"Nie wrócisz do zawodu"

238 34 20
                                    

- Ty chyba sobie ze mne żartujesz - szepnęłam prosto w jego usta, wiedziałam, że planuje mnie pocałować. Fakt był taki, Jonas to przystojny mężczyzna, ale ja mam faceta, którego kocham. Wiem, że powtarzam to już któryś raz z kolei, ale taka jest prawda. Nie wiem co on sobie wyobraża, nie dostanie tego co chce. Tym wszystkim tylko skutecznie podsyca moją złość i nienawiść do jego osoby. Stałam jak wryta, nadal nie mogąc zrobić nawet kroku. Czułam się osaczona, przez jego bliskość.

- Przestań, dobrze wiem, że chcesz tego równo mocno co ja. - Nie czekając na moją odpowiedź, przybliżył się do mnie i szybko połączył nasze usta w pocałunku. Na początku nawet przez myśl nie przyszło mi odwzajemnianie tego gestu, jednak im mocniej napierał, tym mniej siły miałam, żeby się przed tym bronić. Jego ręce zwinnie złapały mnie pod pośladkami i uniosły, sadzając na biurku. Napierał coraz mocniej na moje usta, a ja nie wiele myśląc, pozwałam mu na to. Jego język przejechał po moich wargach, które pod wpływem jego nachalności, lekko uchyliłam, dając mu tym samym dostęp do pogłębienia pocałunku. Ocknęłam się, gdy jego ręka sprawnie zaczęła podciągać moją spódnicę wyżej. To był moment, w którym dotarło do mnie co właściwie robię, w końcu mogłam się obronić i posłać go do diabła. Odepchnęłam go, zeszłam z biurka.

- Nigdy więcej tego nie rób. - Otarłam dłonią usta, dając mu tym samym do zrozumienia jak bardzo zniesmaczona jestem tym pocałunkiem.

- Oj przestań udawać mała. - Jego słowa zadziałały na mnie jak płachta na byka, nie cierpię gdy faceci mówią do mnie takie rzeczy. Oczywiście Matthew to wyjątek, ale on jest moim facetem, więc może sobie pozwolić na dużo więcej niż jakiś tam Jonas. Podszedł do mnie, zapewne znów chcąc mnie pocałować. Wyobraźcie sobie jakie zdziwienie musiało go ogarnąć, gdy moja dłoń napotkała jego policzek. Mówiąc krócej uderzyłam go z całej swojej siły, może nie było jej dużo, ale liczy się gest, prawda?

- Żartujesz sobie ze mnie? - złapał się za zaczerwienione miejsce. Chciało mi się śmiać, patrząc na jego zdenerwowanie i zdezorientowanie.

- Tam masz drzwi, bądź tak miły, użyj ich i wyjdź. - Potarłam obolałą rękę, minęłam go i otworzyłam drzwi, gestem ręki pokazując mu, że ma wyjść.

- Nie wygrasz ze mną, a teraz straciłaś ostatnią szansę na pojednanie. - Zaśmiał mi się prosto w twarz, cmoknął mnie w policzek i wyszedł. Trzasnęłam za nim drzwiami i zaczęłam energicznie pocierać policzek, żeby zetrzeć głupie uczucie jego ust. Z dnia na dzień robił się coraz gorszy, ale to chyba dobrze, dzięki temu miałam jeszcze większą ochotę zniszczyć go.

-------

Stałam przed lusterkiem, uważnie przyglądając się swojemu odbiciu. Czerwona sukienka do połowy ud, idealnie opinała moje lekkie krągłości, tak nie byłam typowym wieszakiem na ubrania, ale równocześnie nie miałam z tym najmniejszego problemu. Wybrałam do tego czarne, naprawdę wysokie szpilki. Włosy miałam krótkie, więc z nimi nie miałam co kombinować, zostawiłam je w stylowym nieładzie. No i dopełnienie całości, czyli mocny, wyrazisty makijaż. Ostatnie dociągnięcie czerwoną szminką i byłam gotowa do wyjścia.
- Demi - krzyknął, wchodząc do domu.

- Gotowa już jesteś? Za czterdzieści minut musimy być w restauracji. - Wszedł do pokoju, widziałam jego odbicie w lusterku. Odziany w czarny, idealnie dopasowany garnitur, wyglądał jak modele z okładek magazynów. Dwudniowy zarost dodawał mu męskości, co cholernie na mnie działało.

- Wyglądasz tak dobrze. - Uśmiechnęłam się, odkręcając w jego strone. Nie wiem jak to zrobił, ale odległość, która nas dzieliła została przez niego pokonana w ułamku sekundy.

