Rozdział 11

133 7 0
                                    

/Nie chce mi się pisać tego +18/
//Time Skip//Lucy//

Leżałam spokojnie obok śpiącego Stinga, wstyd się przyznać lecz to był mój pierwszy raz. Odwróciłam się na bok, przodem do Stinga. Był taki kochany, nie obchodziły go moje blizny, ba nawet nie zwracał na nie uwagi, a jak już zwracał to tylko po to by je pocałować czy inaczej pieścić. Zaczełam bawić się jego blond włosami. Uśmiech nie schodził mi z twarzy. Sting zaczął się budzić.
-Witaj kochanie.-mruknął rozciągając się.
-Dzień Dobry Kotku.-odpowiedziałam.
-Powtórz.
-Kotku.-powtórzyłam z uśmiechem na ustach, uwielbiam go.
-Dziękuje.-powiedziałam nagle i przytuliłam się do niego. Ten zachichotał lecz odwzajemnił przytulasa.
-A za co mi dziękujesz?
-Za to że jesteś.-pocałowałam go w usta, długo i namiętnie. Po chwili jednak oderwałam się od niego i wstałam, wziełam bielizne i jakieś ciuchy.
-Wspólna kąpiel?-zaproponowałam.
-Jasne.-Sting zwlukł się z łóżka, wziął jakieś tam ubrania i poszliśmy pod prysznic. Weszliśmy do kabiny i zaczeła się walka, raz ja miałam słuchawkę (?) prysznica, a raz on. Umyci wyszliśmy z kabiny. Zaczełam wycierać swoje ciało puchatym białym ręcznikiem. Potem ubrałam bieliznę i jak się okazało czarne getry i koszulkę Stinga z trzema smokami. Czarnym, białym i złotym. Tak 3 lata temu mieliśmy własne koszulki. A tak w ogóle znak gildii Fairy Tail mi znikł, tak po prostu, jak weszłam do swojego pałacu na Asudragonie. Sting już suchy i ubrany wziął mnie na ręce w stylu. . .worka na ziemniaki.
-Sting postaw mnie.-Za rządziłam.
-Dopiero w kuchni.-odpowiedział uśmiechając się w ten cudowny sposób. Zaniósł mnie do kuchni i postawił przy lodówce. Wiedziałam, on chce jeść. Wyciągnęłam z lodówki dwa pomidory, dwa ogórki i śmietanę. Zrobiłam mizerię (chyba) i zaniosłam na stół. Zadowolony Sting usiadł przy stole i zaczął zajadać. Po skączonym śniadaniu (które jedli o 15) poszłam pozmywać. Ja jak to ja musiałam się przeciąć nie ostrym nożem. Poszłam do łazienki po apteczke. Przemyłam ranę wodą utlenioną i przykleiłam plaster. Powiedziałam sobie że nie będę używała mocy regeneracji w codziennym życiu. Gdy wychodziłam z łazienki wpadłam na mojego kochasia.
-Sting woda utleniona się kończy, trzeba dokupić również plastry jak i bandaże.
-Kotku, po co nam te rzeczy?-spytał. Pokazałam mu zraniony palec.
-Skaleczyłam się nożem, a nie chce używać regeneracji w codziennym życiu.
-Ten nóż pożałuje że się urodził.-powiedział i pobiegł do kuchni.
-Sting! Noże się nie rodzą!-krzyknełam za nim, bojąc się co może zrobić pobiegłam za moim jakże kochanym kocurkiem. W kuchni zobaczyłam połamany nóż oraz Stinga z rękami całymi we krwi.
-Boże Sting! Coś ty zrobił?! Ty głupku!-zaczełam marudzić jaki on nie mądry i nie odpowiedzialny sprzątając bałagan jaki narobił.
-Może jestem głupi i nie odpowiedzialny ale za to caaaały twój.-szepnął mi na ucho, jego już czyste ręce trzymały mnie w biodrach i obkręciły mnie przodem do niego.
-Z tym się zgadzam.-wyrzuciłam "nóż" do śmietnika który był obok i pocałowałam mojego głupka.
-To nagroda? Czy nagana?-spytał w moje usta.
-Sama nie wiem.-odpowiedziałam.


Ehh... No więc taki mało rozrywkowy ale ta akcja z "nóżem" będzie w następnych rozdziałach potrzebna więc...

Ściskam mocno
Wasza Lucy

Lucy Co Teraz Zrobisz? #Nie Dokończone#Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz