I want to play a game...
Sięgając pamięcią do dzieciństwa, przypominało mu się często jak przesiadywał całymi dniami w zaniedbanym ogrodzie za domem.
Doskonale pamiętał jak nieprzycinane róże raniły jego delikatną skórę, gdy próbował przedostać się na drugą stronę posiadłości.
Pamiętał uczucie przecinanych nóg, z których potem sączyła się wolno krew i finalnie zasychała w połowie drogi.Lubił patrzeć na ten widok. Nie odczuwał bólu, a dziwną satysfakcję, że jego ciało próbuje walczyć, by przypadkiem nie utracił za dużo krwi i by nie umarł.
Pamiętał też inny stary dom ukryty za gąszczem drzew i krzewów, który znajdował się za jego rodzinnym domem.
Często przesiadywał tam i bawił się pozostawionymi, starymi zabawkami rodem z horrorów.
Nadawał im nowe życie. Tchnął w nie oddech użyteczności i sprawiał, że stare drewniane i gnijące samochodziki odzyskiwały dawny blask i świetność.
Czuł się wtedy potrzebny dużo bardziej niż podczas pomagania matce w sprzątaniu.W opuszczonym domu, w jednym z pokoi znajdował się stary, ale nadal pięknie grający fortepian.
Mimo iż nie umiał na nim grać, potrafił wydobyć z niego przepiękne dźwięki, które wywoływały przyjemne ciarki na jego bladej skórze.
Z każdym kolejnym dniem, gdy tam przychodził grał coraz lepiej i cieszył się, gdy na ustach postaci z obrazów wiszących naokoło, pojawiał się szeroki uśmiech zadowolenia, że jest ktoś kto nie pozwolił im do końca umrzeć i nadal w tym domu może trwać życie.Z kolei przeszukując starą bibliotekę wypełnioną po brzegi wspaniałymi książkami, zdołał zrozumieć mechanizm zależność życia od śmierci.
Dokładnie przestudiował każdą, jedną księgę należącą niegdyś do pewnego bogatego szlachcica.
Poznał schematy różnych rodzajów tortur i tego jak sprawić, by ofiara błagała o śmierć mając świadomość, że nawet gdy umrze, nie zazna spokoju.
Takie wiekowe arcydzieła zasiały spustoszenie w umyśle czternastoletniego chłopca, który i bez pomocy książek mógłby zabić człowieka z ogromną starannością.
Młody umysł chłonął każde słowo z ogromną ciekawością, która nigdy nie została zaspokojona i do tej pory poszukuje, co rusz nowych form zabawy z ofiarami.Nadto ciekawskie dzieci zawsze były brukane i odsyłane, by więcej nie zadawały niewygodnych pytań.
Jednak w tym przypadku było inaczej.
Wydawało mu się, że obrazy przedstawiające ród, niegdyś mieszkającej tutaj rodziny, mówią do niego.
Miał wrażenie, że są bardzo chętne do rozmowy i odpowiadania na różne dręczące go pytania.
Rozmawiał z nimi, a one odpowiadały.
Dla niego ci wszyscy nadal byli żywi i snuli się korytarzami ogromnego domu w poszukiwaniu swoich dusz, które zostały zakopane wraz z ich ciałami.Często nocami, leżąc w swoim łóżku myślał o tych wszystkich, którzy umarli i już nigdy nie wrócili z wiecznej podróży.
Zastanawiał się jak doszło do śmierci, tych wszystkich osób z obrazów.
Wyobrażał sobie to jak biorą ostatni oddech życia i padają nieżywi na poduszki bądź twardą drewnianą podłogę.Nigdy nikomu nie mówił o tym co robił w opuszczonym domu, bo nigdy nikogo to nie interesowało.
Czasami czuł się odrzucony i rozumiany tylko przez stare książki, fortepian i przerażające twarze z portretów.Schodząc kiedyś do piwnicy znajdującej się w domu, natknął się na swego rodzaju dziwne pomieszczenie.
Pełne było różnych słoików wypełnionych płynami oraz stół jaki kiedyś widział na zdjęciach ze starych gazet.
Część słoików była pusta, znajdował się w nich jedynie śmierdzący płyn, który powodował u niego straszny odruch wymiotny.
Jednak inna część pomieszczenia skrywała już dużo ciekawsze rzeczy.
Dokładnie tysiąc siedemdziesiąt sześć słoików wypełnionych ludzkimi, spreparowanymi organami.
Od zwykłego oka, po fragmenty idealnie zachowanego ludzkiego serca.Nic nigdy nie wzbudziło w nim takiego zainteresowania jak notatki zawierające tak bardzo dokładne opisy przeprowadzonych tam kiedykolwiek badań, że poczuł się jakby to on sam przeprowadzał te wszystkie eksperymenty.
Wtedy też poczuł w sobie, że on też może być takim "doktorem dusz" i pomagać zagubionym ludziom.Minęło kilkanaście lat, a on spełniał jedno ze swoich największych marzeń jakie wyśnił, podczas jednej z wielu nocy spędzonych zamknięty na strychu.
Nigdy wcześniej nie czuł tak ogromnej satysfakcji jak wtedy, gdy przebijał ciała i wyjmował z nich narządy, by zobaczyć jak bardzo człowiek jest zniszczony i gnije od środka.Piwnica jego mieszkania niewiele różniła się od tej, w której spędził kilka nastoletnich lat.
Ogromne słoje wypełnione spreparowanymi narządami, które zabrał z opuszczonego domu, gdy wrócił tam po latach, by jeszcze raz odwiedzić swoich starych i jedynych przyjaciół.
Ciężkie księgi i notatki wypełniały solidne, metalowe półki ustawione pod ścianami.
Często wracał do nich i czytał je z rosnącym uśmiechem na ustach, że i on osiąga taką samą precyzję jak jego poprzednik.
Czuł się odpowiedzialny za dokończenie tych badań i doświadczeń na ludzkim ciele.
Wiedział, że jeśli on tego nie doprowadzi do końca – zapomną o tym i nic nie pozostanie przyszłym pokoleniom, a nie mógłby znieść faktu, że takie wspaniałe dzieło zostało perfidnie zdeptane i schowane głęboko w ziemi tak, że nikt nie mógłby już do tego wrócić.Nie mógł do tego dopuścić, a czuł, że teraz zbliża się jego najlepszy czas i rośnie w siłę.
Ten ostatni zabieg będzie najlepszym jaki kiedykolwiek przeprowadzi, a wtedy spokojnie będzie mógł stwierdzić, że doprowadził badania doktora Juliana do finału.Wiedział, że doktor będzie z niego dumny.
Tak samo jak matka.
YOU ARE READING
psychopath ▪ clifford
Fanficnic nigdy nie jest takie jakim wydaje się przy pierwszym spojrzeniu; © weare5soslol 2017