Rozdział III.

433 23 0
                                    

_______________

SOPHIE

_______________  

Czy wyobrażałam sobie co się dzieje z nami po śmierci? Oczywiście. Kto tego nie robił? Ze względu na przedwczesny i niezwykle nagły zgon mojej matki, tematyka śmierci krążyła w moich myślach zdecydowanie zbyt często. Czy się jej obawiałam? Oczywiście. Choć usilnie próbowałam wmówić sobie, że wcale tak nie jest w głębi duszy wiedziałam, że gdy na starość przyjdzie mi spojrzeć kosiarzowi w oczy nie będę gotowa, choć przygotowywałam się do tego dziesiątkami lat. Właściwie nie bałam się tego co będzie potem, ale samego aktu umierania. Bałam się bólu, zarówno fizycznego jak i psychicznego, związanego z tym, że opuszczam dobrze znany mi świat i to co stanie się ze mną później jest mi zupełnie nieznane. Stało się jednak zupełnie inaczej niż oczekiwałam. Po pierwsze, nie przyszło mi umrzeć na starość ale na arenie igrzysk śmierci w zdecydowanie zbyt młodym wieku, przez moją głupotę. Po drugie, nic nie poczułam. I to już? Tak właśnie wygląda śmierć? ... czy aby na pewno umarłam? Wciąż czuję delikatny powiew wiatru na skórze, wciąż czuję jak serce bije mi gwałtownie w piersi, wciąż mogę myśleć. Umarłam czy znalazłam się w świecie pozagrobowym?
„Najlepiej będzie jeśli każde z nas pójdzie w swoją stronę. „ usłyszałam dobrze mi znany głos Peety. Pozostały mi więc dwie opcje. Albo on także umarł, albo ja nie zginęłam. Powoli otworzyłam jedno oko, potem drugie i dostrzegłam, że wciąż stoję na polanie. A więc jednak nie umarłam! Muszę przyznać, że ta opcja zdecydowanie była moją faworytką, ale nie chciałam ogłaszać wyników przed dokładnym zbadaniem sytuacji, w której się znalazłam. Powinnam na spokojnie ustalić fakty. Nie umarłam, z jakiegoś powodu Mellark mnie oszczędził, jestem prawie przekonana, że gdyby wzrok mógł zabijać to teraz bym jednak nie żyła i ziemia się trzęsie. ZIEMIA SIĘ TRZĘSIE! Przerażonym wzrokiem zaczęłam się rozglądać dookoła siebie i dostrzegłam, że płat ziemi na którym się znajdowaliśmy zaczął odsuwać się od pozostałej części areny dzięki czemu zostaliśmy zamknięci na wyspie – pułapce. Organizatorom nie spodobał się zapewne werdykt trybuta i postanowili sami zmusić nas do eliminacji przeciwnika. A z tego co zdążyłam zauważyć, żadne z nas się ku temu nie rzuca.
Spróbowałam odszukać chłopaka i ponownie dostrzegłam jak morduje mnie wzrokiem po czym robi coś czego właściwie się nie spodziewałam. Siada sobie jakby nigdy nic i wystawia twarz do słońca niczym na jakiś wakacjach. Marszczę delikatnie brwi, nie szczególnie rozumiejąc jego zamiary. Znów, muszę wszystko na spokojnie rozegrać. Pierwsze co zrobiłam to wyprostowałam się i poprawiłam delikatnie włosy. Wstydziłam się swojej chwili słabości. Nie chciałam sobie nawet wyobrażać jak wyglądało to w oczach Ojca. Pozbawiona wszystkie co Kapitolońskie, zesłana na arenę za bunt przeciwko prezydentowi, poprosiłam chłopaka od chleba by mnie bezboleśnie zabił.
— W telewizji wydawałeś się jakiś bardziej milusi. Rozgarnięty. I przystojniejszy. Ale jak to mówią, taka jest właśnie magia massmediów. — rzuciłam to co pierwsze przyszło mi na myśl, właściwie zbyt długo się nad tym nie zastanawiałam. — Nie wiem właściwie jaki był Twój zamiar, ale jeśli planowałeś wygłosić prawdę i tylko prawdę to wyszło Ci to całkiem dobrze. Zabiorą mnie stąd szybciej niż Ty upiekłbyś ten swój chleb. — krzyżuję ręce na klatce piersiowej i jeszcze mocniej marszczę brwi. Ja niekoniecznie wierzyłam w to co mówię ale może takie właśnie myśli pozwolą mi to przetrwać. Może faktycznie chcieli mnie tylko postraszyć? Przecież nie pozwolą mi zginąć, prawda? Jestem z Kapitolu. To nie jest arena do zabijania Kapitolończyków. Zanim się obejrzę przylecą po mnie, zabiorą mnie stąd i znów będę w domu próbując zapomnieć, że to kiedykolwiek się wydarzyło ... na pewno ... chyba ... możliwe.    

Jego, wręcz mam wrażenie, namacalna bezczynność zaczęła mnie z jakiegoś powodu mocno irytować. Znajdujemy się na purewskiej arenie igrzysk śmierci! On zdaje sobie sprawę z tego, że bezczynne siedzenie nic nie zdziała a jeszcze pogorszy sprawę, prawda? To właśnie przez brak akcji znaleźliśmy się w takiej sytuacji. Może lepiej by było aby mnie jednak zabił i przyśpieszył to co nieuniknione? NIE! Muszę to przetrwać. Muszę chociaż chwilę się tu utrzymać zanim mnie stąd zabiorą. Wolę żeby wzięli mnie stąd żywą a nie martwą. Czuję jak powoli spinam wszystkie mięśnie. Jezu, ile bym teraz dała za relaksującą gorącą kąpiel, która pomogłaby mi racjonalnie myśleć. Na razie mój umysł był zbitką wszystkiego i niczego i nijak nie potrafiłam tego ogarnąć. Opuściłam luźno ręce, zrobiłam kilka kroków na przód by znaleźć się bliżej niego i ponownie skrzyżowałam je na klatce piersiowej. 

❝PIONKI❞Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz