Prolog

1.8K 154 53
                                    


Czarnowłosa postać przemknęła nad dachami domów. Poruszała się bardzo lekko i zwinnie, pomimo tego, że dzierżyła wielką, srebrną kosę. W świetle księżyca wyglądała jak śmierć spiesząca się na spotkanie z kolejnym konającym. Nagle zatrzymała się i niechętnie zeskoczyła na chodnik, złorzecząc przy tym cicho. Zdjęła chustę zakrywającą usta i weszła niepewnie do budynku, przed którym stała.

Tą osobą był Cole Brookstone, czarny ninja ziemi. Chłopak został wyznaczony do misji przeszukania starego sklepu Ronina w Stixie, ażeby ściągnąć przydatne przedmioty i zabezpieczyć te niebezpieczne. Były właściciel dobrowolnie się na to zgodził. Zbił fortunę na loterii i wraz z Nyą, która oficjalnie została jego dziewczyną, wyjechali na długie wakacje na przepiękną wyspę.

– Cholera! – zaklął głośno Cole, gdy przywalił głową o jakiś wiszący z sufitu przedmiot. – Kto normalny trzyma takie coś?!

Chłopak zaczął rozcierać sobie guza, dalej złorzecząc. Co rusz wpadał na kolejne walające się po podłodze przedmioty. Zdążył zaliczyć glebę już trzy razy i nie zapowiadało się, żeby to był koniec.

W końcu Cole dotarł do najdalszej części sklepu; to tu postanowił zacząć robić rekonesans. Miał szczęście, bo niemal od razu znalazł kilka aeroostrzy, sztyleciki i całkiem sprawny łuk składany z kołczanem pełnym strzał. Zapakował to wszystko w czarną chustę i już miał wychodzić, gdy w kącie pomieszczenia dostrzegł ogromną skrzynię.

Był to stary, drewniany kufer ze złotymi, misternie wykonanymi zdobieniami. Przedstawiały one liście i egzotyczne kwiaty. Potężne wieko również posiadało takie ornamenty, ale rysowane znacznie grubszą linią. Cole niepewnie podszedł do tego dzieła sztuki zupełnie zapominając o uprzednio znalezionych broniach. Zafascynowany pięknem tej skrzyni, postanowił odkryć, co skrywa w środku. Przetarł ją z kurzu i delikatnie otworzył.

Ze środka buchnęło oślepiające światło. Ninja ziemi odskoczył do tyłu i zasłonił dłońmi oczy. Nagle usłyszał dźwięk podobny do westchnięcia. Niepewnie spojrzał w stronę źródła tego odgłosu i otworzył szeroko oczy ze zdziwienia.

Ze skrzyni wyleciała drobna kobietka z długimi włosami koloru smoły, ciemnej karnacji i stroju cyganki. Zamiast nóg miała jednak dym. Ziewnęła potężnie, po czym zaczęła badać pomieszczenie. Kiedy jej wzrok spoczął na przerażonym Cole'u, natychmiast do niego podleciała.

– Czy to ty mnie wezwałeś? – spytała potężnym głosem znacznie kontrastującym z jej niskim wzrostem.

– K-kim j-jesteś? – zapytał, jąkając się Mistrz Ziemii. Strach tak go sparaliżował, że nie był w stanie racjonalnie myśleć.

– Jestem Akahaba, dżinnka – odpowiedziała postać i uśmiechnęła się przyjaźnie. – Należę do starożytnego, choć mało znanego, rodu dżinnów. Uwolniłeś mnie, więc przysługuje ci prawo trzynastu życzeń.

– Ilu?! – wrzasnął zdziwiony Cole. Cała panika wyparowała jak za dotknięciem magicznej różdżki.

– Trzynastu. – Akahaba ponownie się rozpromieniła.

Chłopak patrzył na nią jak na wariatkę. To był prawdziwy dżinn! Ale jak to możliwe, że przetrwała ona zagładę krainy Dżinnjago? I jak znalazła się w tej skrzyni?! Takie istoty zwykle preferują lampy, czajniczki lub od niechcenia – butelki. Ale żeby taki kufer?...

– A więc mówisz, że nazywasz się Akahaba i jesteś dżinnką, tak? – spytał niepewnie Cole. Doskonalae pamiętał Nadakhana, który chciał zyskać moc spełniania wszelkich życzeń, głównie swoich. Wykorzystał on ninja i mu się to udało, jednak Jay, który zachował ostatnie pragnienie, pokonał go. Raczej nikt nie chciałby powtórki z rozrywki.

– Dokładnie, panie. I przysługuje ci trzynaście życzeń – odpowiedziała kobietka.

– Skąd mam wiedzieć, że nie będziesz jak Nadakhan, nie obrócisz mojej woli przeciwko mnie?! – wybuchnął Mistrz Ziemi. Męczyła go ta rozmowa. Perspektywa trzynastu życzeń była kusząca, jednak wiedział, że jest to niebezpieczne.

– Nie jestem jak Nadakhan. On pochodzi z rodziny królewskiej, ja z dobrego rodu, ale nieposiadającego korony. Nie mogę wykorzystywać życzeń przeciwko mojemu panu, bo grozi mi za to zniewolenie. A tak w ogóle to skąd znasz Nadakhana, mój panie?

– Spotkałem się z nim raz... – mruknął niewyraźnie czarny ninja. Bolało go to wspomnienie, nie chciał do niego wracać.

– To jak, mój panie? Jakie jest twoje pierwsze życzenie? – Akahaba klasnęła w dłonie gotowa je spełnić.

– Na razie nie mam żadnego – odpowiedział zdezorientowany chłopak. - Przyjdę, jak jakieś wymyślę, dobrze?

Cole nie wierzył w to, co mówił. Przed chwilą właśnie dobrowolnie wciągnął się w tę zdradziecką grę. Doskonale wiedział, że teraz się nie powstrzyma – i tak przyjdzie, by coś sobie zażyczyć. Miał tylko nadzieję, że dżinnka mówiła prawdę i nie wykorzysta tego przeciwko niemu.

– Dobrze, mój panie. Będę tu na ciebie czekać. A mogę jeszcze znać twoje imię?

– Cole. Cole Brookstone.

Kobietka powtórzyła cicho to imię i z powrotem wleciała do swojego kufra. Czarny ninja patrzył na to ze zdziwieniem pomieszanym ze smutkiem i złością. W końcu jednak się otrząsnął. Szybko pozbierał rozrzuconą broń. Spojrzał jeszcze ostatni raz na skrzynię i wybiegł ze sklepu. Gra już się rozpoczęła...

13 Życzeń || Bruiseshipping || ZAKOŃCZONE ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz