21

731 114 106
                                    

     Podeszwy starych trampek uderzały rytmicznie w biały śnieg zalegający na chodniku, rozchlapując go na wszystkie strony i zostawiając w nim ślady. Zagłuszany przez dociśniętą do ust dłoń szloch roznosił się po opuszczonej okolicy. Taehyung nie do końca wiedział, gdzie biegnie, ponieważ widok zasłaniały mu łzy zbierające się w jego oczach i spływające strugami po zaczerwienionych policzkach, które szczypały go od zimna.

     Nie wziął ze sobą nawet płaszcza, jedynie szybko wciągnął na bose stopy pierwsze napotkane buty i wybiegł, nie zwracając uwagi zarówno na prośby Hoseoka, jak i płacz Yoony. Nie zniósłby ani sekundy dłużej w małym mieszkanku, otoczony jedynie bolesnymi wspomnieniami i smutkiem. Potrzebował stamtąd uciec.

     Jego serce rozpadało się na drobne kawałki i znaczyło swoimi ostrymi odłamkami drogę przebytą w wielkim trudzie i bólu.

     Nogi zaprowadziły go prosto do pomostu, na którym poznał Hoseoka. Nie miał pojęcia, dlaczego akurat w to miejsce przybiegł, czuł jedynie, że jest ono idealne. Zatrzymał się przy samej krawędzi, ciężko łapiąc każdy kolejny oddech. Jego twarz była mokra od łez, a grzywka przyklejała się do czoła i wpadała do oczu, zasłaniając widok.

     Tae zaszlochał, odsłaniając w końcu usta. Już nie musiał zachowywać pozorów, teraz mógł zrobić to, czego pragnął odkąd tylko słowa Yoony zniszczyły wszystko, co on starał się naprawić.

     „Yeonrin nie żyje.

     Nabrał w płuca tyle powietrza, ile był w stanie i krzyknął najgłośniej, jak tylko potrafił. Chciał wykrzyczeć to, jak bardzo cierpi; jak bardzo krwawi jego serce, z którego nie zostało już prawie nic, jednak ciągle biło szaleńczo, usiłując wydostać się i dosięgnąć swoich pragnień.

     „Zabiła się.

     — Rin! — zawołał głośno, dociskając mocno zaciśnięte w pięści dłonie do piersi. — Przepraszam! Oppa cię przeprasza, słyszysz?! — krzyczał, zalewając się łzami.

     Hoseok, który wybiegł z mieszkania zaraz za Kimem, przystanął kilka metrów od niego, obserwując wszystko z ogromnym bólem widocznym na zmęczonej od wysiłku twarzy. Cierpienie Tae było również jego cierpieniem, ale nie mógł na nie nic poradzić. Nie miał lekarstwa, które byłoby w stanie zaleczyć złamane serce szatyna i pozwolić mu zapomnieć o wszystkich okropnych rzeczach, jakie go spotkały. Jedyne, co mógł zrobić, to obserwowanie młodszego i zadbanie o to, aby nie zrobił niczego głupiego. Tak też właśnie postępował.

     Mimo że przeraźliwy krzyk Taehyunga wymieszany z urywanym szlochem sprawiał Hobiemu ogromny ból, wiedział on, iż w tym momencie V tego potrzebuje. Musiał wyrzucić z siebie wszystkie negatywne emocje, żeby poczuć się silniejszym i wyzwolonym. Przypatrywał się Kimowi uważnie z odległości, samemu ledwo powstrzymują się od płaczu, i obserwował jego występ, zupełnie tak jak robił to Tae kilka miesięcy temu. I zupełnie jak szatyn bez zawahania rzucił się do ratowania chłopaka, który zachwiał się i omal nie wpadł do zimnej wody.

     Chwycił Taehyunga w pasie i odciągnął go od krawędzi, ratując przed upadkiem.

     — Hej, tam nie ma marzeń godnych ścigania, pamiętasz? — zapytał, czując szybki i nierówny z przerażenia oraz od krzyków oddech młodszego.

     Taehyung nie odpowiedział, jedynie z trudem łapał powietrze w rozchylone, drżące z zimna usta, wpatrując się w ciemną otchłań. Nogi odmówiły mu posłuszeństwa, przez co pociągnął starszego za sobą na zaśnieżony beton. Jung poczuł jak skostniałe palce szatyna zaciskają się na jego dłoniach. Przerażony tym, do jakiego stopnia chłopak się wychłodził, dokładnie opatulił go płaszczem, który udało mu się ściągnąć z wieszaka kiedy w pośpiechu wybiegał za Kimem.

chasing dreams ◈ vhope ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz