Usiadłam na krześle przed baronem i zwiadowcą. Twarz możnowładcy była zwrócona w moją stronę, uśmiechał się i ,co i rusz, rzucał okiem na papiery. Sprawiał wrażenie jakby nie wierzył w to, co na nich się znajdowało. W końcu cmoknął i odchylił się na krześle.
- Will wybrał cię na swoją uczennicę - powiedział.
Tak, to już wiem.
- Ale... Ja nie wiem... Znaczy, dobrze, ale ja nie wiem co robią zwiadowcy - wyjąkałam.
- To już wyjaśni ci Will. Osobiście sam do końca nie jestem pewien - mówiąc to, rzucił okiem w stronę czarnej dziury, w której zapewne ukryta była twarz rzeczonego Willa. - Jednak musisz wiedzieć, że nie każdy może zostać zwiadowcą, więc to, że zostałaś wybrana jest swego rodzaju zaszczytem.
Skinęłam głową na znak, że rozumiem. Miałam podziękować?
- Obserwowałem cię - powiedział zwiadowca. - Masz pewne... umiejętności, z których mam zamiar zrobić dobry użytek.
Spadłam z konia o imieniu Opanowanie, który był już daleko poza moim zasięgiem. Na nieszczęście w pobliżu był Strach.
Właśnie dowiedziałam się, że zwiadowca mnie obserwował. Co za tym idzie? Muszę przypuszczać, że widział nasze złodziejskie akcje. Widział jak wdrapałam się na zamkowe mury, żeby schować się przed chłopcami. Widział jak psotowałam się strażnikom. Walki na kije. Nielegalne zakłady, z których czerpałam zyski. Pewnie widział wiele moich wykroczeń. Jestem złodziejką. Wielokrotnie łamałam prawo. Jestem przestępcą.
- Chodzi o moje kradzieże, tak? - spytałam niepewnie. Nie ma sensu się kryć. - Czy chłopcy też poniosą karę? Biorę ją na siebie.
Spuściłam wzrok. Było mi tak strasznie wstyd. Moje policzki zaczęły strasznie piec. Powietrze ciążyło mi w płucach. Przełykałam, ale moje gardło nadal było suche, ponad to, połknęłam chyba jakiś kamień, który teraz ciążył mi na sercu. I umyśle.
- Będziecie zbyt zajęci, a treningi jakie odbędziecie, będą wystarczająco wykańczające - powiedział baron Arald.
- Nie dostaniemy kary? - spytałam zdziwiona.
- To nie było powiedziane. Wolę karę w formie nauki - odezwał się zwiadowca. - Sir Rodney przyznał rację. Szkoła Rycerska to ciężki kawałek chleba.
Chciałam podziękować, ale to znaczyłoby, że jestem wdzięczna za umorzenie sprawy. A ja nie byłam wdzięczna tylko wściekła. Popełniłam błąd, chce go naprawić, chcę odbyć karę. To mi się należy.
- To wszystko - powiedział baron, powoli podnosząc się z krzesła.
Nagle coś przyszło mi do głowy.
- Przepraszam, panie. Mogłabym o coś jeszcze spytać?
- Oczywiście dziecko.
- W sierocińcu jest jeszcze Christian. Jest dwa lata młodszy i zostanie sam. Czy dałoby się coś... zrobić?
Pod koniec chciałam zrezygnować z tego pytania. Czemu baron miałby się przejmować jakimś dzieckiem, które zostanie samo? Może od razu wyśle go na rolę?
- Jeszcze nad tym myślę, dziecko.
- Dziękuję, panie.
Baron podniósł się z krzesła i skierował się w stronę drzwi prowadzących do salonów. Kiedy dotknęłam faktury drzwi, coś znów przyszło mi do głowy.
- Panie? - spytałam cicho, ale głos podniósł się po pustym pomieszczeniu.
- Tak, dziecko? - spytał z troską.
- Chciałabym przeprosić za nasze występki.
Spuściłam głowę. Wytłumaczenie, że to były dziecięce zabawy, nie usprawiedliwiało już nikogo.
- Jesteś dobrą dziewczyną, Diano.
Zmarszczyłam brwi. Co? Kradłam, a złodziei się karało. Złodzieje to przestępcy. Przestępcy nie mogą być dobrzy.
- Jesteś odważna - powiedział i zniknął za drzwiami.
Odwróciłam się i w wielkim oszołomieniu, opuściłam gabinet barona.
CZYTASZ
Ja zwiadowca
FanfictionHistoria lubi się powtarzać. Kiedy sierota zostaje uczennicą sławnego zwiadowcy, a jej życie wywraca się do góry nogami to znak, że czeka ją wiele przygód. Wychowanka sierocińca w Redmont jest jedyną dziewczyną w przytułku. Kiedy traci się całą rodz...