Rozdział VIII

20 0 0
                                    

" Najtrafniejszą rzeczą jaką możemy powiedzieć o drugiej osobie to" znam ją jak własną kieszeń" Czemu? To proste, ludzie nie mają kieszeni, a nie można znać czegoś czego się nie ma.- Brudne tajemnice miasta Louis Claymont Jonsh


 GORZEJ NIŻ ŹLE

Obudziły mnie głosy dzwonów, które co dziwne dochodziły z wnętrza mojej czaszki. Czułem nawet, że zaraz mi pęknie łeb i chciałem złapać się za głowę, ale nie mogłem. Ręce i nogi miałem całkiem bezwładne i nie mogłem nimi poruszać. To znaczy mogłem, ale to było jak machanie gumową ręka i szybko przestałem próbować... Szczególnie, że po chwili moje oczy złapały ostrość i zobaczyłem, gdzie się znajduję - było to wnętrze klatki, która stała na środku czyjegoś salonu. Klatka ta była jednak dziwna, bo między dość cienkimi prętami wmontowano kratownice. Były one wykonane z dziwnego świecącego złotym blaskiem, mlecznobiałego metalu i złożone z wielu małych ramek w kształcie rombu. Metal ten był zresztą na tyle ciekawy, że postanowiłem przyjrzeć mu się z bliska z trudem zacząłem pełznąć w stronę ściany więzienia. Kiedy więc do niej dotarłem byłem nieco zdyszany, ale dumny z siebie.. teraz mogłem zobaczyć z bliska ten zapewne alchemiczny twór. Cóż był to metal gładki. nieco przypominający porcelanę lub coś w tym stylu i pokryty małymi złotymi żyłkami. I wtedy przyszło mi do głowy aby go dotknąć. Była to zapewne moja chora ciekawość, ale tego raczej nigdy się nie dowiem. Zrozumiałem za to dlaczego ten metal tu jest.. i to w nieprzyjemny sposób. Gdy tylko go dotknąłem poczułem... ból. Tak to chyba dobre słowo, choć zapewne nie zdolne opisać tego, co czułem. Każdą tkankę mego ciała zaczęto rozwiercać ząbkowanymi i pokrytymi kolcami wiertłami, rażąc przy tym prądem i krojąc rozgrzanymi nożami. Nie pomógł nawet brak czucia w całym ciele. Zaskoczony odskoczyłem od klatki, jeśli moje ruchy szmacianej lalki można nazwać od skoczeniem, I wtedy dotarło do mnie, że jestem tu sam. Tak Izybiota nigdzie nie było, a do głowy przyszła mi dość ponura, acz niczym nie poparta myśl zdradził mnie. Cóż mogła to być prawda, ale za bezsensownością tego stwierdzenia przemawiał jeden fakt... Byłem inkwizytorom przydatny jak łysemu grzebień i chyba raczej powinni mnie zabić niż trzymać w klatce. Może więc obaj zostaliśmy przez kogoś zdradzeni tylko kogo? Normalnie pewnie odkryłbym to dość szybko, przypominając sobie ostatnie wydarzenia. Niestety wówczas miałem w głowie wielką czarną dziurę - niczego nie pamiętałem. Przynajmniej do czasu, gdy postanowiłem rozejrzeć się wokół.

Jak już mówiłem byłem w salonie, a konkretnie w klatce stojących na ciemnych panelach. Wokół mnie były meble i mógłbym tu teraz wymienić wszystkie, ale ważne jest jedno - każdy, który nie służył do siedzenia był zastawiony wszelkiej maści popierdółkami. To właśnie one naprowadziły mnie na to, kto mnie uwięził— Doktor Benes. Pozostało więc tylko pytanie czemu to zrobił? No i oczywiście, czy Izybiot jest z nim w zmowie? Niestety na żadne z nich nie mogłem na razie znaleźć sensownej odpowiedzi . Pozostała mi więc marna nadzieja iż sam Benes powie mi czemu to zrobił. Jego jednak nie było w pokoju na ten moment mogłem więc tylko przyglądać się tym wszystkim figurkom i tego typu ozdóbkom, które były tak kiczowate, że aż słodkie.

***Izybiot***

Wiecie jaka jest najgorsza rzecz jaka może mieć miejsce w waszym życiu? Pewnie tak zdrada ze strony osoby, której powierzył nawet konto bankowe. I taką osobą to niedawna był dla mnie doktor Benes, ale już nie Vaclav ten zaszczyt stracił zdradzając nas. Teraz był więc po prostu doktorem Benesem, a ja siedziałem w klatce z Doloru specjalnego metalu sprawiającego ból, przy dotknięciu. Dawniej używano go do budowy cel. No przynajmniej do czasu, gdy wraz z innymi sprawiającymi ból wytworami, nie wpisano go na listę „ Mrocznych eliksirów ". I od tamtego czasu był on zakazany. Więc nie dość, że Benes dokonał zdrady, to jeszcze złamał tak ważne prawo jak zakaz używania niedozwolonych eliksirów . Jednak zrobił coś jeszcze, może nie było to nielegalne, ale dla mnie bardzo ważne- odebrał mi resztki zaufania wobec innych. I teraz nawet nie byłem pewny, czy mogę ufać jedynej osobie, która nigdy by nas nie zdradziła Zapewne dawniej w to bym nie zwątpił, ale teraz było inaczej. Szczególnie, że zdrady dopuścił się człowiek bardzo mi bliski, no i społecznik jak ich mało. Liczyłem zatem iż nie zrobił tego dla siebie . Może na przykład porwali jego żonę? Albo stało cokolwiek innego wymagającego takich czynów? To jednak mógł mi powiedzieć sam zdrajca, a go tutaj nie było. Zresztą z tego, co zdążyłem zobaczyć Jakuba tak samo. I niestety nie wiedziałem, gdzie teraz jest, a nawet byłem aż nazbyt pewny jednego.. Jakub jako niepotrzebny element jest już w „Locusie" . Starałem się jednak nie dopuszczać do siebie tej myśli Cóż mimo naszej krótkiej znajomości zaczął mi być bliski i to jak najbliższy przyjaciel. Teraz jednak był albo martwy, albo po prostu był, gdzie indziej na przykład, oby nie, na torturach. I jeśli naprawdę tak było życzyłem mu szybkiej śmierci. Wiedziałem jak tam jest i nie chciałbym, aby ktokolwiek tego doświadczył, mi udało się uciec, ale on nie musiał mieć tyle szczęście.

alchemicyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz