05

345 36 1
                                    

Czasami jedno spojrzenie może prześladować przez całe życie.

- No - zająknęłam się. Cała złudna pewność siebie zniknęła - szukam pracy. Potrzebuję pieniędzy.
- Każdy potrzebuje forsy - zaśmiał się nieznajomy. To mnie nieco rozluźniło. Rozbawienie przyćmiło agresję.
- Wiem, ale ja...
- Ale lepiej żebyś mnie nie rozgniewała. Mam ci załatwić pracę? Z choinki się urwałaś?
- Mam dużo znajomych - spróbowałam ponownie - mógłbyś mieć niezłe zyski.
Mężczyzna roześmiał się gwałtownie, a ja straciłam wszelkie nadzieje. Zresztą byłam głupia, że myślałam o dostaniu tej pracy.
- Spróbuj w burdelu. Albo na ulicy.
- Proszę - burknęłam zdesperowana.
- Ty wiesz co to znaczy handel narkotykami? Wiesz dlaczego dziewczyny nigdy się tym nie zajmują? Bo to miękkie pizdy.
- Ja nie jes...
- Co jest grane? - przerwał mi wysoki mężczyzna. Podszedł do nas, przywitał się z moim rozmówcą, a mnie zmierzył wzrokiem. Coś w rodzaju niepokoju przewinęło mu przez twarz, co szybko zostało zastąpione uśmiechem. Skądś poznawałam jego głos.
- Wyobraź sobie, że ta małolata chce sprzedawać narkotyki.
- Wow - rzucił nowy nieznajomy - desperacja wyższego stopnia.
- Adam, zróbmy jej coś. Niech ma nauczkę, że do nas się nie podchodzi - zaproponował kolega Adama. Przynajmniej poznałam imię jednego z nich. Mimo wszystko panicznie bałam się reakcji Adama. Czekałam na nią jak na wyrok.
- Brałaś kiedyś? - ten zaś uniósł brew do góry. Błysk w jego jasnej tęczówce pozwolił mi rozpoznać w nim kolegę Pawła. Wzdrygnęłam się. Stałam przy niebezpiecznych typach, którzy w każdej chwili mogliby mnie zabić. Powaga sytuacji dopiero teraz do mnie dotarła.
- Nie - wydukałam nieśmiało. Obydwaj wybuchnęli ironicznym śmiechem. Spuściłam głowę na dół.
- To nie mamy o czym gadać - uśmiechnął się Adam - laski nie nadają się do tej roboty.
- Dobrze - burknęłam przestraszona.
- Możesz spróbować na ulicy, jeśli jesteś aż tak zdesperowana - rzucił mój niedoszły pracodawca.
- Mama nie chce dać pieniążków na nowe ubrania i przeżywasz bunt? - spytał cynicznie Adam. Spojrzał mi prosto w oczy, a tępy uśmieszek powoli zaczął znikać z jego twarzy. Zezłoszczona tym sarkastycznym pytaniem odwróciłam się, by ruszyć do klubu. Poczułam mocny uścisk na nadgarstku.
- Lepiej stul dziób, jeśli już byś chciała w ramach zemsty nas wsypać.
- Nie wsypię - syknęłam z bólu piekącego nadgarstka. Pozwolili mi odejść. Odetchnęłam z ulgą. Nigdy tak bardzo się nie bałam.

Niechętnie wróciłam do domu. Księżyc towarzyszył mi pokrzepnie.
- Znowu się nachlałeś - słyszałam głos mamy dochodzący z sypialni.
- Daj mi spać, kobieto - wymamrotał ojciec - nie denerwuj mnie!
Pospiesznie weszłam na górę, aby nie słyszeć jego głosu. Obrzydzał mnie. Próbowałam zasnąć, impreza niekoniecznie była taka, jaką sobie ją wyobrażałam. Rozmowa z nieznajomymi wprowadziła mnie w zły nastrój. Wtedy bardzo chciałam wydostać się z tego domu. Nie miałam pojęcia, jak to zrobić.

Rano mama poprosiła mnie, bym zawiozła jej autem ojca do urzędu pracy. Początkowo nie zgodziłam się; fakt spędzenia z tym człowiekiem dwudziestu minut przyprowadzał mnie o mdłości. Widząc jednak wzrok rodzicielki, wsiadłam bez słowa do samochodu. Droga upłynęła nam w milczeniu, ojciec odezwał się do mnie dopiero po powrocie z urzędu.
- Skocz jeszcze do sklepu - rozkazał.
- Po co? - odpaliłam Toyotę.
- Nie pytaj, tylko jedź. Do pobliskiego - powiedział ojciec, a ja posłusznie skręciłam w prawo. Bałam się go. Demony przeszłości nie pozwalały mi zapomnieć. Mimo mojego wieku, wciąż miałam wrażenie, że zaraz zbije mnie pasem. Albo kijem. Rany zawsze łagodziła potraktowana pięściami mama. Ran duszy jednak nie da się załagodzić. Nie po czymś takim.
(...) czekałam oparta o samochód. Przyglądałam się uparcie białym trampkom. Ruch o tej porze dnia był mniejszy. Większość siedziała w pracy lub szkole. Tylko mój ojciec wychodził teraz z widoczną butelką czystej w siatce. Obudziła się we mnie wściekłość.
- Pieprzony alkoholik - syknęłam do siebie. Podszedł do mnie i podał mi siatkę.
- Trzymaj to.
- Oszalałeś - oddałam mu nerwowo, ten zaś zdziwił się, przygryzając wargę. Nie znosił sprzeciwu.
- Rób, co ci każę! - wrzasnął. Ojcowski krzyk przeraził mnie na tyle, że odsunęłam się parę kroków.
- Nie jestem już twoją własnością.
- To się kurwa przekonamy - wycedził, a następnie usiłował mnie szarpnąć.
- Najpierw zarób, a później dopiero kupuj alkohol.
Udawałam spokojną do momentu, kiedy nie chciał mnie uderzyć. Odchyliłam się, a wargi zaczęły mi zdradziecko drżeć.
- Jakiś problem? - usłyszałam za sobą. Poznałam ten głos. Adam.

Pozwól namOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz