Rozdział VI.

258 16 3
                                    

_________________

PEETA

_________________


          — Nieważne dlaczego tu jesteś, ani skąd pochodzisz. Jesteś trybutem, jak my wszyscy — oznajmiłem spokojnie i ostatecznie skończyłem się bawić nożem, wbijając go w ziemię. 

        Męczyło mnie to, że nie mogę do końca powiedzieć tego, co myślę, męczył mnie obraz rodziny, która zapewne miała już pozycję na liście Snowa. Tak byłem zajęty swoimi myślami, że nie zauważyłem kiedy skończyła opatrywać mi dłoń. 

          Podniosłem spojrzenie z ręki na nią, zastanawiając się jak czasami może mnie traktować jak mieszkańca ostatniego, najmniej ważnego Dystryktu, który ma jej tylko pomóc przeżyć przez pierwszy etap Igrzysk, a jak w następnym momencie ratuje mnie z przepaści, albo zabiera kawałek swojego odzienia, by mi zrobić opatrunek. Czasami zachowywała się jakby była dwiema innymi osobami. Przypomniało mi się jak się przedstawiała. Użyła dwóch imion. Przez część drogi dywagowałem nad tym, czy to może było jedno imię, Sophiaclara? Potem zastanawiałem się, czy może mi coś umknęło i Clara należało do kogoś innego. Dlaczego Kapitolczycy nadawali swoim dzieciom dwa imiona? Jakby były takie wyjątkowe, że chcieli je naznaczyć ich żywotność wieloma określeniami. Dla mnie Sophia była dumną i wyniosłą Kapitolką, która wierzyła, że za chwilę zgarnie ją poduszkowiec.

          — Dzięki, Clara — uśmiechnąłem się z wdzięcznością. 

          Zgiąłem i wyprostowałem rękę, by dostosować opatrunek. Ściągnąłem wzrok z nieba, oglądając się za siebie. Dziwiłem się, że wciąż nie spała. Wyglądała jakby szukała sobie miejsca. Powstrzymywałem się przed powiedzeniem jej, że każda część tej jaskini wygląda tak samo. Moje głupie, spowodowane wymęczeniem uwagi i jej zdezorientowana mina sprawiły, ze zacząłem się śmiać. Nie zrozumiałem nic ze zdania, które wypowiedziała zanim zasnęła. Chyba mówiła przez sen. Może myślała, że jest w domu. 

          — Dobranoc, Sophie — szepnąłem i odwróciłem się znowu na granatowe niebo. 

          Zazdrościłem jej odpoczynku, sam z chęcią zwinąłbym się w kłębek na tej posadzce i przez kilka godzin zapomniał o panice i o tym, gdzie jestem. Wartownik był ze mnie kiepski, gdyby nie lodowate krople znaczące moje czoło, już dawno bym zasnął. Zerwałem się na równe nogi i przeszedłem wzdłuż wejścia. Rozpiąłem kurtkę, by otrzeźwić się zimnym powietrzem. Po pięciu minutach szczękanie zębami uniemożliwiło mi przysypianie. Dobrze, że dziewczyna zasnęła, bo śmiałem myśleć, że wyzwałaby mnie za ten przeszkadzający jej w odpoczynku dźwięk. Znowu rozśmieszyła mnie moja kąśliwa uwaga, ale po chwili stwierdziłem, że dam dziewczynie spokój. Zapewne zrozumie czym jest wdzięczność, gdy weźmie wartę jutro. Mogłem sobie wyobrazić jej oburzenie. Tak, Sophie, ja też muszę spać. Znowu się zaśmiałem. Dobra, to był ostatni raz.

          Chodziłem w tę i z powrotem, chcąc się nieco rozgrzać. Wypatrywałem końca lasu, w poszukiwaniu ewentualnego zagrożenia. W pewnym momencie usłyszałem kroki i prawie rzuciłem się na przechadzającego się jelenia. Od razu zrobiło mi się cieplej gdy zostałem sam. I nie potrzebowałem się rozbudzać. Znowu usiadłem i napiłem się wody. Nużyło mnie patrzenie się w czerń, więc przeniosłem wzrok na ziemię. Były w niej wytłoczone szerokie i długie odciski moich butów i małe i krótkie odciski butów Sophie. Wziąłem patyk i zamazałem nasze ślady, jakby ktoś zdecydował się po nich szukać. Przypomniała mi się dekoracja tortów. Nie zauważyłem nawet kiedy zacząłem rysować rozmaite obrazki, począwszy od jelenia, do konara, na którym zwisałem. Zmazałem swoje dzieła, gdy spostrzegłem się, że rysuję postacie. Widzowie nie musieli jeszcze raz oglądać Sophie wiszącej nad przepaścią. Postanowiłem namalować coś przydatnego i po kilkudziesięciu minutach nakreśliłem mapę tego, co już znaliśmy. Był Róg, Śmiertelna Polana, Zawalająca Się Jaskinia, Jaskinia Ze Szczurami, Jaskinia Bez Wejścia i Nasza Jaskinia. Z daleka wyglądało to jak odcisk buta bardzo wysokiej osoby. Na przykład Cato z Dwójki. Z tą myślą zasnąłem oparty o cieknącą ścianę, ściskając w ręce nóż i krótki patyk. 

❝PIONKI❞Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz