Rozdział II

74 1 0
                                    


"Informacje i wiedza tym różnią się od narkotyków i alkoholu, że dobrze być od nich uzależnionym- "Srebrzysty szlak" Gabriela Grabska

WSZYSTKO SIĘ ZMIENIA.

Następny dzień zaczął się dla mnie całkiem zwyczajnie. No prawie zwyczajnie, przecież dziś miałem spotkanie z Sylwią w sprawie mojego uczestnictwa w szkole alchemii. Nie będę tu zresztą ukrywał, że jeszcze chwilę po przebudzeniu brałem wczorajsze wydarzenia za sen. Dlatego niezbyt nimi zainteresowany, zrobiłem to, co człowiek robi z rana na sam koniec zostawiając sobie ubranie się.

Zacząłem od spodni i właśnie w momencie ich zakładania odkryłem, iż wczorajsze wydarzenia nie były snem. Czego najlepszym dowodem był czym świstek, który wypadł mi z kieszeni. Od razu go podniosłem, licząc, że nie będzie to nic ważnego. Ot paragon ze sklepu, czy coś w tym stylu.

Powiem od razu: nie miałem racji, a jego zawartość dość mocno mnie zdziwiła. Był to numer telefonu, a konkretnie ten sam, co w moim śnie. Zacząłem więc poważnie zastanawiać, czy nadal nie śnię, ale uszczypnięcie w rękę rozwiało moje wątpliwości. Nie śniłem, a to oznaczało jedno...Wczoraj naprawdę spotkałem alchemiczkę, która na moich oczach zmieniła sztuczne kwiaty w prawdziwe, a potem umówiłem się z nią na rozmowę, aby omówić moje uczestnictwo w szkole alchemii. Niestety tylko tyle pamiętałem, nie miałem za to bladozielonego pojęcia, o której godzinie to spotkanie miało mieć miejsce. Wiedziałem tylko, iż ma to być w tej samej kawiarni. Nie było zatem czasu na myślenie.

Szybko zapiąłem guzik spodni, po czym dopadłem szafę z ubraniami i zacząłem szukać innej koszulki. Niestety wczorajsza zdatna była już tylko do prania. Musiałem zatem, w wielkim pośpiechu coś znaleźć. Szybko, zatem moja sypialnia wyglądała jakbym wysadził w szafie niewielki ładunek pneumatyczny, ale przynajmniej znalazłem upragnioną koszulę i założyłem ją. Najpierw na lewą stronę, potem tyłem naprzód, a w końcu tak, jak trzeba. Następnie włożyłem buty, porwałem z wieszaka kurtkę i wybiegłem z mieszkania, dopiero po chwili przypominając sobie, o kluczach, telefonie i portfelu i dość istotnym fakcie... Wczoraj nie umówiłem godziny spotkania, a teraz wyleciałem z mieszkania jakbym miał spotkanie z brytyjską królową.

Wróciłem zatem spokojnie do mieszkania, zabrałem to, co trzeba, ponownie wyszedłem i zacząłem powoli schodzić po schodach. Przy tej okazji wyszukując jej numer. Niestety nigdzie go nie było i musiałem go wpisać na nowo. Oczywiście, niech szlak trafi te małe guziczki, kilka razy myląc cyfry. Przez to dopiero, przy wyjściu udało mi się wpisać właściwy numer telefonu i zadzwonić do Sylwii. Przez chwilę w tle leciał znany mi z wczoraj popowy kawałek, po czym usłyszałem zaspany głos:

— Słucham, kto mówi?

— Cześć, to ja, Jakub — odparłem, wychodząc z bloku. — Właśnie dotarło do mnie, że zapomniałem spytać. Kiedy mamy się spotkać?

— Jakub... jaki Jakub? A, czekaj, już pamiętam, Jakub Wilczyński, tak?

— Dokładnie, ten sam — potwierdziłem, przechodząc na drugą stronę ulicy.

— Dobra, zaczekaj chwilę, zaraz ci powiem — po tych słowach w słuchawce zapadła cisza i dopiero gdy byłem niecałe dziesięć minut od kawiarni, gdzie pierwszy raz się spotkaliśmy, w telefonie znowu rozległ się głos:

— Za pół godziny ci pasuje?

Tym razem to ja musiałem pomyśleć, ale u mnie trwało to względnie krótko.

— Jasne, będę czekał w kawiarni. Do zobaczenie wkrótce — odpowiedziałem, skręcając w przedostatnią uliczkę i usłyszawszy przy tym krótkie „cześć". Potem telefon wrócił do kieszeni kurtki. Z kolei ja dość niespokojny o to, co może się stać, ruszyłem w stronę rogu, za którym stała kawiarnia "Lierre bleu", będąca, mimo swej francuskiej nazwy, równie polska, co pierogi, no i będąca miejscem mojego spotkania.

alchemicyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz