Kocham go całym sobą. Na moim ciele nawet pojawił się znak, który powszechnie znany był jako ten, który otrzymuje się, kiedy znajdzie się tą jedyną, prawdziwą miłość.
Jednak on wziął ślub ponownie. Pamiętam jak płakałem tamtej nocy, kiedy leżałem w zimnym łóżku mając świadomość, że moja miłość odbywa właśnie noc poślubną z nim.
A on to Calum. Calum to zmiennokształtny. Rasa rzadko spotykana, położona wysoko w hierarchii. Do tego mężczyzna jest obdarzony niesamowitą urodą i charakterem. Miły, odważny, zabawny, a także silny. Zarówno psychicznie jak i fizycznie.
Nawet nie powinno się nas porównywać. Byłem nikim przy Calum'ie.
Dziś, tak jak opowiadał blondyn, poszedł z nim do restauracji. Nie powiedział mi nic, a ja jak głupi czekałem na niego przy zastawionym stole i łzami w oczach.
Przetarłem oczy i powoli podniosłem się z trawy. Gdzieś w oddali ujrzałem błękitne światełko.
Podszedłem do niego, a ono zniknęło i pojawiło się trochę dalej.
Błędne ogniki. Dusze zmarłych, którzy nie mogą zaznać spokoju. Przypowieści mówią, że błędne ogniki wskazują drogę, a gdy przyjrzy się dokładniej, widzi się twarz zmarłego. To właśnie tym stanę się po śmierci, skoro wyszedłem za mąż i nie mam możliwości przemienienia sie w rusałkę.
Bardzo powoli poszedłem do błękitnego płomyczka i kucnąłem przy nim. Po kilku chwilach wpatrywania sie w ogienek, ukazała się tam twarz młodej dziewczyny z pocieszającym uśmiechem na twarzy.
Dusza zaprowadziła mnie na łąkę pełną kwiatów, a ja zrozumiałem, o co jej chodziło.
Razem z eterycznym przyjacielem, zebraliśmy bukiet czerwonych i niebieskich róż, po czym skierowaliśmy się do domu. Zdecydowałem się na te kwiaty, ponieważ czerwone róże to symbol nie zmąconej niczym miłości, takiej aż do śmierci, bez żadnych upadków, a błękitne róże oznaczają wierność.
Sasza był moim jedynym przyjacielem, oprócz Ashton'a, z którym pracowałem w kawiarni. Ja naprawdę się starałem. Byłem w trakcie studiów, pracowałem za marne grosze, żeby móc dokładać się do rachunków i jeszcze robiłem wszystko w domu. Chciałem pokazać Luke'owi, że nie jestem aż taki beznadziejny i bezużyteczny, jednak powiedzmy sobie prawdę. Byłem zarówno bezużyteczny, jak i beznadziejny.
Wszedłem do domu, ściągnąłem buty i zawołałem, że wróciłem.
- Co tak długo Mikey? Zaczynałem się martwić!
- Przepraszam. Za to mam coś dla ciebie! - uśmiechnąłem się do niego i wyciągnąłem zza pleców bukiet.
- Och dziękuję kochanie, są śliczne. Zaraz wstawimy je do wody nie?
Pokiwałem szczęśliwy głową i pobiegłem poszukać jakiegoś wazonu.
Noc spędziłem wtulony w jego ciało, aby obudzić się rano samemu. Luke pewnie poszedł do pracy. Ja mam dziś na popołudnie, więc pozwoliłem sobie na jeszcze minutkę odpoczynku.
Potem umyłem się, ubrałem i zjadłem śniadanie. Ubrałem buty i spojrzałem na siebie w lustrze, żeby sprawdzić czy wyglądam mniej katastrofalnie niż świeżo po obudzeniu.
Miałem liliowo-fioletowe włosy, jasnozielone oczy i mało umięśnione ciało.
Brzydki jak zawsze. Czyli mogę iść.
Od razu po zajęciach pojechałem autobusem do miejsca mojej pracy i przywitałem sie z kolegą.
Lokowaty chłopak w bandamce uśmiechnął się do mnie wesoło i od razu zaczął opowiadać co ciekawego działo się u niego przez ostatnie parę godzin.
Ash był wilkołakiem, dlatego jego tęczówki mieniły się złotem, a uzębienie było zaopatrzone w mocno rozwinięte kły.
Do kawiarni wszedł brązowowłosy mulat, a z gardła Ashton'a wydostał się cichy warkot, oznaczający, że loczek najchętniej by się na niego rzucił i oznaczył swoim zapachem na wszystkie sposoby.
- Och cześć Michael! Nie myślałem, że tu pracujesz. - podszedł do lady, a ja wysiliłem się na miły uśmiech. Nie miałem nic do niego, był naprawdę dobry. Jednak...
- Tak jakoś się złożyło. - wydusiłem. - Co podać? - spytałem normalnie.
- Dużą, zwykłą kawę z mlekiem na wynos. Idę po Luke'a do jego firmy.
- Fajnie. Ash możesz zająć się kasą? - potrząsałem nim mentalnie, żeby opanował swoje instynkty i zabrałem się za robienie napoju.
Δ•Δ•Δ
Hey jak tam??
Miłego dnia i nocy wszystkim!
YOU ARE READING
Kruche Skrzydła / Muke
FanfictionW świecie, gdzie ludzi zastępują stworzenia nadnaturalne słaby, drobny Sylf dostaje dar od losu, jakim jest mąż Avatar, przedstawiciel najrzadszego z gatunków. I wszystko jest dobrze, jednak on ma drugiego męża.