"Zniszczę cię na tej rozprawie"

393 51 27
                                    

- Jak to Pan Jordan? - spytałam ją, dość nie miłym tonem głosu. Byłam bardzo zdenerwowana, czego może ode mnie chcieć mój szef, właściciel całej kancelarii.

- Siedzi od piętnastu minut u Pani w gabinecie, czeka na Panią. - Zrobiłam się cała czerwona, łapałam łapczywie powietrze, a nadal miałam wrażenie, że mi go brakuje. Moje ręce zaczęły się pocić, a serce waliło jak oszalałe. Musiał przyjść akurat dziś, nigdy się nie spóźniłam, a gdy zdarzyło mi się to pierwszy i oczywiście ostatni raz, on przychodzi. Poprawiłam dłońmi swój strój, wygładzając drobniutkie zagniecenia, które utworzyły się przez drogę i pewnym ruchem otworzyłam drzwi. Jak na kulturalnego mężczyznę przystało, gdy tylko mój szef mnie zobaczył, wstał i ujął moją dłoń, witając się.

- Co Pana sprawdza do mnie? - spytałam, odkładając torebkę. Usiadłam na swoim fotelu przy biurku, wyczekując odpowiedzi. Otworzyłam przez ten czas klapę od laptopa i go odpaliłam.

- Jest sprawa, duża sprawa, która może przynieść milionowe zyski. - Nie mogłam uwierzyć w jego słowa, zawsze nasza kancelaria miała duże zarobki, ale milionowe?

- Jest Pan pewien swoich słów? - spytałam, aby się upewnić. To co mówił brzmiało absurdalnie.

- Tak Demi, ta sprawa może sprawić, że dostaniesz tyle pieniędzy ile normalnie możesz zarobić w około trzy lata. - To było jak spełnienie marzeń. Mieliśmy z Matthew tyle planów. Fakt nasze zarobki były bardzo duże, jednak wiadomo im człowiek ma wyższe zarobki, tym wyższe wymagania.

- Mógłby mnie Pan wtajemniczyć? - uśmiechnęłam się na samą myśl, o tak ogromnych pieniądzach. Byłam świetnym prawinikiem, więc bezproblemowo uda mi się to wygrać. Z resztą mój szef bez powodu nie zawitał akurat do mojego biura, skoro miał pare kancelarii i dziesiątki pracowników.

- Zapewne kojarzysz Pana Logana Hendersona? - na samo nazwisko moje oczy rozszerzyły się, jak można go nie znać. Jest to jeden z kluczowych polityków w państwie, jego wizerunek jest nieskazitelny. Zawsze elegancki, nigdy opryskliwy, przez co zgłosił swoje zainteresowanie kolejnymi wyborami na głowę państwa.

- Oczywiście, że tak. - Kiwnęłam głową, byłam ciekawa czego tak ważna osoba, może chcieć od naszej kancelarii.

- Pan Henderson zdradził żonę z jedną z pracownic swojego gabinetu. Oczywiście, gdy Pani Henderson dowiedziała się o tym wniosła pozew o rozwód. Nasz klient chce, żeby było załatwione to w nieco inny sposób, niż wybrała jego małżonka. Mianowicie chodzi mu o rozwód z jej winy. - Słuchałam uważnie, notując wszelkie niezbędne, wstępne informacje.

- Ciężka sprawa, rozwiązanie małżeństwa jest ewidentnie z jego winy. Jednak przyjmuję ją. Niech Pan Henderson przyjdzie do mnie z pozwem, który dostał, albo ewentualnie prześle kopię mailem. Muszę się dokładniej z nim zapoznać, żeby przechylić szalę na naszą korzyść. - Uśmiechnęłam się lekko, układając w głowie świetny plan na wygranie tej sprawy. Już niejednokrotnie udawało mi się wygrywać, rzekomo niemożliwe sprawy. Pożegnałam się z moim szefem, który poinformował mnie ówcześnie, że jeszcze dziś dostanę dokumenty.

~~~

Dochodziła godzina osiemnasta, a ja nadal siedziałam w pracy. Ostatnie tygodnie są szczególnie trudne, masa spraw, ludzie popełniają zbrodnie, rozwodzą się, sądzą dużo bardziej niż parę miesięcy do tyłu. Pisałam właśnie kolejny pozew od klienta, gdy dostałam powiadomienie o kolejnym mailu. Odruchowo otworzyłam pocztę, a moim oczom ukazał się mail z imieniem i nazwiskiem mojej największej życiowej szansy, czyli Pana Hendersona. Otworzyłam wiadomość, w której załączniku był pozew. Wstępnie przeczytałam parę słów od pozwanego, czyli mojego klienta, jego wymagania no i oczywiście jego wersję wydarzeń. Pobrałam załącznik i od razu włączyłam opcję drukowania. Parę minut później miałam w rękach pozew, czytałam go uważnie. Jego żona musi być niesamowicie pazerna, ponieważ zażyczyła sobie wszystkiego i to dosłownie. Mój wzrok zatrzymał się na podpisie kancelarii, z której przyszło pismo. Zrobiło mi się gorąco, a oczy rozszerzyły się, gdy zobaczyłam podpis adwokata Pani Henderson. To musiał być kiepski żart, bo jak inaczej wyjaśnić fakt, że widniało tam nazwisko Jonas? A dokładniej Joseph Jonas. Wzięłam ten pozew i w przypływie energii wyszłam ze swojego biura, przebiegłam przez ulicę, przez co ledwo uszłam z życiem, ponieważ akurat teraz jest tutaj największy ruch, ludzie wracają z pracy, takie typowe godziny szczytu. Weszłam do sąsiedniego budynku, nie czekałam już nawet na windę, tylko wbiegłam po schodach. To nie był, aż tak dobry pomysł, ten cymbał miał biuro na czwartym piętrze, a moje szpilki nie współgrały ze schodami. Dość zmęczona, znalazłam się na piętrze, gdzie Jonas miał gabinet.

- Pan Jonas jest zajęty. - Zatrzymała mnie jedna z recepcjonistek.

- Nie obchodzi mnie to. - Strząchnęłam jej rękę z mojego ramienia i dumnie poszłam przed siebie.

- Ale Pan Jonas ma gościa. - Próbowała desperacko mnie zatrzymać, ale szczerze mówiąc miałam naprawdę gdzieś czy ten debil ma dla mnie czas, czy też nie. Otworzyłam drzwi z impetem i bezczelnie weszłam do środka bez pukania.

- Jonas ty... - Nie zdąrzyłam dokończyć, ponieważ moje oczy zaczęły piec, ujrzałam jego w całej okazałości i to dosłownie. Miał opuszczone spodnie, a z jego ust wydobywał się jęk, gdy posuwał dziewczynę, która zgięta była na biurku.

- Lovato. - Był tak spanikowany, że po chwili zaczęło mnie to śmieszyć. Nerwowo zapinał spodnie, a dziewczyna podciągała majtki i opuszczała spódnice. Spojrzałam na nią, kojarzę tę twarz, ale nie mam pojęcia skąd.

- Sophie wyjdź - warknął zły, a dziewczyna pokiwała głową i cała czerwona opuściła gabinet. Gdy przechodziła obok mnie przyjrzałam się jej twarzy, teraz już wiem kim była. Pracowała kiedyś w naszej kancelarii jako sekretarka, jednak szef Jonasa zaproponował jej większą stawkę i dosłownie przekupił ją. Zwolniła się i od prawie roku jest oddaną pracownicą konkurencyjnej kancelarii. Powiedziałabym, że jest bardzo oddaną pracownicą, z naciskiem na bardzo.

- Ładnie to tak zabawiać się z koleżanką z pracy? - spytałam, gdy tylko drzwi się zamknęły - wiesz nasuwa mi się na myśl artykuł sto dziewięćdziesiąty dziewiąty kodeksu karnego, chyba nie muszę ci tłumaczyć czego dotyczy. - Uśmiechnęłam się i bez pytania zajęłam miejsce w fotelu naprzeciwko niego.

- Chyba nie muszę ci przypominać, że dotyczy to molestowania w pracy, a jak widziałaś ona nie czuła się molestowana. - Poprawił krawat. Znowu ma rację, brawo Lovato.

- Co to ma znaczyć? - zmieniłam temat, rzucając mu na biurko pozew.

- Jak mniemam pozew sądowy, a co czytanie ze zrozumieniem przekracza twoje kompetencje? - zerknął tylko na nazwisko pozwanego i od razu wiedział o co mi chodzi.

- Czemu ciągle robisz mi na złość? - spytałam, ponownie zabierając dokument.

- Taką mam pracę, a ty nadal nie umiesz pogodzić się z tym, że jesteś ode mnie słabsza, gorsza, mniej doświadczona, jesteś tylko kobietą. - Patrzył na mnie z tym swoim irytującym uśmieszkiem.

- Szowinistyczna świnia - prychnęłam wstając.

- Feministka. - Zaśmiał się, wyraźnie ubawiony moim zdenerwowaniem.

- Zajmij się lepiej pracą, a nie wykorzystywaniem niewinnych dziewcząt. - Odwróciłam się i już miałam wychodzić, gdy jeszcze zatrzymał mnie jego głos.

- Masz takie ładne usta, a podkreślone czerwoną szminką nadawały by się do czegoś innego, niż bezsensowne gadanie. - Bezczelny!

- Zniszczę cię na tej rozprawie. - Wyszłam nie czekając na odzew z jego strony. Teraz miałam tylko i wyłącznie jeden cel, pogrążyć Jonasa na rozprawie tak, aby nie znalazł pracy w swoim zawodzie już nigdy więcej.

⇦⇧⇨⇩⇦⇧
Hejoo, akcja powoli nam się rozkręca, a ja nadal nie tracę weny i piszę nowe rozdziały jak automat. Cieszę się, że tak pozytywnie odbieracie to opowiadanie.
Jeżeli są jakieś błędy to piszcie, sprawdzałam rozdział w nocy, więc możliwe że coś przegapiłam.
Do kolejnego i życzę wam miłej, udanej majówki, a wszystkim, którzy piszą maturę życzę jak najlepszych wyników!  *-*

Legal Love  ||D.LovatoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz