Rozdział 13

206 28 12
                                    



    Zapach herbaty i świeżych tostów ogarnął całe mieszkanie na Baker Street. John krzątał się po kuchni nucąc pod nosem wymyśloną przez siebie, spokojną melodię. Od długiego czasu nie czuł tak wspaniałego, wewnętrznego spokoju. Rozłożył talerze oraz kubki z herbatą i oparł się o kuchenny blat. W chwilowym zamyśleniu zmarszczył brwi i przyjrzał się dokładnie swojemu dziełu. Zdmuchnąwszy okruszki z blatu, szeroko się uśmiechnął i ruszył, aby obudzić Sherlocka. Bardzo chciał w jakiś sposób poprawić mu humor i odciągnąć myśli od okropnych wydarzeń. Detektywowi powoli wracały siły. Zaczął jeść, a nawet normalnie sypiać. Nagle John poczuł wibrujący telefon.

- Lestrade? O tej godzinie? Przecież wie, że Sherlock jeszcze nie może brać udziału w spawach – doktor mruknął do siebie i odebrał.

- Witaj Greg! Sherlock jeszcze śpi, powiem mu żeby oddzwonił później. Oh...dzwonisz do mnie... Tak mam chwilę, mów...

****

- John? Czemu mnie nie obudziłeś? Wiesz która godzina?

Sherlock przeciągnął się i ospale poczłapał do kuchni. John siedział przy stole z głową opartą na dłoniach. Jego pusty wzrok wbity był w jakiś punkt na stole. Brwi miał zmarszczone w ten typowy, johnowaty sposób. Doktor sprawiał wrażenie jakby cały świat w koło niego nagle zniknął. Tak jakby otaczała go nicość. Z ciężkiego zamyślenia wyrwał go dopiero ucisk na lewe ramię.

- Ohh... Sherlock. Wybacz zamyśliłem się – John wymusił uśmiech i gestem zaprosił przyjaciela do jedzenia.

- Mhm... – detektyw popatrzył z ukosa na doktora i złapał filiżankę. – I to nawet bardzo, sądząc po lodowatej herbacie. Twoja gra aktorska, a raczej jej brak też mocno uderzają... nawet w telenowelach uśmiechają się naturalniej. Więc słucham, o co chodzi? I szczerze muszę przyznać, że brakowało mi tego – Sherlock uśmiechnął się prawie niezauważalnie i usiadł naprzeciw Johna patrząc nań wyczekująco.

- No cóż... Nie przedłużając. Znaleźli ciało Thomsona w opuszczonej fabryce, Millenium Mills. Został postrzelony i wykrwawił się. Broń, której użyto to Barrett M82. Nie wiedzą kto strzelał. Uznałem, że powinieneś wiedzieć. 

- Moran...

- Że co proszę? 

- Raczej kto... Moriarty maczał w tym palce – Sherlock poderwał się z miejsca i wpadł w trans - W tej fabryce są duże przestrzenie. Strzelec musiał stać dość wysoko. John jedziemy tam! Nie mogą ruszać ciała.

- O nie, nie, nie. Nigdzie nie idziesz. Nie będę wstawał w nocy milion razy, bo tobie znowu będą śniły się koszmary. Nie będę zalewał się potem przy każdym twoim spacerze. Nie będę budził się w środku nocy w obawie czy nie wywiniesz czegoś głupiego. Zostajesz w domu jasne?

- Przepraszam – to słowo Holmes ledwo wymówił. Było jak wielki kamień nie mogący przecisnąć się przez gardło. Słowo tak trudne i nigdy szczerze nie wymówione przez detektywa, aż do teraz.

- Co ty właśnie...

- Przepraszam. Nie wiedziałem, że było to dla ciebie tak uciążliwe. Nie martw się potrafię dać sobie radę z takimi głupotami. Zrozumiem jeżeli będziesz chciał się wyprowadzić.

- Sherlock ty idioto – John opadł na kanapę i przeczesał włosy – Jeżeli byłaby taka potrzeba mógłbym wstawać tak do końca świata i być przy tobie w każdej chwili. Ja po prostu... trudno mi jest patrzeć jak budzisz się spanikowany. Ten strach w oczach... to jak trudno przez te pierwsze dni było ci normalnie funkcjonować. Wiem jak takie byle sny doprowadzają do szaleństwa, jakie są trudne. Chciałbym żebyśmy mieli to za sobą, żeby to się nie zaczęło od nowa. Żebym nie musiał martwić się, że któregoś ranka znajdę cię nieprzytomnego w łazience i nie zdołam cię uratować. To wykańcza także mnie. Gdybym wtedy nie usnął. Gdybym domyślił się co chcesz zrobić, to teraz wszystko było by po staremu – Watson zakrył twarz dłońmi.

- Nigdy, przenigdy nawet tak nie myśl – detektyw usiadł obok Johna, delikatnie odsłonił jego twarz i spojrzał mu w oczy – Nigdy jasne?

- Jak słońce. 

Sherlock jakby na komendę poderwał się z miejsca. Odchrząknął i płynnym ruchem wciągnął na siebie płaszcz. 

- Idziemy?

- Jesteś pewien?

- Nigdy nie byłem bardziej. Gra się zaczęła John – uśmiechając się poprawił kołnierz i ruszył w stronę drzwi jak stary, dobry Holmes. 

_______

Ta da !! No i wróciłam do żywych, co prawda z nudnawym i krótkim rozdzialikiem, ale wróciłam :D Testy z głowy więc teraz mam więcej czasu dla Was! Na weekendzie byłam na weselu i jak zaczęli w kościele grać na skrzypcach to aż mi serducho zamarło <3 Obiecuję, że w kolejnych rozdziałach postaram się wszystko rozkręcić, bo jak na razie tak sobie mi wychodzi. No i oczywiście dziękuję Wam za cierpliwość. I czy tylko ja strasznie nie mogę doczekać się nowego Thora? Tak dużo czekania :c 

Dawajcie znać co sądzicie ^-^

(wybaczcie błędy, będę się starała poprawić wszystkie w najbliższym czasie)

221B Ripper Street || SherlockOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz