O. Prolog

682 76 32
                                    


Życie maturzysty nie jest zbyt kolorowe

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Życie maturzysty nie jest zbyt kolorowe. Codzienne sprawdziany, poprawki, dodatkowe zajęcia i projekty dopełniające. A to wszystko tylko po to, żeby później zrobić z nas ludzi. Nauczyć nas, jak żyć, jak samemu sobie radzić, pomagać innym i kochać. Mimo wszystko tylko niewielka część społeczeństwa dziękuje za te złote rady, którymi obdarowują nas rodzice i wychowawcy. Wielu nastolatków w moim wieku woli po prostu wyjść na miasto zabawić się i poszukać sobie kogoś na jedną noc. Dopiero później zaczynają się narzekania nad słabo napisaną maturą i zbyt małą ilością punktów, które pozwoliłyby im dostać się na ich wymarzone studia. Ale... Kim ja jestem, żeby tak mówić? Nie jestem jednym z tych imprezowiczów szukających kogoś na jedną noc. Nie jestem też żadnym prymusem. Jestem po prostu zwykłym dziewiętnastoletnim chłopakiem z klasy maturalnej, który przez swoją upartość założył się z przyjacielem o to, że dostanie się na medycynę. Studia są trudne, owszem, ale nie narzekam. Zawsze uczyłem się dobrze, żeby nie powiedzieć, że bardzo dobrze. Po prostu leciałem na samych czwórkach i od czasu do czasu udało mi się zdobyć wyższe oceny, co wcale nie było dla mnie trudne. Po prostu czasem nie chciałem się uczyć. Książki i szkoła kojarzyły mi się... źle. Od zawsze byłem dla miejscowych obcokrajowcem. Kimś, kim mogli pomiatać, a ja wcale nie protestowałem. Nie byłem taki, jak oni. Byłem inny.

Byłem gorszy.

Ślęcząc kolejną godzinę nad książką od biologii postanowiłem zrobić sobie krótką przerwę. Czekało mnie jeszcze przynajmniej pół nocy nauki, ponieważ nasza biologica postanowiła zrobić nam "niezapowiedziany" sprawdzian z całego roku. I to nie tak, że ona nas o nim uprzedziła. Oczywiście, że nie. Po prostu dowiedziałem się o nim całkiem przypadkiem, kiedy z jej ukochanej granatowej teczki wypadła jej kartka, a ja jako wzorowy uczeń postanowiłem jej są podać. Dzięki czemu mogłem pomyślnie zdać nieziemsko trudny sprawdzian, które kobieta uwielbiała robić. Wyszedłem ze swojego pokoju i ruszyłem do kuchni dzielonej z moimi dwoma współlokatorami- Baekhyunem i Minseokiem. Właściwie byli oni jedynymi osobami, które nie wyśmiewały mnie w szkole za moją narodowość, która o dziwo innym przeszkadzała. Przyzwyczaiłem się do złego traktowania. To nie było nic nowego. W poprzedniej szkole w Chinach mimo wszystko i tak byłem popychadłem. Być może to z powodu mojej dziewczęcej urody albo mojej orientacji. Byłem homo, ale nie wstydziłem się tego. 

Jestem takim samym człowiekiem, jak inni  i mam prawo do miłości.

Zatrzymałem się na chwilę w korytarzu i poprawiłem swoje ciemnobrązowe, niemal czarne włosy przeglądając się w lustrze. Jest dobrze. Gorzej nie będzie- pomyślałem i ruszyłem wgłąb mieszkania. Wchodząc do kuchni zobaczyłem, jak Minseok w pośpiechu kończy pić kawę i wstawia pusty kubek do zlewy zakładając w międzyczasie kurtkę. Zrobiłem kilka kolejnych kroków do przodu i poczułem lekkie uderzenie w plecy.

- W końcu wyszedłeś z pokoju, hyung. Idziemy na imprezę do przewodniczącego. Chcesz iść z nami?- Baekhyun uśmiechnął się szeroko i ścisnął moje ramię. Przestań, to boli. Pokręciłem tylko głową i wszedłem do kuchni wyciągając z szafki kubek i torebeczkę herbaty. Od razu zalałem ją gorącą jeszcze wodą i usiadłem przy wyspie na jednym z barowych krzesełek.

- Nie daj się prosić, no! Chodź, będzie fajnie! Zobaczysz. Przewodniczący robi dobre imprezy i wcale nie ma na nich dużo alkoholu- zapewniał mnie Minseok, ale ja tylko pokręciłem głową.

- Nie mogę. Mam jutro sprawdzian z biologii z całego roku. Muszę się uczyć. Poza tym kto wpada na tak idiotyczny pomysł, żeby robić imprezę w środku tygodnia?- prychnąłem i upiłem łyk herbaty lekko się krzywiąc czując gorzki smak.- Gdzie cukier? 

- Skończył się. Przeżyjesz bez niego. Na pewno nie chcesz z nami iść?- Minseok poklepał mnie po ramieniu.

- Na pewno. Ten sprawdzian jest naprawdę ważny. Poza tym bez niego nie dostanę się na medycynę- dorzuciłem wstając. Sprawdziłem czy w kieszeniach mam kilka drobnych i ruszyłem do przedpokoju z zamiarem założenia butów.

- Nadal się tego trzymasz? Byliśmy w pierwszej liceum kiedy się zakładaliśmy. Myślałem, że już odpuściłeś- westchnął Minseok.- Jednak idziesz?

- Idę po cukier- wyjaśniłem i otworzyłem drzwi wypuszczając chłopaków pierwszych.- Gdyby coś się działo dzwońcie. Przyjadę- zamknąłem drzwi na klucz i ruszyłem do sklepu.

Zbiegłem po schodach i wybiegłem z bloku ruszając biegiem do pobliskiego kiosku. Dzisiejszy wieczór nie należał do tych najcieplejszych, a ja miałem na sobie jedynie cienką bluzę. Podbiegłem do przejścia dla pieszych i pomogłem starszej kobiecie przez nie przejść w podzięce dostając od niej kilka ciepłych słów i ciepły dotyk jej dłoni na moim bladym policzku. Wpadłem do kiosku naprzeciwko przejścia i od razu złapałem cukier. To nie tak, że lubię bardzo słodkie rzeczy, a sam cukier jest mi niezbędny do życia, nie. Po prostu nie wyobrażam sobie wypicia herbaty bez dwóch łyżeczek cukru. Z resztą jutro po szkole i tak będę musiał wybrać się na zakupy. Lodówka zaczyna świecić pustkami. Zapłaciłem za cukier i wybiegłem ze sklepu od razu przechodząc przez ulicę. Zatrzymałem się dopiero przed blokiem, gdzie spojrzałem w niebo. Było pełne gwiazd i wyglądało jeszcze piękniej niż zazwyczaj. Zamknąłem oczy i lekko się uśmiechnąłem wsłuchując w odgłosy miasta. Zaciągnąłem się przez nos powietrzem i wypuściłem je ustami otwierając oczy. Ostatni raz spojrzałem w gwieździste niebo i ruszyłem do mieszkania wyciągając z kieszeni klucze. Wbiegłem do bloku po schodach i wpadłem do mieszkania. Nie zdążyłem dobrze zamknąć drzwi, a one od razu otworzyły się z hukiem, przez co niemalże dostałem zawału. Ktoś przekręcił klucz w zamku i odkręcił się twarzą do mnie przykładając palec do ust. Chłopak na głowie miał kaptur, który spadł mu z głowy, kiedy osunął się po drzwiach. Miał blond włosy, a jego cera była idealnie biała. Bez żadnej skazy.

- Kim jesteś?- zapytałem cicho stawiając krok do tyłu. W głowie od razu zapaliła mi się czerwona lampka. To, że jest przystojny, nie znaczy, że nic ci nie zrobi, Lu.- Odpowiedz mi. Kim jesteś i dlaczego wpakowałeś mi się do mieszkania?

- Ciszej- wysyczał i przycisnął ucho do drzwi. Zza drzwi słychać było krzyki i tupoty stóp. Z pewnością byli to mężczyźni. Dwudziestoparoletni. Wysocy i dobrze zbudowani. Wszystko wywnioskowałem po ich głosie i stawianych krokach.- Jestem Sehun i właśnie przed nimi uciekam. 

- Wyjdź- powiedziałem bez chwili namysłu.- Wyjdź, bo zacznę krzyczeć- ostrzegłem chłopaka, a on wstał robiąc krok w moja stronę.- Wyjdź!- krzyknąłem i zacisnąłem mocno oczy przyciskając plecy do ściany.

- Nic ci nie zrobię, spokojnie. Hej, spójrz na mnie- posłuchałem jego ciepłego głosu i lekko uchyliłem oczy widząc, jak blondyn przygląda się mojej twarzy.- Nic ci nie zrobię. Chciałem się po prostu ukryć. Już spokojnie- uśmiechnął się szeroko. Naprawdę przystojny. Stop, Lu! Wyrzuć go z domu i wracaj do nauki. On na pewno coś ci zrobi. Schowaj się.

- Wyjdź- wyszeptałem, a po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Blondyn zacisnął usta w wąską kreskę i wyprostował się rzucając mi krótkie, współczujące spojrzenie, po czym przekręcił klucz w drzwiach i wyszedł. Osunąłem się po ścianie na podłodze i oplotłem ramionami nogi przyciągając je mocno do klatki piersiowej. Pamiętaj, Lu. Ze strachem nie wygrasz. Zacząłem cicho szlochać i schowałem twarz w kolanach. Byłem już zbyt przyzwyczajony do znęcania się nade mną. Każda nowa osoba była dla mnie wrogiem. Każda nowa osoba była kimś, kto znów zada mi ból.

A/N: Dostałam weny, kiedy byłam w kościele i musiałam to jakoś zrealizować. Nie wiem, jak to pogodzę z COTS, ale mam nadzieję, że mi się uda ^^ Mam nadzieję, że lubicie Hunhan'y >.<

I miss you | HunHanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz