02. Jeszcze trochę.

245 30 11
                                    

Podążam wzrokiem za jej idealnym ciałem. Wygląda pięknie, a nawet piękniej niż wczoraj. Uśmiechnięta opuszcza swoje miejsce pracy. Zaciskam swoje pięści, gdy wsiada z nim do samochodu.
Jadę za nimi, a kiedy w pewnym momencie tracę ich z pola widzenia, zaczynam panikować. Całe szczęście, że mój instynkt nigdy mnie zawodzi. Skręcam w prawidłową uliczkę i uśmiecham się sam do siebie. Przecież doskonale pamiętam drogę do jej mieszkania. Naciągam kaptur na głowę i zakładam czarne okulary.
Moja słodka, powiedz mi czemu mnie zostawiłaś? Dlaczego nadal zadajesz się z nim, skoro tak bardzo Cię krzywdzi? Płakałaś przez niego, wiele razy. Dlaczego zawsze mu wybaczasz? Zaopiekował bym się Tobą.
Dociskam pedał gazu, aby ich dogonić. Idealnie manewruję samochodem, aby znaleźć się tuż obok nich. Moje serce zaczyna bić mocniej, kiedy jej ciemne oczy wpatrują się w przyciemnianą szybę mojego samochodu. Nie może mnie dostrzec, ale ja widzę ją i przysięgam, że jestem teraz najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Byłbym jeszcze bardziej szczęśliwy gdybym miał ją na wyłączność. Moja radość przemija, gdy on przyśpiesza i już nie mogę jej podziwiać. Pragnę jej. Tak cholernie jej pragnę. Ciągle o niej myślę. Wyobrażam sobie ją w moich ramionach, nie w jego.
Dojeżdżają pod jej dom. Opuszcza samochód, a jej idealne włosy rozwiewa chłodny jesienny wiatr. Boże, brakuje mi słów, aby wyrazić to, jak idealna w każdym calu jest. Po raz kolejny on psuje wszystko. Zabiera ją do środka i znika mi z oczu.
Ja jednak znajduję miejsce, z którego mam idealny widok na jej sypialnię. Stoję z rękoma schowanymi w kieszeni i kapturem na głowie, czekam jakby na cud. Na moje ciało zaczynają spadać dość duże krople deszczu, jednak teraz to mało istotne. Najważniejsza w tym momencie jest ona i to, czy nie dzieje jej się krzywda.
Zastygam w miejscu, gdy widzę jak on zachłannie całuje jej cudowne usta. Wpadają do pokoju jak tornado, które jest gotowe zniszczyć wszystko na swojej drodze. Nikt nie ma pojęcia co właśnie czuję w środku. Mam ochotę rozszarpać go na strzępy, jednak nie mogę... nie teraz...
Ze złością wymalowaną na twarzy przyglądam się całej tej sytuacji, która aktualnie ma miejsce. Jej ciało, takie zgrabne i takie miękkie. Sama myśl o niej sprawia, że zaraz dojdę.
Odwracam wzrok, kiedy on odwiedza jej jakże idealną cipkę. Nie zniosę tego dłużej.

Zrywam się z miejsca i podbiegam z drugiej strony domu. Wdrapuję się po rynnie i zeskakuję na taras.
Biorę większy zamach i rozbijam okno, mając nadzieję, że przykuję ich uwagę. Wchodzę do środka, biorę odłamek szkła i celowo ranię się w rękę. Nie tracąc czasu zaczynam pisać czerwoną cieczą, która pochodzi ode mnie, po lustrze.
Robię dwa kroki w tył i podziwiam swoje dzieło. Uśmiecham się przelotnie i najszybciej jak się da opuszczam pomieszczenie. Staję się przygnębiony, kiedy dostrzegam, że nawet dźwięk tłuczonego szkła nie rozproszył ich wielkiej miłości.

-Jeszcze trochę, darling. Jeszcze trochę i znów będziesz tylko moja.

                             ***

Rozdział celowo jest taki krótki😊 Jednak mam nadzieję, że się podoba!

Eyes wide open, darling [JB]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz