Jedna nastoletnia nimfa razem z chyba swoją przyjaciółką sylfką podeszły do mnie bardzo niepewnie.
- To chłopak z miasta! Co on tu robi? - słyszałem szepty wszędzie wokół.
- Cześć jestem Miru, a to Casida. Kim jesteś? - odezwała się nimfa.
- Nazywam się Michael i em..- Jesteś smutnym sylfem czyż nie? Czy życie w mieście jest aż tak okropne?
- Nie, nie. Jest tak samo dobrze jak tutaj. Całkowicie inaczej, ale na swój sposób tak samo.
- Więc czemu jesteś smutny? - spytała sylfka o pięknych, dużych, błękitnych skrzydłach.
Kiedy sylf osiągnął w życiu pełnię szczęścia, jego skrzydła 'ewoluowały'. Stawały się bardziej pełne i piękne. Ze zwykłych podwójnych potrafiły stać się nawet takimi z pięcioma parami skrzydeł.
- To tylko problemy miłosne. - uśmiechnąłem się słabo.
- Potańczysz z nami? To zawsze poprawia humor!
- Wiem i bardzo chciałbym, ale moje skrzydła są zbyt słabe.
- Nie wierzę ci. - prychnęła nimfa - może straciły blask, ale nie może być aż tak źle.
Zatrzepotałem nimi mocno, jednak nie uniosłem się nawet o milimetr.
- Widzisz? Nie mogę.
- Och bardzo mi przykro. Mam nadzieję, że wydostaniesz się ze smutku zanim... Coś gorszego się stanie. Ale twoje nogi są sprawne, więc zatańczmy na trawie! - zawołała podekscytowana Miru.
- Oszalałaś? - popatrzyła na nią zszokowana Casida, a ta wzruszyła ramionami.
- Nauczysz mnie tańczyć na ziemi?
- Bardzo chętnie. - uśmiechnąłem się lekko.
Jakieś małe duszki wsunęły na moją głowę wianek z polnych kwiatów, na znak że jestem jednym z nich i poprosiłem dziewczynę do tańca kłaniając się lekko.
Wszyscy tutaj mieli ubrania zrobione z roślin lub lekkich materiałów, więc mój t-shirt i czarne jeansy całkowicie nie pasowały, ale za to ściągnąłem z nóg trampki, aby tak jak oni mieć bose stopy.
- Po pewnym czasie twoje ciało samo zacznie stawiać kroki. To nie jest aż takie trudne, nie martw się. - powiedziałem delikatnie i spróbowałem zatańczyć z nią walca angielskiego bez obrotu, jednak dziewczyna całkowicie się gubiła.
- Przepraszam, jestem okropna. I do tego wszyscy się na nas patrzą!
- To nic, niech się patrzą. Pozwolisz? - uniosłem ją lekko i postawiłem jej stopy na swoich. - Z resztą jedyna część twojego ciała, która nie czuję jeszcze rytmu to nogi, troszkę ćwiczenia i będziesz mistrzynią. Wszyscy będą ci zazdrościć. Odliczaj na głos kroki, spróbujemy najprostszego tańca.
- Raz, dwa, trzy, raz, dwa, trzy... - mruczała pod nosem i po paru minutach już wiedziała jak stawiać stopy więc zeszła z moich i zatańczyliśmy normalnie.
- Muszę już iść, ale na pewno tu wrócę. - obiecałem dwójce nowych znajomych.
Razem z Saszą po pół godzinie byliśmy już w domu. Była jakaś pierwsza w nocy, a ja jutro miałem poranne zajęcia i pracę.
Luke na mnie nie czekał. Nawet go nie było. Znów zabawiał się ze swoim mężem. Tym lepszym.
Nawet nie byłem pewien, czy on wie, że ma ich dwóch. Może rozwiódł się ze mną, kiedy spałem?
Naprawdę byłem zmęczony.
Prawie zapomniałem o wianku w moich włosach więc wsadziłem go do miski z odrobiną wody, żeby nie wysechł przez noc. Chciałem go jeszcze jutro ubrać.
W pracy Ashton przyjął moją ozdobę z pozytywnym zaskoczeniem. Powiedział, że wianek pasuje do moich włosów i wyglądam jeszcze bardziej słodko.
- Wiesz jakie miny mieli na zajęciach? Profesor prawie wyrzucił mnie z sali, ale na te zajęcia chodzi również Louise, która nosi sukienki z wielkich płatków kwiatów, więc stwierdził, że lepsze to niż gdybym miał zacząć ubierać liście i pnącza. - zaśmiałem się, a ten do mnie dołączył.
- Jak tam Luke? Naprawdę ty... Wy... On... On serio ma drugiego męża? W sensie Calum to jego mąż? Nie romans, nie fuckboy ani...
- Pomagałem Luke'owi z ich ślubem. - westchnąłem. - Luke to avatar, Calum jest zmiennokształtnym, a ja najzwyklejszym, chorym sylfem.
- Uh to musi być okropne. Nie mówiłeś, że jesteś chory...?
- Miałem białaczkę. Luke wziął mnie pod swoją ochronę i uleczył.
- Nie sprzeciwiałeś się, kiedy on z Calum'em...?- Nie mogłem. Gdyby mnie zostawił, choroba by nawróciła i... Jestem na jego łasce Ash. Kocham go całym sobą, ale to co mi robi... Nie wykrzycze mu tego, bo się za bardzo boję.
- Ty się z nim niszczysz Mike. Popatrz na swoje skrzydła. Jeszcze trochę i zaczną się kruszyć.
- Wiem.
Heeeeeey! Co tam jak tam?
Miłego dnia i nocy wszystkim!
YOU ARE READING
Kruche Skrzydła / Muke
FanfictionW świecie, gdzie ludzi zastępują stworzenia nadnaturalne słaby, drobny Sylf dostaje dar od losu, jakim jest mąż Avatar, przedstawiciel najrzadszego z gatunków. I wszystko jest dobrze, jednak on ma drugiego męża.