- Ty wyglądasz dużo lepiej. - Objął mnie i jak zawsze jego rączki sprawnie pognały wzdłuż kręgosłupa, aż złapał w dłonie moje pośladki, żeby za chwilę je ścisnąć.

- Matt bierz łapki, bo jak tak dalej pójdzie to oboje wiemy, że nie dotrzemy do restauracji, a jestem już troszkę głodna. - Zaśmiałam się. Matt złożył na moich ustach krótko pocałunek i wyszliśmy.

~~~~

Siedzieliśmy w drogiej restauracji, miejsce przy oknie, przywołało u mnie wspomnienia, o których niekoniecznie chciałam pamiętać. Kolacja z Jonasem, nie dość, że siedzieliśmy przy oknie, to jeszcze w tej samej restauracji. Uśmiechałam się głupio i kiwałam głową, udając, że z uwagą go słucham. W sumie nawet nie wiem o czym do mnie mówił. Moja głowa, była pełna myśli, niestety żadna z nich nie dotyczyła mojego faceta. Wszystko czemu teraz poświęcałam moją uwagę to sprawa Hendersona, no i co za tym idzie ten dupek - Jonas.

- Czy ty mnie w ogóle słuchasz? - spytał, wpatrując się we mnie intensywnie, tymi pięknymi, lazurowymi oczami. Kiwnęłam kolejny raz głową, na znak tego, że go słucham.

- Więc co myślisz o moim pomyśle? - chyba wpadłam, nerwowo ściskałam w rękach serwetkę.

- Świetny, jak każdy twój. - Uśmiechnęłam się, myśląc że naprawdę dobrze wybrnęłam.

- To dobrze, myślałem, że będziesz wściekła. - Dotknął mojej dłoni, która leżała na stoliku. Złapał ją i delikatnie muskał kciukiem, wykonując okrągłe ruchy. Działało to na mnie kojąco.

- Nie potrafię się na ciebie złościć - powiedziałam, chcąc skończyć ten cały temat, na który kompletnie nie miałam pojęcia. Spojrzałam na Matthew, znałam go tak dobrze, mogłabym nawet powiedzieć, że wiedziałam o nim wszystko, patrząc na niego potrafiłam rozpoznać jaki ma humor, co planuje zrobić. Teraz wiedziałam, że on niestety nie planuje porzucić tego tematu.

- Więc jak skończysz sprawę z Hendersonem, wyjedziemy na długie wakacje, będziemy mieli tyle pieniędzy, że ty nie wrócisz do zawodu, a ja będę mógł spokojnie pracować w firmie, nie martwiąc się, że jakiś idiota kręci się koło mojej kobiety. - Zaraz, zaraz...co?!  Co on do cholery powiedział? To chyba kiepski żart, a co gorsze przez moją nieuwagę, przytaknęłam na to. Już otwierałam usta, żeby się najzwyczajniej w świecie z nim pokłócić o to, gdy słusznie zauważyłam jak duża liczba osób jest tutaj. Stwierdziłam, że możemy odłożyć ten temat na później, niech chociaż przez chwilę się pocieszy, dam mu żyć nadzieją. Zamknęłam usta, przybrałam jeden z moich sztucznych uśmiechów i pokiwałam głową, żeby uniknąć jasnej odpowiedzi.

- Moi rodzice zaprosili nas jutro na obiad. - Uśmiechnął się, a ja myślałam, że eksploduje. Nie to, żebym odczuwała jakąś niechęć do Państwa Hemingway, och kogo będę okłamywać...nie cierpię tych ludzi. Matka Matthew jest jeszcze do zniesienia, za to jego ojciec to prawdziwy potwór. Opryskliwy, wiecznie wywższający się biznesmen, który uważa, że pozjadał wszytskie rozumy. Na samą myśl o spędzaniu z nim czasu, robiłam się wściekła.

- Kochanie, ja wiem, że nie lubisz mojego ojca, ale proszę cię. - Spojrzał na mnie, robiąc te swoje zbite oczy. Nie umiałam mu odmówić, dlatego skinęłam głową na tak. Wiedziałam, że godząc się na to, sama pcham się w szczęki tej hieny, ale czego nie robi się dla miłości, prawda? 

⇦⇧⇨⇩⇦⇧
Dzień dobry!
Na wstępie bardzo dziękuję, że przypominacie o rozdziałach. Kurcze dodaje kolejny, a w zapasie mam tylko...jeden!  Co się ze mną dzieje?!  Zamiast pisać rozdziały, wychodzę sobie z domu. Uuuuu zła Monika! Tak całkiem serio...muszę zacząć pisać :/
Do kolejnego ^^

Legal Love  ||D.LovatoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz