- Dem, o co ci chodzi? Chciałem być miły. - Nie wiedziałam co w niego wstąpiło, to nie ten Jonas, którego znam.
- Daruj sobie, bo na ciebie też wniose pozew - powiedziałam, kierując się w stronę drzwi.
- Zaczekaj. - Nawet nie wiem kiedy, a znalazł się tuż za mną, łapiąc mnie za dłoń. - Nie jestem taki zły.
- Odczep się, czego nie potrafisz zrozumieć? - wyrwałam rękę i wyszłam zła.~~~
JOE
- Odczep się, czego nie potrafisz zrozumieć? - jej ton głosu, wskazywał na zirytowanie. Wyszła, a ja jeszcze przez chwilę mogłem przyglądać się jej pośladkom, które idealnie opinała spódnica. Usiadłem przy biurku, biorąc w rękę mój telefon. Wybrałem numer do Edwarda, czyli mojego szefa. Po paru sygnałach odebrał.
- Czego Jonas? - spytał jak zawsze, nawet nie siląc się na jakiekolwiek uprzejmości typu dzień dobry.
- Nie dam rady - powiedziałem tylko tyle, przekręcając w drugim ręku pudełko, które mi oddała.
- Jak to nie dasz rady? - uniósł głos.
- Ona jest zbyt niedostępna, próbuje ciągle jakoś się do niej zbliżyć, za każdym razem dostaje kosza, delikatnie mówiąc - wyjaśniłem mu.
- Słuchaj Jonas. Gówno mnie obchodzi jak to zrobisz masz ją rozkochać, wykorzystać i zostawić. Masz na to czas do pierwszej rozprawy Hendersonów, w innym przypadku szukaj sobie innej pracy. - Rozłączył się, nie czekając nawet na odpowiedź z mojej strony. Zakląłem pod nosem, dobrze wiedziałem, że on nie żartuje. Zwolniłby mnie od razu, bez żadnych problemów, a gdybym jeszcze jakimś cudem przegrał te sprawę, nie znalazłbym pracy w całych Stanach Zjednoczonych. Z resztą, gdzie indziej dostałbym posadę w tak prestiżowej kancelarii, najlepszej w LA, no dobra jednej z dwóch najlepszych.
- Myśl Jonas. - Rozmasowywałem sobie skronie. Co lubią dziewczyny? Nigdy nie zabiegałem o żadną, same przychodziły. Biżuteria? Odpada, dostała cholernie drogą bransoletkę i oddała ją bez zawahania. Łatwiej byłoby, gdyby nie miała tyle pieniędzy, biedna dziewczyna to stanowczo łatwiejszy cel. Wziąłem do ręki słuchawkę od telefonu i wezwałem do siebie te małą, blond zdzire, która ostatnio nie przyniosła mi kawy, za co oczywiście jeszcze nie odpokutowała. Pojawiła się w moim gabinecie po upływie może trzydziestu sekund.
- Coś się stało? - spytała przejęta, spuściła wzrok na swoje dłonie, którymi nerwowo się bawiła.
- Ostatnio nie miałem kawy, gdy przyszedłem do pracy. - Przyglądałem się jej reakcji, chciałem specjalnie wprowadzić ją w jeszcze większe zakłopotanie.
- Z całym szacunkiem, ale zaczynam pracę od ósmej, a był Pan tutaj sporo przed. - Pyskata dziwka, powinna przeprosić, a nie jeszcze się bronić. Zacisnąłem ręce na krawędzi biurka, żeby jej czegoś nie zrobić, nie powiedzieć.
- Co lubią kobiety? - zmieniłem temat, chcąc zapomnieć jak przed chwilą się do mnie odezwała.
- Biżuterię, kwiaty, kolację przy świecach, niespodzianki, drogie ubrania, samochody. - Przerwałem jej, była typową kobietą, której wystarczyło pokazać parę zer na koncie, żeby były twoje. To był problem, Demi kompletnie nie obchodziły moje wyciągi z banku, ale może kwiaty i kolacja?
- Podejdź tutaj. - Wskazałem miejsce przed sobą, a drobna blondynka bez protestu wykonała moje polecenie. - Jeszcze raz okażesz mi brak szacunku, a będziesz klęczeć przy mnie i ssać na przeprosiny mojego kutasa - powiedziałem bez emocji, a ona zrobiła się cała czerwona. Pokiwała głową i dosłownie wybiegła z mojego gabinetu. Zaśmiałem się, jej zachowanie było takie dziecinne. Otworzyłem mój notatnik, upewniając się, że przez najbliższe parę godzin nie mam żadnego spotkania, przez które byłbym przykuty do biura. Wyjąłem z teczki portfel, chowając go do wewnętrznej kieszeni marynarki. Wyszedłem z biura, informując blondynkę za ile mniej więcej wrócę. Udałem się do pierwszej lepszej kwiaciarni. Stałem przed wielkim wyborem, były tu setki gatunków roślin. Wyjąłem telefon i wybrałem numer do mojego najlepszego kumpla, a zarazem brata.
- George, musisz mi pomóc - powiedziałem od razu przechodząc do rzeczy.
- Co tym razem? - spytał znudzony, zawsze mi doradza, praktycznie w każdej możliwej kwestii, dlatego też pewnie ma tego dosyć.
- Jakie kwiaty lubią kobiety? - po drugiej stronie usłyszałem cichy plask ręki, co mogło świadczyć tylko tyle, że George właśnie pacnął się w czoło z załamania.
- Jonas, jak ty możesz być moim bratem. - Zaśmiał się, a ja nerwowo go poganiałem. Nie miałem całego dnia, nie byłem pieprzonym lekarzem jak on.
- Kup najlepiej czerwone róże, a teraz wybacz mam pacjentkę. - Rozłączył się, a ja po jego tonie głosu byłem pewien, że nie była to zwykła pacjentka.
- Poproszę bukiet, ale taki naprawdę wielki bukiet czerwonych róż. - Zwróciłem się do starszej Pani, stojącej za ladą. Wyglądała na sympatyczną, uśmiechnęła się patrząc na mnie, a ja poczułem się zmieszany.
- Do jakiej kwoty? - spytała, ucinając kawałki tasiemki dekorującej.
- Cena nie gra roli, chce najdroższe i najbardziej atrakcyjne róże jakie tutaj Pani ma, bukiet ma być naprawdę pokaźnych rozmiarów. - Wyjąłem kartę, położyłem ją na ladzie. Kobieta tylko kiwnęła głową i wyszła na zaplecze.
Po ponad dwudziestu minutach wyszła z zaplecza. W rękach trzymała gigantyczny bukiet, który zakrywał całą ją. Nie jestem pewien ile dokładnie było tam kwiatów, ale na moje prawnicze oko, gdzieś z czterdzieści. Nie spytałem nawet ile kosztuje mnie ta przyjemność, dotknąłem kartą czytnik i wyszedłem, gdy kobieta chciała dać mi potwierdzenie. Zachowałem się trochę jak cham, nie podziękowałem nawet. Od razu udałem się do kancelarii Demi. Wszedłem do jej firmy, oczywiście ochroniarz zatrzymał mnie, wypytując po co i do kogo idę, niczym przesłuchanie na komisariacie.
- Pani Lovato jest zajęta. - Jej asystentka stanęła przede mną, czy serio ta mała brunetka myślała, że zatrzyma mnie? Skoro chciałem tam wejść, to nic nie było w stanie mnie powstrzymać.
- Nie interesuje mnie to. - Minąłem ją, stałem przed drzwiami, próbując je otworzyć, jednak z tymi kwiatami nie należało to do łatwych czynności. W końcu uporałem się z klamką i pewnie zrobiłem krok do przodu.
- Demi ja naprawdę nie chciałem - powiedziałem na wejściu, nie widziałem nawet jej twarzy i powodu dla, którego była rzekomo tak bardzo zajęta. Kątem oka dostrzegłem jej biurko, nieudolnie podszedłem do niego kładąc na nim kwiaty. Gdy tylko moje pole widzenia zrobiło się większe, mogłem zobaczyć jej całą czerwoną twarz i to wcale nie ze wzruszenia. Była wściekła, zaciskała te swoje małe piąstki, gdyby wzrok mógłby zabijać, leżałbym trupem. Spojrzałem na krzesło, które było naprzeciwko niej, a obok mnie i wszystko zrozumiałem.⇦⇧⇨⇩⇦⇧
Hej. Długo zbierałam się do dodania tego rozdziału, dosłownie od rana. Jednak te wszystkie dzisiejsze zdarzenia, po prostu mnie dobiły. Jak można być takim potworem, żeby odebrać życie tylu niewinnym osobom? Denerwują mnie do tego ludzie, którzy zamiast wspierać Ariane, rodziny zaginionych/zabitych/rannych, interesują się tylko i wyłącznie pieniędzmi za bilety. Halo, ja też mam bilet na 31 maja i aktualnie nawet nie myślę o tym, że wydałam na niego pieniądze, a raczej moja rodzina. Dla mnie to wszystko jest chore i szczerze mam nadzieję, że zarówno Ariana, jak i Ci wszyscy ludzie pozbierają się po tym wszystkim.
Wybaczcie, ale musiałam to z siebie wyrzucić. No i oczywiście mam nadzieję, że rozdział wam się podoba, a kolejny pojawi się w nieco przyjemniejszych okolicznościach.
CZYTASZ
Legal Love ||D.Lovato
Fanfiction- Jonas. - Wparowałam jak burza do jego gabinetu. - Lovato naruszenie miru domowego artykułu sto dziewięćdziesiątego trzeciego kodeksu karnego - powiedział nie odrywając oczu od dokumentów. Dwóch świetnych prawników, pracujących w konkurencyjnych...