Życzenie Pierwsze - Głód

1.1K 159 115
                                    

Cole wszedł do kuchni i rzucił zapakowaną w czarny materiał broń na stół. Chłopak rozejrzał się po pomieszczeniu. No tak. Jay znowu coś żre. Od czasu gdy Nya z nim zerwała rudzielec prawie cały czas coś jadł. Wyglądało to tak, jakby próbował utopić smutki w tłuszczu i cukrze. Nie służyło to jednak dobrze jego zdrowiu, kondycji i wyglądowi. Walker nieco przytył, stał się ospały, ledwo wyrabiał na treningach. Na nic zdawały się prośby drużyny, by przestał tyle pochłaniać. Jay puszczał te uwagi mimo uszu i dalej jadł.

– Cole! Jesteś już! – Do kuchni wszedł sensei Wu a za nim Lloyd, jego bratanek. – Znalazłeś coś ciekawego?

– Kilka sztyletów, aeroostrzy i świetny łuk. – czarny ninja pokazał swoją zdobycz ukradkiem spoglądając na rudzielca pochłaniającego podwójną porcję budyniu waniliowego.

– Wow, niezły arsenał! – zawołał blondyn podnosząc jeden ze zdobionych sztyletów. Zaczął ważyć go w dłoni i lekko podrzucać, za co skarcił go Wu.

– W sklepie jest jeszcze mnóstwo takich perełek. Pewnie będę znosił to przez kilka dni – mruknął Cole dalej patrząc w stronę Walkera.

– Będziemy musieli się jakoś odwdzięczyć Roninowi - powiedział Lloyd odkładając ostrze na stół. – To na pewno podwyższy nasze szanse w walce, zwłaszcza, że ostatnio wiele starych broni zawodzi.

Na słowo "Ronin" Jay lekko się wzdrygnął, a łyżka z budyniem zatrzymała w połowe drogi do ust. Chłopak zamrugał nerwowo oczami i pociągnął nosem. Zaraz jednak szybko się otrząsnął udając, że nic tu nie zaszło. Ale Cole i tak zauważył to dziwne zachowanie.

- Dalej się tak obżera? - spytał szeptem czarny ninja. Bardzo martwił się o swojego przyjaciela.

- Tak. Jest z nim coraz gorzej - odpowiedział tym samym tonem Lloyd. - Powinieneś z nim jeszcze raz pogadać, może ciebie posłucha?

- To nic nie da. Ciągle mu o tym przygaduję, a on dalej swoje. Żal mi go. Długo tak nie pożyje...

     Cole jeszcze raz spojrzał smutno na rudzielca. Serce mu pękało, gdy widział jak on cierpi. Wiele by dał, żeby odzyskać dawnego przyjaciela.

     Nagle coś go olśniło. Akahaba! Przecież może poprosić dżinnkę o to, by Jay nie jadł tak dużo! Uradowany chłopak natychmiast wybiegł z domu i popędził do portu. Miał szczęście i zdążył na ostatni statek do Stixu.

     Przez calutką drogę rozmyślał jak odpowiednio ubrać swoje życzenie w słowa. Działał impulsywnie i tak właściwie nie miał konkretnego planu. Jednak za późno na wycofanie się, a kolejny kurs dopiero następnego dnia. Trzeba będzie przenocować w tym paskudnym miejscu.

     Ledwo statek przybił do portu, Cole natychmiast wyskoczył na pomost i pognał w stronę sklepu Ronina. Zdyszany wpadł do środka. Od razu skierował się do skrzyni przy okazji kilka razy potykając się o porozrzucane po podłodze graty. Przetarł starannie wieko kufa, po czym otworzył go delikatnie. Prawie natychmiast wyleciała z niego dżinnka.

- Szybko wracasz, mój panie - powiedziała Akahaba lewitując nad kufrem. - Masz już pierwsze życzenie?

- Chciałbym, żeby Jay tyle nie żarł! - odpowiedział zdyszany chłopak, po czym pacnął się w głowę. Wszystko spieprzył. Miał taki piękny scenariusz na to pragnienie i je od tak zepsuł!

- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem - kobietka klasnęła w dłonie, ale nic się nie wydarzyło. Żaden błysk, dym. Nic.

- Już? - zapytał po chwili zdezorientowany Cole.

- Tak.

- A nie powinno być czasem jakichś efektów specjalnych? Wybuchów, coś w ten deseń?

     Akahaba parsknęła śmiechem. Zawsze bawiła ją ta bezmyślność ludzi, że przy każdym spełnionym życzeniu musi być wielkie "Wow!". W rzeczywistości takie przypadki to rzadkość, pragnienia są zwykle spełniane po cichu i bez widzialnych oznak.

- Ja swoją rolę spełniłam. Idź do tego chłopaka i się przekonaj - odpowiedziała hardo i podparła się pod boki.

     Cole westchnął cicho i usiadł na jakimś krześle, które chyba cudem się pod nim nie załamało. Pokrótce wyjaśnił dżinnce, że nie może wrócić, bo przypłynął tu ostatnim statkiem.

- Nie rozumiem - powiedziała po chwili kobietka. - Skoro wiedziałeś, że to ostatni kurs, dlaczego przypłynąłeś? Czy ten Jay jest dla ciebie aż tak ważny?

- To mój najlepszy przyjaciel, jest dla mnie najważniejszy.

- Jesteś pewny, że tylko przyjaciel? - dżinnka uniosła znacząco brew.

- Tak, tylko przyjaciel. Nie jestem homo.

     Akahaba cichutko się zaśmiała. I tak wiedziała swoje. Nurtowała ją jednak jeszcze jedna sprawa.

- A dlaczego nie poprosisz mnie, żebym przeniosła cię do domu? - spytała. - Masz do dyspozycji jeszcze dwanaście życzeń.

- Nie chcę ich marnować. Wolę poczekać - Cole był nieugięty.

     Rozmawiali tak jeszcze chwilę o wszystkim i o niczym, po czym czarny ninja postanowił pójść spać. Znalazł jakiś stary materac oraz kilka miękkich poduszek i zrobił z tego prowizoryczne łóżko. Mruknął jeszcze z przyzwyczajenia "Dobranoc" w pustą przestrzeń i zasnął.

     Następnego dnia z samego rana udał się do portu. Poczekał kilka minut i natrafił na statek towarowy do NinjagoCity. W duchu podziękował temu, że jest sławnym ninja, bo kapitan niemal od razu zgodził się go przewieźć i po krótkim rejsie chłopak wreszcie stanął na suchym lądzie.

- Cole, gdzie ty do jasnej cholery byłeś! Martwiliśmy się! - na wchodzącego do domu Cole'a dosłownie wskoczył Lloyd. Blondynek prawie go przewalił pomimo tego, że był znacznie mniejszy.

- Ja... Tego... Byłem w Stixie - mruknął ninja ziemii uwalniając się z uścisku przyjaciela.

- Ale po co? - zdziwił się zielony lekko przekrzywiając głowę.

- Zapomniałem czegoś ważnego - skłamał chłopak i szybko ruszył przed siebie. Młody Garmadon pognał za nim.

     W drzwiach kuchni Cole zderzył się z Jay'em. Rudzielec wyglądał jakby dopiero wstał - włosy w nieładzie, pomięte ciuchy, zmęczony wzrok. Ziewnął potężnie i przybił ospale piątkę z czarnowłosym.

- Jay, nie jesteś głodny? - spytał po chwili Mistrz Ziemii.

- Nie jestem. Za dużo wczoraj zjadłem - powiedział sennie i ponownie ziewnął. - Nie mam ochoty na śniadanie.

     I poszedł do swojego pokoju. Tymczasem Cole odtańczył dziki taniec radości. Akahaba miała rację! Jay uratowany! Wreszcie wrócił dawny rudzielec, który nie żre co popadnie!

     Lloyd przyglądał się temu z boku poważnie zastanawiając, czy nie zadzwonić do najbliższego psychiatryka. Czarny ninja wyglądał przerażająco.

- Cole, co ty ćpałeś? - zapytał po chwili młodzik.

- Jay uratowany! Moje życie odzyskało sens! - zawył w odpowiedzi czarny ninja i uciekł do swojego pokoju.

     Lloyd patrzył za nim jeszcze chwilę, po czym potrząsnął głową. "Dom Wariatów" - pomyślał wchodząc do kuchni, gdzie czekał Zane ze śniadaniem. Chłopak dosłownie rzucił się na naleśniki z syropem klonowym i momentalnie zapomniał o zajściu, które miało przed chwilą miejsce.

13 Życzeń || Bruiseshipping || ZAKOŃCZONE ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz