Rozdział 8

216 33 9
                                    


   Zimno, pot i ból. Padają strzały, słyszy biegnących ludzi. Po chwili wszystko cichnie. Krzyczą jego imię. Znowu ból – silniejszy. Czuł jakby do boku ktoś przyłożył mu rozgrzany metal – uciskają ranę. Jego twarz delikatnie ujęta w czyjeś dłonie. Docierają do niego ledwie urywki słów. Ciemność... Ktoś klepie go po twarzy – cały czas coś mówi. Po chwili słyszy sygnał karetki. Leży na czymś miękkim. Ludzie krzątają się w okół niego. Zaczyna mu dźwięczeć w uszach i traci przytomność.

****

- PIEPRZONY EGOISTA! WIELKI SHERLOCK HOLMES WYRUSZA SAM NA BOHATERSKĄ MISJĘ ABY UJĄĆ MORDERCĘ.

- John uspokój się... Usiądź i ochłoń trochę – Mycroft był spokojny, lecz w jego oczach widać było przerażanie i bezradność. Był w szpitalu od początku. Lestrade razem z Molly mieli pojawić się nieco później.

Doktor był roztrzęsiony. Jego oczy szkliły się od napływających łez. Opadł bezradnie na krzesło i ukrył twarz w dłoniach. Po co on się tak przejmował? To tylko kolejna sztuczka. Za chwilę Sherlock pojawi się cały i zdrów, uśmiechając się od ucha do ucha. Zacznie śmiać się z wykrzywionej w bólu i trosce minie Johna, zapali papierosa i kto wie, może nawet zacznie marudzić z powodu nudy. Jednak tak się nie stało. Ani po dziesięciu minutach, ani po godzinie.

Po około dwóch godzinach, w drzwiach sali operacyjnej stanął chirurg. Jego wyraz twarzy nie wskazywał na nic dobrego. Wszyscy jak na komendę poderwali się z miejsc.

- Co z nim? – głos Johna złamał się, a po policzku pociekła łza.

- Żyje – Greg objął Molly, aby dodać jej otuchy. Starszy Holmes oparł się o ścianę, zamknął oczy i wypuścił powietrze. Tak krótkie słowo, sprawiło, że wszyscy odetchnęli z ulgą. Wszyscy oprócz Johna.

- Co z nim? – tym razem wypowiedział to z większym naciskiem, cedząc słowa przez zęby. Oczywiście, że mu ulżyło, jednak teraz próbował zapanować nad złością pomieszaną z uchodzącymi emocjami.

- Jego stan jest stabilny, ale bardzo ciężki. Oprawca zadał mu wiele obrażeń. Parę złamanych żeber, wstrząs mózgu, krwotok wewnętrzny spowodowany ciosem noża oraz ...

- Wystarczy... – urwał ostro Watson. - W której sali będzie leżał?

- Sądzę, że w obecnym stanie pana Holmesa, jakiekolwiek odwiedziny są niemożliwe. Dopiero kiedy wszys...

- GDZIE!? – Watson nie wytrzymał. Wszystkie nerwy puściły. Z policzków skapywała łza za łzą. Dłonie trzęsły się jak oszalałe, a nogi były niczym z waty.

- 302 – lekarz opuścił wzrok i wrócił na sale pozbyć się operacyjnego ubioru.

****

Sherlock podłączony był do masy urządzeń. Nie obudził się jeszcze. Doktor Larson twierdził, że to może w ogóle nie nastąpić. John nie dopuszczał do myśli takiego scenariusza. Nie opuszczał przyjaciela od tygodnia. Cały czas z nim rozmawiał. Wszyscy namawiali go, żeby poszedł do domu. Aby odpoczął, coś zjadł. Mówili, że będą przy nim siedzieć i o wszystkim go informować. Ale on był uparty. Choć był wykończony i wszystko bolało go od nienaturalnej pozycji, w której czasami drzemał, nie mógł stracić Sherlocka jeszcze raz. Bał się, że jeżeli wyjdzie to zastanie tylko puste łóżko i lekarza z aktem zgonu.

   Przez natłok pracy Lestrade przychodził rzadko. Molly parę razy przyniosła kwiaty i próbowała pocieszyć Johna co skończyło się fiaskiem. Mycroft przychodził codziennie i siedział przed salą tyle ile mógł. Do środka wszedł tylko parę razy. Pani Hudson była na tyle życzliwa, że przynosiła mu coś na ząb oraz świeże ubrania. John jednak nie jadł za dużo. Nie miał apetytu. Jedynie parę razy zmusił się do skorzystania z prysznica i łazienki, ale każde wyjście z sali wiązało się z dużym stresem.

Minęły dwa tygodnie. Mycroft zagroził, że jeżeli John nie wybierze się przynajmniej na jeden dzień na odpoczynek to jego ludzie siłą go stąd wyprowadzą. Doktor był cieniem człowieka. Schudł, pod oczami widniały ciemne wory. Jego dłonie nie przestawały się trząść. Jedynym sukcesem jaki osiągnęli przyjaciele to taki, że John normalnie zaczął pić. Trochę gorzej szło z jedzeniem, ale dawał radę.

- Dobrze... wrócę do domu. Tylko na jedną noc. I masz dzwonić nawet jeżeli raz odetchnie inaczej.

- W porządku. Nie martw się. Musisz być wypoczęty, gdy Sherlock się obudzi.

John wysilił się na słaby uśmiech. Zarzucił skórzaną kurtkę na plecy. Podszedł do łóżka. Przeczesał palcami czarne loki detektywa, schylił się i delikatnie musną ustami jego czoło.

Mycroft położył rękę na ramieniu Watsona. Ten odwrócił się i zaczął zmierzać do wyjścia.

- Znowu utykasz – zauważył Holmes.

John wyprostował się. Zacisnął i rozluźnił pięści. Głęboko odetchnął przymykając oczy.

- Przewidziało ci się – wiedział, że Mycrofta nie okłamie, ale nie miał ochoty o tym rozmawiać. Starając się nie kuleć doszedł do drzwi i wyszedł z sali.


___________

Rozdział króciutki. Przepraszam za małe opóźnienie ale miałam komersowy zawrót głowy :D No więc... enjoy your reading ^^ 

221B Ripper Street || SherlockOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz