, to na pewno jest amatorem w swoim fachu. Może to tylko chłop? Jedno jest pewne - to na pewno nie zwiadowca.
Chociaż...
Willowi mogło się zachcieć zrobić mi test. Co by tłumaczyło jego postawę. W końcu jeśli chciał przeprowadzić mały sprawdzian, to musiał mnie wygonić do lasu. Jednak jeśli to rzeczywiście Will, to może hałasowałby specjalnie? Tak. Z pewnością.
Nie miałam przy sobie łuku, więc strzał ostrzegawczy odpada. Szczerze to jeszcze wątpię w swoje umiejętności strzeleckie, więc chyba nie odważyłabym się posłać w jego kierunku jednej z moich strzał. Mogłabym go przez przypadek zabić.
Cóż, byłoby szkoda.
Do dyspozycji miałam jedynie saksę i nóż do rzucania. To drugie raczej też odpada. Co prawda jestem w tym całkiem niezła i umiem już trafić w określony punkt, ale zważając na panujące ciemności, zrezygnuję.
A więc saksa.
Nakazałam Rusty'emu iść dalej tak, aby nadal stąpał jakbym siedziała na jego grzbiecie. Sama przerzuciłam nogę przez siodło i zjechałam na ziemię, starając się opaść jak najciszej.
Kiedy znalazłam się na pewnym gruncie, przypadłam do ziemi.
Nasłuchiwałam.
Trzask dochodził już z bardzo bliska. Will nie przestawał hałasować. Bawi się w jakieś zwierzę czy co? Myśli, że jestem na tak niskim poziomie, że potrzebuję nieustannych wskazówek?
Cóż. Weźmiemy go z zaskoczenia.
Przeczołgałam się kilka kroków w stronę zarośli. Hałas dochodził stamtąd. Przyznać muszę, że się spięłam. Pewnie zrobię coś nie tak.
Między liśćmi zauważyłam jaśniejszą plamkę. Kształt jakby podłużny. To błysnął nóż.
Więc Will również wybrał saksę.
Chwila coś mi tu nie pasuje. Noże zwiadowców nie błyszczą.
Włosy stanęły mi dęba. Są długie, więc teraz pewnie wyglądają jak kłosy zboża.
Wstrzymałam oddech, a gałki wyskoczyły mi z oczodołów, kiedy przed moją twarzą mignęły nogi, które zapewne należały do dzika. Zwierzyniec przebiegł jakbym wcale tam nie leżała.
Przylgnęłam do ziemi i nasłuchiwałam odgłosu oddalających się kroków zwierza.
Kiedy w lesie zrobiło się całkiem cicho, a ja wreszcie odważyłam się ruszyć, przewróciłam się na plecy.
Wypuściłam drżący oddech, a potem wzięłam kilka głębokich haustów, aby się uspokoić. Kiedy moje serce ukończyło szaleńczy wyścig, postanowiłam się rozejrzeć.
Poruszałam tylko źrenicami, bo istniała możliwość, że w gąszczu przebywa jeszcze jakieś dzikie zwierzę, z którym raczej nie chcę mieć styczności.
Kątem oka zauważyłam jakiś ruch. Natychmiast wstrzymałam powietrze i zastygłam.
~ Teren czysty.
Wypuściłam ciężko powietrze, a moje oczy wywinęły koziołka do tyłu.
- Nie strasz mnie - skarciłam konika.
Skubnął moje włosy, dając mi sygnał abym się w końcu ruszyła.

Weszłam do chaty na chwiejnych nogach. Opadłam na krzesło i sięgnęłam po kubek z kawą. W sumie nie jest zła. Zwilżyłam wyschnięte na wiór gardło i posłałam Willowi przepraszające spojrzenie.
- Mam nadzieję, że...
- Nic nie piłam! - Oburzyłam się.
Jak on w ogóle mógł tak pomyśleć?! To, że nogi mam pozbawione kości nie znaczy, że dałam naciągnąć się na kufel bóg wie czego.
Nauczyciel uniósł brwi w pytającym geście, a ja pospieszyłam z odpowiedzią.
- Byłam na przejażdżce - zaczęłam rzeczowym tonem.
- Coś długo cię nie było.
- Już wyjaśniam - dodałam niecierpliwie i posłałam nauczycielowi karcące spojrzenie.
Will machnął dłonią i spojrzał w okno.
- Usłyszałam hałas. Myślałam, że to ty robisz mi jakiś sprawdzian i postanowiłam to sprawdzić.
Zwiadowca zmarszczył brwi, jakby zastanawiał się nad ideą przeprowadzenia testu. Odnotowałam w pamięci przypomnienie, żeby uważać na wszystko co wydaje się podejrzanie związane z działaniami mojego mistrza i kontynuowałam:
- No więc...
Will coś mruknął. Zamknęłam usta, bo myślałam, że chce o coś spytać.
- Słucham cię.
- To był dzik - wypaliłam.
Nie ma sensu owijać w bawełnę.
Zwiadowca podskoczył na krześle i spojrzał na mnie opiekuńczym wzrokiem.
- Co?
- Przysięgam, przebiegł mi przed twarzą.
- Co zrobiłaś? Zranił cię?
Oczy Willa ciskały we mnie piorunami, a ja się zdenerwowałam.
- Nie widział mnie! - Moje ręce wystrzeliły w górę. - Było ciemno, a jak wiesz, albo i nie, dziki są ciut ślepe, więc raczej, że mnie nie widział! Ponad to, leżałam płasko na ziemi.
Spojrzenie Willa złagodniało.
- Być może są ślepe, ale widzą ruch.
Elementy układanki zaczęły się łączyć, a na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
- Nie ruszałaś się, więc cię nie widział.
Will spojrzał na mnie z uznaniem. Poczułam w środku łaskotanie, bo właśnie zostałam pochwalona.
- Zaufaj płaszczowi - powiedział Will, po czym wstał, przeciągnął się i ruszył w stronę swojej sypialni.
Po drodze poklepał mnie po ramieniu i uśmiechnął się lekko, a przez ten mały gest poczułam się spełniona.

Ja zwiadowcaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz