Przez całą noc spacerował po Hyde Parku. Musiał dokładnie przemyśleć każdy krok. Jeden błąd i mogło zrobić się bardzo nieciekawie. Był tak podekscytowany, że nie czuł zmęczenia ani głodu. Choć jedzenie i spanie uważał za zbyt przyziemne i nudne, raz na jakiś czas musiał odpocząć. Wiedział, że prędzej czy później odczuje skutki zaniedbania swojego organizmu.
Wczesna jesień dawała się we znaki. Detektyw schował zmarznięte ręce do kieszeni płaszcza. Zaczął powoli zmierzać w stronę Hanbury. Nie przepadał za spacerami, ale zapomniał pieniędzy na taksówkę. Wracając do mieszkania ryzykowałby obudzeniem Johna. Nie chciał narażać przyjaciela na zbędne niebezpieczeństwo.
****
Pierwsza w nocy. Według obliczeń Sherlocka, zabójca powinien przywieść kobietę na Hanbury około czwartej. Plan uwzględniał ujawnienie się detektywa z wybranej wcześniej kryjówki. Jednak chciał za wszelką cenę chciał uniknąć konfrontacji z niezrównoważonym przeciwnikiem. Sherlock jeszcze raz ze wszystkimi szczegółami odtworzył to, nad czym uparcie rozmyślał przez ostatnie dni.
Po dwóch godzinach dotarł na miejsce. Coś było nie tak. Czuł to. Przemknął do uliczki kryjąc się w cieniu. Wcześniej tego nie zauważył. Czy naprawdę mógłby się pomylić, aż tak? Spóźnił się? Niemożliwe. Wiele razy sprawdzał godzinę, dla pewności. Więc dlaczego ona już leżała parę metrów przed nim martwa? Nagle usłyszał szmer. Odruchowo cofnął się tak, aby pozostać niewydocznym.
Do ciała podszedł mężczyzna. Dość wysoki, szczupły, dobrze zbudowany w długim czarnym płaszczu. Na głowie miał cylinder, a dłonie zdobiły śnieżnobiałe, bawełniane rękawiczki. W jednej ręce trzymał sztylet. Stanął nad ofiarą. Wyciągnął chustkę z kieszeni płaszcza i dokładnie wytarł nią zakrwawione narzędzie zbrodni. Sherlock próbował dostrzec jego twarz. Ta jednak przesłonięta była popielatą chustą. Detektyw nie mógł uchwycić żadnych charakterystycznych cech przestępcy. Nie potrafił się skupić. Wszystko szło nie po jego myśli.
Rozległ się dźwięk SMSa. Sherlocka oblał zimny pot. Zapomniał wyciszyć telefon. Nie ruszał się, chociaż bardzo dobrze wiedział, że został zauważony.
- Sądziłem, że przylecisz do padliny później – szorstki i głęboki głos mężczyzny wywołał grymas na twarzy detektywa. Sherlock po chwili wyłonił się z cienia, maskując wszelkie emocje.
- Ja sądziłem, że jednak będziesz trzymał się planów – odparł twardo.
Mężczyzna spojrzał w niebo i strzelił palcami.
- Ładna była...ale naiwna – Sherlock prawie usłyszał jak tamten się uśmiechnął.
- Pomówmy twarzą w twarz.
- Nie przyszedłem tutaj żeby z tobą rozmawiać Holmes. Nie jestem idiotą. Wiem jak działasz. Jedno spojrzenie i wyciągasz z człowieka każdy szczegół. Nie zmieniłem swoich planów. To ty dałeś się złapać. To ty jesteś moim celem, a morderstwa miały tylko cię zwabić. Chociaż... – przeniósł wzrok na kobietę - przyznam, że nie zostawiam niedokończonych spraw.
Sherlock stał wyprostowany. Przez całą przemowę mordercy ani drgnął. Wpatrywał się w rozmówcę z zainteresowaniem.
- Jednak jesteś na tyle głupi, żeby pomyśleć, że przyszedłem tu sam.
- Oh Holmes... Zaplanowałem te morderstwa najdokładniej jak się dało – mężczyzna przekrzywił głowę i zrobił krok w stronę detektywa. - Znalazłem kobiety pasujące do mojej układanki – kolejny krok - Zdobyłem dostęp do utajnionych akt i prywatnych danych policji – Sherlock mógł zobaczyć plamki błota na płaszczu mordercy - Naprawdę uważasz, że dam się nabrać, że zawiadomiłeś policje? Obserwowałem cię długi czas. Wiem jaki jesteś. Wiem jak myślisz – prawie stykali się czubkami butów. Detektyw zauważył głęboką bliznę na skroni zabójcy.
W głowie Sherlocka kłębiły się myśli. Psychopata. To pewne. Ale było w nim coś, co imponowało detektywowi. Może jego wytrwałość i cierpliwość? Może tajemniczość i opanowanie? Nie... zaraz. Tu chodzi całkiem o coś innego. Sherlock zobaczył w mordercy swój geniusz i przebiegłość. Nagle go olśniło. Połączył wszystkie fakty i zrozumiał.
- Ja cię znam. Tompshon. Bill Stephen Tompshon. Znajomy Johna. Przychodziłeś na Baker Street porozmawiać z nim. Czasami wypytywałeś mnie o szczegóły różnych śledztw. Kiedyś przyszła do mnie klientka z prośbą dowiedzenia, że jej mąż jest niezrównoważony psychicznie. Pamiętasz? Tym byłeś zainteresowany bardziej niż czymkolwiek innym, kiedy John ci o tym wspomniał. Przyjąłem tę sprawę. Chwilę po tym mąż tej kobiety został przyłapany na szczególnie brutalnym morderstwie na 3 dziewczynkach. Dostał dożywocie, ale popełnił samobójstwo po tygodniu spędzonym za kratkami. Jesteś podobny do ojca Bill. Rozumiem, że to jest zemsta? Myślisz, że jego śmierć to moja wina. On był chory. Nie zmienisz tego co się już stało. Daj sobie pomóc.
Mężczyzna ze złością zdarł chustę z twarzy. Cofnął się i zacisnął pięść.
- Dość tego!! Nie bawię się w twoje gierki. Nie zmanipulujesz mnie głupią gadką – w jego wzroku pojawił się obłęd, a usta wykrzywił odrażający grymas. Sherlock zrobił krok w tył.
– Jeżeli myślisz, że uciekniesz to się grubo mylisz Holmes.
Bill szybko doskoczył do detektywa i złapał go za szyję przewracając się razem z nim. Zaczęli tarzać się po ziemi, walcząc o przewagę nad przeciwnikiem. Szanse jednak nie były wyrównane. Silny morderca przeciwko zmarniałemu detektywowi. Bill wykorzystał moment, poderwał się z ziemi, chwycił Sherlocka za ubranie i przygwoździł do ściany. Zrobił to z taką siłą, że ten stracił na chwilę dech w piersiach.
- To za poniżenie mojego ojca! – cios pięścią w policzek.
- To za zamknięcie go w więzieniu – psychopata puścił detektywa i z impetem kopnął go w żebra. Teraz już nie mógł się opanować. Zaczął okładać Sherlocka pięściami. Po chwili przestał. Stał przygarbiony i dyszał. Odgarnął ciemne włosy z czoła. Gdy Sherlock próbował wstać, mężczyzna docisnął go butem do ziemi. Ten jęknął obolały.
- Co tam mówisz Holmes?
- K...która...go...dzina – każde słowo kosztowało go wiele wysiłku. Bill pochylił się żeby lepiej słyszeć.
- Czyżby wielki detektyw miał zamiar przyznać się do porażki i poznać godzinę swojej śmierci? - Sherlock wypluł z ust krew. Oprawca kucnął naprzeciwko ofiary. Odgarnął płaszcz na bok i z pokrowca wyjął sztylet – To twój koniec Holmes. Mógłbym pobić cię tak, że zdechłbyś tu jak szczur. Jednak to nie w moim stylu. Wyobraź sobie nagłówki gazet kiedy znajdą cię w tej ciemnej alejce z poderżniętym gardłem – „Wielki Sherlock Holmes ofiarą nieuchwytnego Kuby Rozpruwacza". Panika zaleje miasto. Ludzie będą bali się wyjść z domów po zmroku. Stanę się kolejną legendą tego miasta, a zarazem jego postrachem. Czy to nie wspaniałe?
Bill ponowie złapał Sherlocka za gardło i podciągnął go do góry. Przystawił ostrze do prawego boku detektywa. Nie chciał zabijać od razu. Miał zamiar zadać mu tyle bólu ile tylko mógł.
-Ostatnie słowa Holmes?
- Nie j...jestem sam...
- Trochę poobijany a już majaczy. Aż taki jesteś delikatny? – Tompshon zgrzytnął zębami, a jego oczy błysnęły złowrogo. Zacisnął dłoń na rękojeści ostrza tak mocno, że zbielały mu palce. Bez wahania pchnął rękę do przodu wbijając sztylet w brzuch detektywa. Przybliżył twarz do ucha Sherlocka i szepnął:
- A to za to, że zabiłeś mi ojca.
___________
Ten rozdział wyszedł drastyczniej niż zamierzałam. Wybaczcie :P Zapraszam też do krytykowania, oceniania i dalszego czytania ^-^
CZYTASZ
221B Ripper Street || Sherlock
FanfictionJohn i Sherlock stają przed najtrudniejszym i chyba najbardziej niebezpiecznym zadaniem w swojej karierze. Muszą stawić czoła wyzwaniu, które nie jeden raz przerośnie ich najśmielsze oczekiwania.