tri

45 8 0
                                    

You've got the body... I've got the brain...





Cisza zawsze sprawiała, że jego ciało ogarniała euforia.
Uwielbiał zatapiać się w wszechobecnej ciszy, gdy jego ofiara przestawała krzyczeć, a za chwilę rozpoczynała swój koncert od nowa z myślą, że to jej pomoże przeżyć.
Wtedy na jego usta wkradał się pełen satysfakcji uśmiech.

W czasie zabawy ze swoimi ofiarami kochał, gdy za oknem szalała burza.
Gdy grzmiało i pioruny rysowały kolorowe linie na ciemnogranatowym niebie.
Moment, gdy ciszę przerywał donośny grzmot uderzający gdzieś niedaleko, napawał go świadomością, że jest Panem tego świata.
Powodował, że myślał, że to on tak naprawdę kontroluje całą sytuację i wszystkie aspekty zabawy.

Widok lejącej się krwi nie wzbudzał w nim obrzydzenia, raczej udowadniał mu, że człowiek to tylko przemijający byt, który wraz z upływem czasu po prostu umiera.
A on tylko bawił się w osobę, która ten powolny proces przyspieszała.

Uwielbiał też podczas swoich zabaw używać starej pozytywki należącej kiedyś do jego przedwcześnie zmarłej matki.
A uściślając – w wieku lat czternastu czy niespełna szesnastu jego ukochana matka, osoba, która jako jedyna umiała zrozumieć jego szaleńczy umysł i pomagała mu trzymać emocje na odpowiedniej dla siebie i innych wodzy, na jego własnych oczach, podczas szalejącej burzy w niewielkim miasteczku na peryferiach stanu Teksas, powiesiła się.
Moment ten dość mocno odcisnął się na jego młodzieńczej i dopiero co kształtującej się psychice.

Z początku uważał, że to przez jego nieobliczalne ataki złości i agresji, Mary zabiła się po to, by skończyć ten szaleńczy wyścig o każdy dzień, gdy jej jedyne dziecko staje się z każdą chwilą tylko i wyłącznie maszyną do zabijania innych ludzi.

Mary, jego matka, od początku zauważała u niego dziwne zachowania.
Dlatego też w wieku ośmiu lat postanowiła odizolować go od reszty społeczeństwa i sama zajęła się jego wychowaniem.
Odcięty od świata zewnętrznego umysł dorastającego dziecka zaczyna sam wytwarzać sobie alternatywną rzeczywistość, która odpowiada mu pod każdym dogodnym względem.

Mary nigdy nie widziała nic zdrożnego w tym, że jej synek bawi się kuchennymi nożami czy odcina misiom głowy, by potem z ogromną precyzją przyszyć je z powrotem.
Nigdy nie zauważyła, że jej jedyny potomek reaguje agresją na każdą obcą osobę, pojawiającą się w ich rodzinnym domu.

Dopiero podczas jednej z sytuacji zrozumiała, że ukochane dziecko nie jest tworem Boga, w którego z resztą nie wierzyła, a jest zwyczajnym dziełem Szatana, który opętał małego chłopca.
Nie miała pojęcia na co skazała dorastającego człowieka, zabierając mu kontakt z innymi ludźmi i światem zewnętrznym.

Zamiast ochronić go przed złymi ludźmi jak miała w zwyczaju mu tłumaczyć, stworzyła potwora, który nie wykształcił w sobie typowych ludzkich odruchów, a stworzył w swojej głowie obraz psychopatycznego świata, który z każdym dniem dąży do autodestrukcji, a on został stworzony po to, by ten proces tylko i wyłącznie przyspieszyć jako osoba przeprowadzająca nic niewarte dusze ludzi na drugą stronę – do Piekła, do którego wszyscy według niego powinni trafić.

Po samobójczej śmierci matki zrozumiał, że ona tak samo jak ci wszyscy inni, którzy uważali go za dziwaka, chciała go po prostu zniszczyć.
Zabić jego uśpione zdolności i zrobić z niego zombie, które będzie posłuszne z każdym wydanym rozkazem i wypowiedzianym słowem.

Z początku znienawidził siebie, że to przez niego jedyna osoba, która go rozumiała i naprawdę kochała, zabiła się.
Jednak z czasem żal i smutek zastępował instynkt, który przez lata starał się ukrywać, by nie dokładać matce kolejnych problemów związanych ze swoją egzystencją.

W umyśle nastolatka, który przez lata zamykany był na ciemnym strychu za zbyt głośny płacz czy nawet śmiech podczas zabawy, zdążył zrozumieć, że to nie on jest największym zagrożeniem, a inni, którzy mogą krzywdzić za nic.

Przez kilka tygodni ciało jego matki leżało jakby nigdy nic się nie stało w jej sypialni, na jej łóżku, ubrane w najlepsze stroje jakie posiadała w skromnej szafie.
Codziennie przychodził do niej i spędzał w jej towarzystwie kilka godzin, rozmawiając z nią na rozmaite tematy, tak jak mieli w zwyczaju wcześniej to robić.
Trzymał ją za chłodną i siną dłoń, głaskał zimnymi opuszkami palców po jej zapadniętych policzkach.
Obmywał jej siną twarz ciepłą wodą z delikatnym różanym mydłem, które uwielbiała.

Dla niego ona nadal żyła.
Nadal rano wstawała z łóżka i szykowała dla niego czerstwy chleb z gorzką czarną kawą.
Cały czas zajmowała się codziennymi domowymi pracami takimi jak pranie czy gotowanie.

Nic nie uległo zmianie do momentu, gdy szesnastoletni wówczas młody chłopak, zdał sobie sprawę, że jego matka już nigdy nie postawi swojej stopy na zimnej i zakurzonej podłodze starego domu. Dotarł do niego fakt, że już nigdy nie będzie dane mu słuchać jej delikatnego głosu.
Wtedy obudził się w nim swojego rodzaju potwór, który stał się jego najlepszym przyjacielem zaraz po zmarłej matce.

Z dnia na dzień uciekł z rodzinnego domu, by zupełnie odciąć się od starego życia, które i tak zostało z nim aż do dzisiaj.
Na znak śmierci matki jak i swojej podpalił dom, a wszystkie ślady skierował na zwykły wypadek, w którym tragicznie zginęły dwie niewinne osoby.

Dlatego też teraz, będąc starszym i mądrzejszym, siał postrach wśród niczego nie świadomych ludzi, których codziennie mijał w drodze do sklepu.

Był ucieleśnieniem wszystkich najgorszych koszmarów z dziecięcych lat.
Owiewał wokół siebie aurę obecności osób, które od dawna nie stąpały między żywymi ludźmi.
Niektórzy porównywali go do wysłannika Szatana, z którym utożsamiał się dużo bardziej niż z wierzącymi i bogobojnymi tworami ludzkiej wyobraźni.

Od początku uważał, że ludzie mają tylko ciało, a on ma coś zupełnie bardziej cenniejszego od zwykłego zlepku kilku genów, które kształtują wygląd.
On miał mózg, wszechstronny umysł, który zawsze ukierunkowany był na to, by sprawiać ból innym, tym samym osiągając szczęście.

Teraz, siedząc w mieszkaniu spowitym ciemnością, wpatrywał się pustym wzrokiem na grającą pozytywkę matki, którą otrzymał kilka tygodni przed jej śmiercią.
Siedział, a na jego poranionych do krwi wargach tkwił szeroki uśmiech, bo wiedział, że jego matka gdyby żyła, byłaby teraz z niego dumna.

Cholernie dumna, tak jak zawsze mu powtarzała, dopóki nie umarła.

psychopath ▪ cliffordWhere stories live. Discover now