ROZDZIAŁ XIV

119 7 2
                                    

_____________

SOPHIE

_____________

Nie pamiętam nawet jak ale po chwili siedziałam z  głową Jeremy'ego ułożoną na swoich kolanach. Obydwoje płakaliśmy. Choć on próbował być silny, widziałam przerażenie w jego oczach. Bał się śmierci jak każdy inny. Gładziłam jego włosy, zupełnie tak jak on gładził moje. Miałam mu tyle do powiedzenia i zaledwie chwilę na ich wypowiedzenie. Ale jak zawsze spanikowałam bo tak naprawdę nie wyobrażałam sobie życia bez niego. ... POWIEDZ COŚ. Nie myśl, powiedz!

— Hej Jer. — powiedziałam drżącym głosem, bałam się, że nie zrozumie.

— Tak rudzielcu? — spytał walcząc z opadającymi powiekami.

— To byłam ja. To ja podrzucałam Ci w przedszkolu miłosne liściki od Elizabeth. Po prostu ... widziałam jak na nią patrzysz i chciałam Cię w ten sposób uszczęśliwić. — usłyszałam słaby śmiech chłopaka.

— Tak, od zawsze próbowaliśmy o siebie dbać.

— Tak jak wtedy gdy zjadłeś wszystkie moje cukierki? Sądziłeś, że w ten sposób zadbasz o moją linię?

— Wiedziałaś?

— Jasne. Miałeś cały kolorowy język. Ale wybaczam Ci. — i znów się zaśmialiśmy.

— Boję się. — powiedział a walka z zamykającymi oczami była coraz trudniejsza.

— Obiecałam Ci, ze wszystko będzie dobrze i tak właśnie będzie. Dołączysz do mojej mamy i zanim się obejrzysz ja także do was dołączę.

— Nawet się nie waż. Dopóki Twoje włosy nie zrobią się całe siwe, nawet nie chcę Cię tam widzieć. Masz żyć długo i szczęśliwe, słyszysz?

— Nie potrafię. Nie bez Ciebie. — pokręciłam przecząco głową i pociągnęłam nosem.

— Och, oczywiście, że potrafisz . A ... a jak będziesz grzeczna i mnie posłuchasz to będę na Ciebie czekał z odtłuszczonym latte z dwiema łyżeczkami brązowego cukru. — i wtedy właśnie przegrał walkę. Zamknął oczy a na arenie rozległ się dźwięk wybuchu oznaczający jego śmierć.

Mój świat się rozpadł w ten jednej sekundzie. Wszystko ... chwila. Dlaczego trawa jest wciąż zielona? Dlaczego słońce wciąż świeci? Dlaczego ja wciąż oddycham? Dlaczego ptaki wciąż śpiewają? Skoro Jeremy nie żyje jak cokolwiek innego ma prawo istnieć? TO JEST PO PROSTU NIE SPRAWIEDLIWE! Łzy spływały stróżkami po moich policzkach podczas gdy na arenie rozległ się głos mężczyzny. "Róg obfitości ulegnie samozniszczeniu za dokładnie jedną i pół minuty." I rozpoczęło się odliczanie, któremu towarzyszyło znajome pikanie. Wiem czego chciał Jeremy ale ja nie zasługiwałam na życie. Zawiodłam go. Zawiodłam Ojca, Kapitol, Snowa, Peetę, Mamę, Jeremy'ego ... siebie. Powinnam była umrzeć już na samym początku. Odszukałam wzrokiem Peetę, który był jedynym pozostałym trybutem w okolicy. Reszta zabrała swoje plecaki i uciekła. Oprócz ósemki, która wciąż gdzieś tam leżała.

— Przepraszam za wszystko. — krzyknęłam starając się mówić wyraźnie. — Wiem, że powinnam powiedzieć więcej ale wszystko co teraz mogę z siebie wydusić to to, że musisz uciec stąd jak najdalej i wygrać. Słyszysz? Ja zostanę tutaj. Oboje wiemy, że nigdy tutaj nie pasowałam. — denerwujące pikanie wciąż odbijało się o moje uszy. Powinno poczekać aż Peeta usunie się stąd a potem skrócić moje męki. — Hej, Mellark. Tylko nie zrób nic głupiego. — dodałam jeszcze po czym zamknęłam oczy i opadłam na bezwładne ciało Jeremy'ego. — Czy chcesz, czy chcesz, pod drzewem skryć się? Tu zawisł ten, co troje zginęło z jego mocy. Dziwnie już tutaj bywało,nie dziwniej więc by się stało, gdybyśmy się spotkali pod wisielców drzewem o północy. — zaczęłam nucić wtulona w jego kurtkę. Oczywiście, że znałam słowa. Po tym jak dowiedzieliśmy się o tej zakazanej piosence, nauczyliśmy się jej i śpiewaliśmy ją na każdym spotkaniu naszej małej propagandy przeciwko Snowowi. Wtedy miała być tylko buntem. Teraz ... teraz nabrała miliony innych znaczeń. 


» ~ * ~ «

JEREMY WOOD

JEREMY WOOD

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

PRZYJACIEL

KOCHAJĄCY SYN

KAPITOLCZYK

TRYBUT

REBELIANT

(N I E) P I O N E K

» ~ * ~ «

❝PIONKI❞Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz